53. 'Rozkaz'

6.9K 915 114
                                    

- To nie...
- Dlaczego kwestionujesz wszystko co mówię?- przerwał jej- słuchaj mnie Zahrah. Przynajmnij czasami.
Uniosła wysoko głowę i odwróciła się, odchodząc od niego. Podeszła do dużego namiotu, gdzie bogaty kupiec prezentował cudne tkaniny. Każda była inna, żaden wzór się nie powtórzył.
- Pani- skłonił się natychmiast- dziękuję, że zwróciłaś uwagę na me skromne skarby.
Skromne?
Nie widziała tu skromności. Stoisko aż biło przepychem.
- Witaj- odezwała się- chciałam zapytać, skąd tu przybyłeś- powiedziała na co uniósł wzrok zaskoczony.
- Z Penewy, pani- powiedział i skinął głową.
- Przypłynąłeś przez ocean?
- Nie, pani. Wielbłądy mojej karawany dotarły tu przed wschodem słońca.
- Dziękuję, naprawdę- powiedziała szczerze.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając go skonsternowanego przy swoich skarbach.
Dlaczego pani nie zwróciła uwagi na przeróżne tkaniny, które tylko czekały jej spojrzenia? Dlaczego?
Jej uwagę zwróciło zupełnie inne stoisko. Wysoki, chudy mężczyzna w brązowych spodniach i przetartej, czerwonej kamizelce, na której złote hafty już straciły blask. Na jego stoisku, którym był koc rozłożony na piasku zobaczyła tylko cztery kolory. Trzy odcienie błękitu i... Czerwień.
Podeszła do niego powoli, a on zmarszczył brwi.
Dlaczego nie widzi tych cudownych tkanin, które kusiły wzrok. Dlaczego zwraca uwagę na... Nic, co jest warte jego uwagi.
Rozejrzał się.
Wszystkie jego, rozmawiały z kupcami z dalekich stron.
Ona tego nie chciała.
Podeszła do człowieka, na którego nikt nie zwracał uwagi.
- Witaj- uśmiechnęła się, co odbiło się w jej dziwnych tęczówkach.
Stary człowiek podniósł głowę zdziwiony i zaraz wstał, chyląc ją w dół.
- Pani...
- Nie, nie mów pani, proszę- pokręciła głową.
Dlaczego nie chce, by stary biedak nazywał ją panią, a gdy bogaty kupiec zwrócił się do niej w ten sposób nie powiedziała słowa...
- Wybacz mi, proszę- skłonił się powoli- ale nie moje stoisko jest godne twej uwagi. Skarby są tam- wskazał dłonią w stronę drugich kupców.
- Nie mów tak- pokręciła głową- spodobał mi się twój materiał- powiedziała, a ten podniósł wzrok na jej oczy.
- Ognista czerwień- powiedział cicho mężczyzna.
- Tak, właśnie- uśmiechem się- to jedwab?
- Tak- skinął głową- bardzo miękki, dotknij proszę- wysunął skrawek w jej stronę, a ona przejechała po nim opiszkiem palca.
Zaparło jej dech. Nigdy wcześniej nie dotykała tak miękkiego jedwabiu.
- Jest wspaniały- powiedziała oniemiała.
- Powiem ci, pani, że wśród nich- wskazał na bogactwo- nie znajdziesz takiego- pokręcił lekko głową.
- To dzieło twoich rąk?- zapytała.
- Jedynie, jakie jeszcze mam- skinął głową- od lat, się tym zajmuję. To moje życie.
- Więc kupię go od ciebie. Jeżeli mi pozwolisz- powiedziała, a on ucieszony pochylił głowę.
- Nic nie sprawi mi większej radości- powiedział.
Odwróciła się i podeszła do niego. Stanęła naprzeciwko i wyciągnęła dłoń.
- Proszę- powiedziała unosząc wysoko głowę. On tylko pokręcił swoją.
- Jesteś pewna?- zapytał. Jako odpowiedź tylko wysunęła bardziej rękę.
Westchnął głęboko i wyciągnął zza pasa złotą monetę. Podał jej ją.
- Jeszcze jedną- powiedziała twardo, na co uniósł brwi w zaskoczeniu. Bez słowa podał jej drugą monetę. Był ciekaw jej zachowania.
Podeszła do wysokiego starca i uśmiechnęła się.
- Proszę- wysunęła zapłatę, a ten otworzył szeroko oczy widząc ją.
- To zbyt wiele...- pokręcił głową.
- Weź, proszę- chwyciła jego dłonie, na co bardzo się zdziwił. Nie spodziewał się, że jedna z jego zachowa się w ten sposób.
- Dziękuję, pani. Niech Bóg ma cię w opiece Almas Asija- skłonił się nisko- pomogę zanieść do pałacu...
- Oh, nie trzeba- pokręciła głową- mój strażnik to zrobi- zwróciła się w jego stronę.
Otworzył szeroko oczy.
- Weź to proszę- wskazała dłonią na rulon materiału i uniosła podbrudek.
Jak może mówić do niego w ten sposób? Jakim prawem wydaje mu rozkaz?
Podszedł powoli i pochylił głowę. Czuł się... dziwnie. Nie źle, czy dobrze. Po prostu dziwnie. Podniósł zwinięty materiał.
- Jeszcze raz dziękuję- powiedziała do starszego człowieka i ruszyła w stronę reszty targowiska.
On chcąc nie chcąc ruszył za nią.
*
- Dokąd idziesz?- zapytał idąc obok niej.
Nie zwracała na niego uwagi.
Jej oczy wyraźnie czegoś szukały, widział to dobrze.
- Szukam kobiety, która maluje na skórze- powiedziała i w tej właśnie chwili jej oczy ją znalazły. Szybko ruszyła w jej stronę.
- Salma- odezwała się, a mulatka podniosła głowę. Gdy tylko ją zobaczyła wstała natychmiast i spojrzała w dół.
- Pani...
- Nie pani- pokręciła głową- popatrz na mnie- poprosiła, a to podniosła głowę i uśmiechnęła się nieśmiało- namalujesz dla mnie?- zapytała, a ona pokiwała głową z uśmiechem.
- Tak, z wielką radością- powiedziała, a ona usiadła na materiale w kolorowe wzory.
Zdziwił się. Dlaczego siedzi na ziemi przed zwykła kobietą? Przed osobą, która nie reprezentuje absolutnie nic.
Nie mógł zrozumieć.
- Może jednak...
- Usiądź obok mnie, proszę- spojrzała na nią z dołu.
Usiadła więc i splotła dłonie na kolanach.
- Kwiaty?- zapytała, na co pokiwała głową.
A on stał i patrzył.
Patrzył jak dziewczyna zaczęła tworzyć różne wzory na jej przedramieniu.
- Wyglądasz na zmęczoną- zauważyła po chwili.
- Nie, pani-pokręciła głową- to przez upał.
Wiedziała, że kłamie.
Dziewczyna była wychudzona, jej twarz zmieniła się odkąd pierwszy raz ją widziała. Miała zapadnięte policzki i zmęczone oczy.
- To nie upał- powiedziała- jadłaś coś dzisiaj?- zapytała, a ta zaprzestała pracy i spuściła głowę.
- Nie, pani.
Poczuła uścisk w klatce piersiowej.
Ona zjadła obfite śniadanie. Jedzenia nigdy jej nie brakowało, mogła powiedzieć jedno słowo, a dostałby cokolwiek by chciała. Czym ona różni się od dziewczyny z bazaru? Dlaczego ona żyje w dostatku, kiedy ta nie ma co jeść?
- Dlaczego?- zapytała z obawą- popatrz na mnie, proszę.
I spojrzała. Ze wstydem.
- Mam trójkę dzieci- odparła- mój mąż pracuje przy wyrobie naczyń. Nie mamy pieniędzy, a zbliża się zebranie podatków, jak co pełnię. Musieliśmy zebrać pieniądze dla poborcy, ale nie mogłam położyć dzieci spać głodnych- przełknęła ślinę- wybór był prosty. Bardzo prosty. Nie rozumiesz tego...
- Rozumiem. aż za dobrze- powiedziała cicho, łapiąc ją za dłoń- pomogę ci.
Wstała i spojrzała na niego chłodno.
Wiedziała, że to on kazał rozesłać poborców.
- Pójdziesz teraz do kupca- powiedziała twardo.
Uniósł brwi
Rozkazujesz mi...
- Znajdziesz takie stoiska, które należą do biednych- zaznaczyła- nie kupisz nic z bogatej karawany- zagroziła palcem.
Czego chcesz, Zahrah...
- Przyniesiesz kosz jedzenia dla niej i dla jej dzieci.
- Co...
- Natychmiast.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz