Zayn
Myślała nad tym co jej powiedział. Tamtego wieczoru, kiedy się jej pierwszy raz przedstawił po prostu się z nią pożegnał słowem 'dobranoc' i wyszedł. Od tamtej pory go nie widziała, nawet Husam gdzieś zniknął. Dni spędzała na spacerach po ogrodzie, gdzie zawsze towarzyszył jej Asim. Był coraz większy, już nie mogła wziąć go na ręce.
Dziwiło ją też zachowanie Aminy. Mulatka coraz mniej z nią rozmawiała, unikała jej spojrzenia, ale nie pytała dlaczego. Nie działo się nic złego, nie mogła cały czas na nią naciskać.
Słońce już w połowie zanurzyło się w toni oceanu, rzucając przed siebie złotą poświatę. Siedziała na balkonie, jak codziennie, jedną dłonią gładząc sierść na głowie kota, który spał tuż obok.
Nagle otworzył swoje dziwne, brazowo zielone oczy i spojrzał w kierunku wejścia na taras.
Ona machimalnie zrobiła to samo.
Chwilę później ukazał się tam mężczyzna o zielonych oczach.
- Husam- uśmiechnęła się szczerze zaskoczona.
Nie spodziewała się go.
- Wybacz- skłonił się.
- Słucham?- zmarszczyła brwi.
- Przez czternaście dni byłem poza pałacem. Wybacz, że nie przyszedłem się pożegnać- powoli skierował się w jej stronę.
Faktycznie, wiedziała, że nie ma go tutaj. Wiedziała, że on również wyjechał.
Ale nie wiedziała dlaczego czuła żal z tego powodu.
- Nic się nie stało- pokręciła głową i odwróciła wzrok w kierunku usypiajacego słońca- nie masz tego obowiązku. On też nie- powiedziała.
Spojrzał na nią zszokowany.
- Nie przyszedł do ciebie? Myślałem, że...
- Nie, nie przyszedł- odparła obojętnie.
Sama nie wiedziała na co w tym momencie liczyła...
Co się dzieje...
- Cóż, przecież nie musi- powiedziała i wstała- mogę iść do ogrodu, czy mi nie wolno?- zapytała unosząc wyżej podbródek.
Widział, że jest zawiedzona.
Tylko dlaczego?
- Tak, oczywiście- skinął głową- odprowadzić cię?
- Nie trzeba. Dopiero wróciłeś, powinieneś odpocząć- wymusiła lekki uśmiech, dotykając dłonią jego ramienia.
Minęła go, życząc dobrej nocy i razem z Asimem skierowała się do wyjścia.
Ogrody wyglądały naprawdę pięknie.
A szczególnie nocą.
Było już ciemno, tylko księżyc patrzył na nią z góry.
Tak jej się zdawało.
Tęsknił za nią.
Stał na tarasie tuż przy schodach na dziedziniec pałacowy i podziwiał piękno swego kwiatu.
Chciał jej dotknąć.
Chciał spojrzeć w jej dziwne oczy.
Chciał poczuć jej zapach.
Bijące od niej ciepło.
Nie mógł opisać tego uczucia, które nawiedzało go za każdym razem, kiedy była blisko niego. Żadna inna nie dawała mu tego dziwnego uczucia ciepła, które rozchodziło się po całym ciele.
Ruszył w jej stronę. Zszedł powoli po schodach, w międzyczasie poprawiając czarną koszulę. Przeszedł między kolumnami do ogrodu i przystanął.
Nigdzie jej nie było.
Gdzie jesteś, moja Zahrah...
Przeszedł kamiennymi chodnikami wzdłuż uśpionych krzewów, które zamknęły kielichy swych kwiatów przed mrokiem nocy. I zdał sobie sprawę, że jest jedno miejsce, gdzie może ją znaleźć.
Altana.
I miał rację.
Zobaczył ją siedzącą na marmurowej ławce w białej nocnej sukni. Tygrys leżał spokojnie przy jej stopach, raz za razem ruszając swoim długim ogonem.
Jakby wabił nim ofiarę.
Zszedł powoli po stopniach na mały plac, gdzie stała altana, otoczony drzwiami i krzewami kwiecistymi.
Podniosła głowę, odrywając wzrok od płatków, które trzymała w dłoniach.
Wiedziała, że na nią patrzy.
Poczuła dziwne dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa.
Odwróciła się powoli.
Stał i patrzył na nią, usta miał lekko uchylone, oczy otwarte szerzej niż zwykle. Był ubrany w czerń. Tylko czerń.
Ale jego oczy mieniły się nienaturalnie dziwnym blaskiem.
Odwróciła wzrok.
Uparcie patrzyła przez siebie, wplatając dłoń w sierść na głowie Asima, który usiadł wiedząc, że nie jest już ze swoją panią sam.
Dlaczego się ode mnie odwracasz...
Podszedł do niej powoli i stanął za jej plecami. Wyciągnął dłoń, chciał jej dotknąć, potrzebował ją poczuć, wpleść palce w jej falowane włosy.
- Nie dotykaj mnie.
Cichy szept przerwał ciszę nocy.
Zatrzymał dłoń milimetry od jej włosów.
Dlaczego, Zahrah...
Powoli stanął przed nią, ale nie spojrzała na niego.
Jakby był dla niej powietrzem.
- Dlaczego mi to robisz?- zapytał cicho, choć w głębi był rozdarty przez ból i gniew.
- Nie było cię...
Tylko tyle.
Ona też za nim tęskniła.
Też chciała poczuć jego dotyk. Chciała spojrzeć w oczy, które za każdym razem wydawały się jej być bardziej niezwykłe.
Już nie takie same jak wszystkie w tym świecie.
Usiadł obok niej.
On, władca, usiadł obok zwykłej kobiety.
Tylko kobiety.
Powoli wysunął dłoń i chwycił jej mniejszą.
Była zimna.
- Nie powiedziałeś słowa. Myślałam, że...- odwróciła wzrok- że chociaż powiesz, że wyjeżdżasz- wyszeptała z ledwo słyszalnym żalem.
Nie ma tego obowiązku. Jest panem i nie musi się tłumaczyć.
Ale dlaczego tego właśnie chciał?
Chciał jej...
- Tęskniłam za tobą...
Nie wiedział co zaskoczyło go bardziej.
Jej słowa, czy to, że mówiąc to, wtuliła się w jego pierś.
Czuła wyraźnie jak jego ciało, jego mięśnie stają się napięte.
A on toczył walkę sam ze sobą.
Nie ma prawa go dotykać.
Nie wolno jej.
Nigdy.
Nie może.
On jest jej panem.
To właśnie powiedziałby kiedyś.
Teraz objął ją ramieniem, ale bardzo powoli i jakby niepewnie. Nigdy tego nie robił. Oparł brodę o jej głowę i odetchnął.
Dostał to, czego chciał.
Mam cię, Zahrah...
- Ja też- odparł tak cicho, że ledwie go słyszała. Podniosła powoli głowę i spojrzała mu w oczy.
Inne...
Ale dotarło do niej, że to co zrobiła, było nieodpowiednie. On jest sułtanem, a ona?
Nikim...
- Ja...- odsunęła się od niego- nie powinnam była...
- Nie, zostań- powiedział i chwycił jej dłoń.
Wstrzymała oddech.
- Zgodzisz się iść na spacer? Czy jesteś zmęczona?
Chciał z nią być jak najdłużej. Chciał mieć tą pewność, że ma ją przy sobie, że nigdzie mu nie ucieknie.
- Jeśli chcesz- wzruszyła ramieniem.
Była zmęczona.
Ale chciała spędzić z nim ten czas.
Wstał powoli i zaoferował swą dłoń. Uśmiechnęła się mimowolnie i ujęła jego palce, bardzo delikatnie. Nawet się zastanawiał jak ona to robi. On nigdy nie pozwalał się dotykać. Nie oferował dłoni żadnej kobiecie, bo dlaczego miałby? Kobieta jest... nie warta tego gestu.
- Dokąd pojechałeś?- zapytała w końcu, kiedy szli między krzewami róż- Husam przyszedł dzisiaj, ale nic więcej nie powiedział.
- Byłem w jednej z prowincji.
- Prowincji? To daleko stąd?- zapytała zaciekawiona.
- Ta akurat tak. Cały ten kraj dzieli się na mniejsze prowincje. Każda ma swoją osobną władzę i urzędy, ale wszystkie podlegają mnie. Cały ten świat... wszystko jest moje- powiedział i spojrzał na nią z góry.
- Mam nadzieję, że podróż była udana- powiedziała i puściła jego ramię, podchodzą do kwiatu lilii.
Znowu to zrobiła.
Znowu odwraca się od niego plecami. Dlaczego nie widzi tego zaszczytu? Przecież on jest tu z nią, powinna być wdzięczna za to, że może go oglądać, on jest jej panem.
- Tak, chociaż długa. Tartar leży przy samej granicy- powiedział podchodząc do niej.
Tartar...
Już kiedyś słyszała tą nazwę.
Tylko kiedy.
- Co robiłaś przez ten czas? Niczego ci nie brakowało?- zapytał i odgarnął jej włosy za ramię.
Brakowało.
Jego...
- Nie, tylko...- zaczęła z wahaniem- czułam się jakbym była sama- powiedziała w końcu, na co zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?- wystawił swoje ramię, które powoli chwyciła.
Czego się boisz, Zahrah...
- Nie było cię- powiedziała- nie było ciebie, ani Husama. Nie rozmawiałam z nikim, a Asim mi nie odpowie- uśmiechnęła się lekko, patrząc na tygrysa, który szedł krok w krok za nimi- przyzwyczaiłam się do ciebie- powiedziała w końcu- może nie powinnam, bo jestem nikim, ale...
- Nie mów tak nigdy- zatrzymał się gwałtownie.
Cofnęła się natychmiast. Podniósł głos.
- Sam tak powiedziałeś- uniosła wysoko głowę- powiedziałeś, że jestem nikim w porównaniu z tobą. Ty jesteś sułtanem, ja tylko kobietą.
Zacisnął usta w wąską linię.
- Nie chcę, żebyś tak myślała.
- Nie rozumiem dlaczego- przyznała.
Wziął głęboki oddech.
- Jesteś dla mnie ważna, Zahrah. Nigdy o tym nie zapominaj- pokręcił głową patrząc na nią.
Dlaczego jej to mówi, przecież... to kobieta. Jaką wartość przedstawia kobieta, jeśli nie jej ciało? Żadną.
- A...- zrobiła krok w jego stronę- gdybym zwróciła się do ciebie po imieniu... pozwoliłbyś mi?- spojrzała mu w oczy z taką głębią, że poczuł to wewnątrz siebie.
- Nikt nie ma tego prawa- powiedział.
Tylko Husam...
- Rozumiem- odparła zdawkowo- to zna...
- Ale tobie je daję.
Spojrzała na niego zdezorientowana.
Dlaczego...
- Ale jest jeden warunek- powiedział- to dotyczy Husama i teraz również ciebie- możesz to robić tylko w mojej obecności- zagroził- nikogo więcej.
Przemawiała przez niego władza.
Wyraźnie to widziała.
- Dlaczego?- zapytała szybko.
- Bo tak powiedziałem. Nie zadawaj zbędnych pytań, Zahrah- westchnął i przysiadł na skraju marmurowej ławki- zadajesz bardzo dużo pytań- spojrzał na nią, jakby zmęczony.
- Będzie ich jeszcze więcej- dodała z uśmiechem- na przykład...- spojrzała w górę, zagryzając wargę.
Nie rób tego...
Spojrzała mu w oczy, a uśmiech nadal tańczył na jej ustach.
Związał wargi językiem.
- Ile masz lat?- zapytała po chwili.
Pokręcił głową z uśmiechem i spojrzał na czerwony rubin, który nosił na palcu.
- 27- odparł- jeśli zapytam to samo, odpowiesz mi?- uniósł wzrok.
- Może odpowiem- mruknęła jedynie.
- Nie drażnij mnie- powiedział ostrzegawczo, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu- powiedz.
- 21- odparła- uśmiechasz się- dodała jeszcze.
- Rzadko mam okazję- przyznał.
- Dlaczego? Jesteś sułtanem...
- Właśnie. Nie przystoi władcy...
- Pokazywać szczęścia?- zapytała otwarcie- to jest takie dziwne- spojrzała na kwiat niebieski- nie rozumiem. Powiedziałeś, że wszystko możesz. Nie potrafię zrozumieć- pokręciła głową.
- Ja też nie rozumiem jednej rzeczy- odparł i siedząc, wyciągnął dłoń w jej stronę.
Chwyciła ją zdziwiona, zrobiła to niepewnie, a on pociągnął ją tak, że stała między jego nogami. Spięła się mimowolnie i odganiała niechciane myśli.
Była teraz tak blisko niego.
A on wiedział, że znowu nie ma na sobie bielizny...
Widział przez cienki materiał zarys jej piersi.
Takie idealne...
Powoli objął ją w talii i splótł ręce u dołu jej pleców.
Ale to dziwne.
Pan siedzi przed nią, patrzy na nią z dołu.
Na zwykłą kobietę.
- Czego nie rozumiesz?- zapytała cichutko, patrząc w dwie tęczówki, inne niż zazwyczaj.
- Dlaczego chcę patrzeć ci w oczy...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...