52. 'Droga do zrozumienia'

7.1K 908 79
                                    

Dzień za dniem mijał, a ona znów go nie widziała. Miało to miejsce tylko raz, kiedy szła między kolumnami do ogrodu, a on w towarzystwie ministrów szedł na zebranie rady.
Wiedział, że patrzy. Podniósł wzrok i spojrzał w jej oczy, po czym uniósł lekko lewy kącik ust i minimalnie skinął głową.
Chciał ją zobaczyć.
Lecz mimo to, wieczory spędzał z panią o oczach jak niebo nocą. Dał jej to, o co prosiła.
Szafir otulony złotem, który odtąd miał zdobić jej szyję...
Siedziała w ogrodzie już drugą godzinę i patrzyła na trzymany w dłoniach biały kwiat.
Aż nagle na jej ramieniu usiadł motyl.
Zielono niebieski.
Taki sam jak te, które widziała będąc z nim.
Wstrzymała oddech i uniosła dłoń, by go złapać. Delikatnie usiadł na jej palcu, na co się dziwiła, myślała, że ucieknie. Zamknęła go w obu dłoniach i szybko wstała.
On musi zobaczyć...
Przeszła obok krzewów ozdobnych na dziedziniec i między kolumnami do schodów na ogromne tarasy. Tygrys oczywiście podążał tuż za nią. Dotarła na piętro, gdzie znajdowały się jego komnaty i weszła na krótki korytarz. Straż widząc ją skłoniła do nisko, na co odpowiedziała skinieniem głowy.
Dlaczego, pani?
Otworzyli drzwi bez słowa, więc czym prędzej weszła do środka. Przeszła przez główną komnatę i zatrzymała się przed drzwiami do mniejszej, gdzie słyszała rozmowę.
- Jutro. Przypłynął statek z Galossy, to dobra okazja.
Husam.
- Więc niech tak będzie.
- Jest jeszcze coś- odezwał się- kiedy byłeś z nią, moi ludzie i ja, sprawdziliśmy miasto.
Zaciekawiło ją to.
- Znalazłem człowieka, który jest w posiadaniu pewniej rośliny. To ona była przyczyną jej choroby.
Czekała na jakikolwiek komentarz za strony mulata, ale...
Nim zdążyła zrobić cokolwiek, drzwi się otworzyły. On sam je otworzył.
Podniosła przestraszona wzrok i cofnęła się o krok.
- Długo tu jesteś?- zapytał, patrząc na nią z góry. Wiedział, że ktoś wszedł do komnaty, słyszał otwierające się drzwi.
- Chcę wiedzieć- powiedziała natychmiast, unosząc wysoko głowę- chcę wszystko wiedzieć.
- Dlaczego nie weszłaś do środka?- spojrzał na nią, unosząc brew.
- Chcę wiedzieć- powtórzyła uparcie, patrząc na niego wyczekująco. W końcu minęła go i weszła w głąb komnaty, stając obok Harrego. Uniosła wysoko głowę i spojrzała w jego oczy.
- Ta sprawa...
- Mnie dotyczy, więc chcę wiedzieć- przerwała mu szybko.
- Zahrah...
Nie podobał mu się ton jej głosu.
- Powiedz mi- odezwała się już ciszej, a jej głos był jakby... łamliwy- powiedz mi co wiesz, proszę...
Podszedł do niej szybko i spojrzał na przyjaciela. Ten tylko skinął głową i w ciszy opuścił komnatę.
Patrzyła uparcie w jego tęczówki, w dłoniach wciąż trzymała motyla, o którym zdążyła kompletnie zapomnieć.
- Dowiem się kto za tym stoi, Zahrah- powiedział z powagą- a gdy nadejdzie ten dzień, wydam na niego wyrok śmierci.
Uchyliła usta przerażona.
- Nie denerwuj się...
- Ktoś chce twojej śmierci, Zahrah- przerwał jej ostro. Odsunęła się- a ja do tego nie dopuszczę- dodał już ciszej i odwrócił się, opierając dłonie o blat biurka. Pochylił się w przód i zamknął oczy, starał się uspokoić. Ale miał przed oczami ten widok, gdy pierwszy raz ją taką zobaczył.
Niemal martwą.
Poczuł jej drobną dłoń na prawej łopatce. Delikatnie gładziła to miejsce, jakby chciała go uspokoić. Odwrócił się powoli.
- Już jest dobrze- szepnęła cicho- nic mi nie jest- powiedziała- chciałam ci coś pokazać- wyciągnęła dłoń, a motyl siedział na jej palcu.
Uchylił usta.
- Skąd go masz?- zapytał, a ona uniosła dłoń i posadziłam go na jego turbanie.
Skrzywił się zaskoczony i uśmiechnął się, patrząc w górę.
- Przyleciał- wzruszyła ramieniem.
Spojrzała w stronę okna i podeszła o niego, kładąc dłonie na parapecie z marmuru.
- Co ci jest?- podszedł do niej, a motyl odleciał.
- Dawno cię nie widziałam- powiedziała tylko- a chciałbym o coś zapytać- spojrzała na ocean. Słońce zachodziło.
- Słucham- uniósł dłoń by odgadnąć jej włosy za ramię.
Przeniosła na niego spojrzenie.
- Chciałam zapytać, czy... będę mogła iść na bazar?- zapytała, a on uniósł brwi.
- Chciałabyś iść?- zapytał, a ona pokiwała głową- wyjście jest jutro.
- Naprawdę? A Husam, też pójdzie?
- Ktoś musi cię pilnować- uśmiechnął się.
- Obiecałam, że...
- Ja to wiem, Zahrah- przerwałem spokojnie- będzie dbał o twoje bezpieczeństwo...
- Ale ja tego nie chcę.
Weszła mu w słowo bardzo gwałtownie i ostro.
Dlaczego go odrzuca? On chce ją chronić.
- Masz za nic to, co dla ciebie robię- syknął i odwrócił się od niej.
- Każesz mu narażasz się dla mnie. Nie chcę tego...
- To jest jego obowiązek- przerwał jej.
- Nieprawda. Nie ma żadnych obowiązków w stosunku do mnie- powiedziała dobitnie- nie jestem tu nikim ważnym...
- Jesteś ważna dla mnie.
Uniosła wyżej podbródek zaskoczona.
- Dlaczego tego nie widzisz...- pokręcił głową bez zrozumienia.
Spuściła wzrok.
- Zrozum- zaczęła cicho- ja nie chcę, żeby ktokolwiek cierpiał przeze mnie. Nie chcę nikogo narażać.
Uniósł dłoń, unosząc jej podbrudek.
- Nie chcę, żebyś wydawał wyrok śmierci.
Spojrzał na nią zaskoczony.
Wiedziała, kto jest winien całemu złu jakie ją spotkało. Ale nie chciała śmierci ziemnych oczu.
- Proszę cię. Powiedz, że tego nie zrobisz- spojrzała na niego.
Widział w jej oczach smutek.
- Dobrze, Zahrah- westchnął głęboko- masz moje słowo.
Którego nie zamierzał dotrzymać.
*
Zeszła po schodach ubrana w jasną, niebieską sukienkę z długim rękawem, a na głowie miała chustę, zasłaniającą twarz i włosy.
- Husam- odezwała się, a brunet odwrócił się w jej stronę.
- Witaj, pani- skinął głową- dobrze spałaś?- uśmiechnął się, kiedy stanęła przy nim.
- Tak, dziękuję. I nie mów...
- Jak sobie życzysz, pani- ponownie skinął głową.
Przewróciła oczami.
Jej spojrzenie napotkało chłód wody oceanu. Patrzyła w jej tęczówki i zastanawiała się, jaki będzie następny krok z jej strony. Zbyt długo jest spokojnie. Zdecydowanie zbyt długo.
Husam dał jej jedno spojrzenie, po czym powiedział coś w jego języku. Strażnik przy bramie skinął głową, a główne wrota prowadzące na dziedziniec powoli się otworzyły.
I w tej chwili jej plecy przeszedł dziwny dreszcz.
Jesteś tutaj...
Odwróciła się, ale zobaczyła jedynie strażników stojących w rzędzie.
- Chodź- odezwał się Husam, więc się zwróciła się ku niemu i razem przeszli w stronę bramy.
Wszystkie panie weszły między kolorowe stragany. Ona szła na końcu, nie spieszyło się jej.
- Posłuchaj mnie- spojrzał na nią- muszę coś sprawdzić. Zostawiam cię pod okiem straży. Pilnuj się- poprosił.
- Dokąd idziesz?- zapytała, choć wiedziała dokąd.
Westchnął głęboko.
- Tylko uważaj na siebie- odparła cicho.
- Ty też- powiedział i skinął głową. Odwrócił się i wraz z czwórką strażników ruszył w swoją stronę.
Szła powoli między ludźmi, którzy chylili głowy.
Dlaczego...
I nagle znów przeszedł ją chłodny dreszcz.
Odwróciła się i zobaczysz za sobą strażnika. Stał z głową wysoko w górze.
Spojrzała w jego oczy.
Te inne niż wszystkie w tym świecie.
Odwróciła się zakończona i spojrzała przed siebie.
Podszedł bliżej.
Odeszła kilka kroków.
Znów podszedł.
- Będziesz się chował, czy coś powiesz?
Wyprostowała się natychmiast.
- Jak ty...
Pokręciła głową z uśmiechem, który widział w jej oczach.
- Mimo zbroi strażnika nadal patrzysz z góry. Strażnicy patrzą w dół- powiedziała- co tu robisz?
- Miałaś rację, Zahrah.
- W kwestii?- uniosła brew.
- Harrego. Nie ma obowiązku rozykować życia dla ciebie. To ja go mam...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz