67. 'Bliskość'

7.2K 973 76
                                    

Przebudził się w środku nocy.
Długie szorstkie futro drażniło jego odsłoniętą klatkę piersiową, na co zmarszczył brwi i przesunął ręką po torsie, ale... dotknął czegoś. Uchylił nieznacznie powieki, a widząc przed sobą czarną końcówkę ogona tygrysa zamrugał.
To on go obudził.
Otworzył oczy by zobaczyć, że futro na końcu ogona dotyka jego prawego obojczyka.
Przekręcił głowę.
Tygrys spał ułożony w kłębek na środku łóżka. Ogon miał przerzucony przez jego tors, a głowę przy jej piersi.
Nie spała.
Zgiętym palcem gładziła sierść nad prawym okiem Asima, a ten mruczał nawet o tym nie wiedząc.
Uśmiechała się przy tym.
Uśmiechała się w sposób jakiego jeszcze nie widział w jej oczach. Patrzyła na to zwierzę z taką miłością, że nie mógł pojąć jak tak może. Taki wyraz twarzy widywał lata temu tylko u jednej osoby.
Swojej matki.
To ona patrzyła na niego w ten sposób.
Zacisnął powieki chcąc odrzucić przeszłość w najdalszy kąt świadomości i znów spojrzał na jej twarz.
- Nie śpisz, Zahrah.
Spojrzała na niego uśmiechając się bardziej. Jakby wiedzieli, że się obudził.
- Nie- powiedziała cicho i znów wróciła zainteresowaniem do sierści tygrysa. Znów uśmiechała się w ten sposób.
Dlaczego nie może i na niego tak patrzeć?
Dlaczego, Zahrah?
- Patrzyłam jak śpisz- przyznała cicho i spojrzała na niego spod rzęs.
Zdziwił się jej słowami.
- Tak?- uniósł kącik ust w uśmiechu- zauważyłaś coś ciekawego?- przewrócił się na prawy bok, twarzą do niej i ułożył głowę na zgiętym łokciu.
- Wiesz, tak- powiedziała przejeżdżając dłonią po głowie kota i znów odwróciła głowę.
- Mianowicie co takiego?- zapytał, a ona westchnęła cicho i pochyliła się nad uchem tygrysa.
- Asim- szepnęła, a on poruszył szybko uchem i podniósł głowę obudzony- wstań no- chwyciła jego łeb, a on podniósł się i przeszedł po materacu kładąc się za nią.
Przesunęła się, będąc teraz bliżej niego i położyła na plecach, a tygrys ziewnął, układając głowę je jej brzuchu.
Uśmiechnął się szerzej.
Ale kiedy skrzywiła się pod wpływem bólu, w jego oczach zatańczyła troska.
- Boli- powiedział, a ona uniosła wzrok.
- To nic- uśmiechnęła się, jakby chciała go tym przekonać do swojego zdania- nie...
- Nic okłamuj mnie, Zahrah- powiedział z powagą, a ona wypuściła niespokojny oddech.
- Posłuchaj mnie- spojrzała mu w oczy.
Te inne niż wszystkie w tym świecie.
- To naturalne, że czuję ból. Ale mogę go znieść. Jeśli tak nie będzie dowiesz się o tym jako pierwszy, obiecuję ci to- powiedziała- a teraz powiedz mi... czy wiedziałeś, że kiedy śpisz zaczynasz mruczeć?
Otworzył szeroko oczy.
- Słucham?- uniósł brwi rozbawiony- nie, nie uwierzę w to, Zahrah- pokręcił głową.
- Mówię ci, że tak jest- powiedziała- robisz to jak Asim- zaśmiała się cicho.
- Nadal w to nie wierzę- stwierdził, a ona tylko pokręciła.
I nagle przyszło mu na myśl pytanie.
- Masz sny...
Te dwa słowa wypowiedział bardzo cicho. A ona zauważyła, że on nie pytał.
Stwierdził.
- Chyba tak- powiedziała cicho, gładząc jedwabną pościel pałacem wskazującym.
- Chyba?
Zawahała się. Widział to dobrze.
- Czasami rano... budzę się i mam świadomość, że coś widziałam, kiedy spałam. Ale nie pamiętam co- westchnęła, kładąc się na boku. Skrzywiła się.
Bolał go ten widok.
- A ty?- zapytała po chwili, patrząc na niego spod rzęs- masz sny?
Nie chciał odpowiadać.
Przewrócił się na plecy i przymknął powieki, chcąc odrzucić napięcie.
- Mam, Zahrah- przyznał cicho- a chciałbym po prostu zasnąć...
Poczuł dotyk na ramieniu. Delikatnie przejechała opuszkiem palca po jego odsłonętej skórze. Spojrzał na nią zdziwiony, ale nie patrzyła na niego. Wodziała wzrokiem za swoim palcem.
- Myślę...- zmarszczył brwi- myślę, że to jest kierowane strachem. Niczym więcej- znów spojrzał w purpurę baldachimu.
Przeniosła dotyk na jego prawy obojczyk.
Zadrżał.
Samo tak wyszło, nie kontrolowała tego.
- Strach to nic złego- wyszeptała dotykając jego szyi, wchodząc coraz wyżej. Ugięła palce i przejechała nimi wzdłuż głównej tętnicy. Zacisnął szczękę, powstrzymując jęk.
Słaby punkt.
- To naturalne, że boisz się czegoś, czego nigdy nie doświadczyłeś. Jesteś przyzwyczajony do pokłonu. Nie umiesz sobie poradzić z tym, że ludzie nie widzą w tobie pana.
Przymknął powieki.
- Boję się, że będę nikim. Już jestem.
- To nie prawda- westchnęła cicho, gładząc jego policzek- nie myśl tak o sobie...
- A jak mam myśleć?- zmarszczył brwi nadal nie otwierając oczu- wiem co o mnie mówili...
- Ja boję się samotności.
Spojrzał na nią natychmiast.
Przyłożyła dłoń do jego policzka i potarła lekko skórę.
- Dlaczego, Zahrah? Nie jesteś tu sama- powoli odwrócił się na bok, by być bliżej niej.
Nie patrzyła mu w oczy.
- Ale kiedyś byłam- westchnęła cicho gładząc jego obojczyk.
Znowu przeszedł go dziwny dreszcz, ale tym razem... zauważyła to.
- Po tym jak Rivear opuścił... dom...- miał wrażenie, że to słowo ciężko przechodzi jej przez gardło- tak naprawdę zostałam sama. To on widział mnie taką jaką byłam. Później odeszli rodzice. I nie było już nic.
Jej głos był cichy. Ale jeszcze nigdy aż tak nie uderzył w niego smutak, jaki w niej zobaczył właśnie w tamtej chwili.
- I już go nie ma- powiedziała zatrzymując palec w miejscu jego serca- i nigdy nie będzie.
Zobaczył jak w jej dziwnych oczach gości pustka, a warga zaczyna drżeć.
Wiedział, że za chwilę się rozsypie.
Ogarnęła go panika.
- Zahrah, nie...- zaczął cicho i położył dłoń na jej ramieniu.
Nie wiedział jak mógłby ją uspokoić gdyby zaczęła płakać.
- On wróci. Napewno- powiedział, a ona skuliła się jak dziecko, przytulając policzek do jedwabnej pościeli. Jakby nie chciała by widział jej słabość.
A on nie chciał mówić jej tego do czego spełnienia nie chciał dopuścić. Nie chciał, by go zostawiła.
Nie chciał by on ją znalazł.
By mu ją odebrał.
Mocniej objął ją ramieniem, gdy poczuł jak jej drobne ciało drży.
- Zahrah...
- Nie chcę płakać- wyszeptała jakby ze strachem...- nie chcę, obiecałam... obiecałam mu...
A słone łzy wsiąkały w purpurowy jedwab.
Nie wytrzymał. Wsunął rękę pod jej ciało i najdelikatniej jak tylko mógł wciągnął na swoją klatkę piersiową. Zacisnęła dłonie w pięści, a on objął ją ramionami. Trzęsła się.
- Już jest dobrze, Zahrah... Już dobrze- szepnął, całując ją we włosy.
Czuł jej łzy tam, gdzie biło jego serce.
- Już go nigdy nie zobaczę... nigdy...
- Zobaczysz- przerwał jej- zobaczysz, Zahrah, tylko błagam... nie płacz.
- Dlaczego?- zapytała rozżalona- dlaczego...
- Bo nie umiem znieść twoich łez...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz