39. 'Zjednanie'

8K 923 58
                                    

Nie przyszedł do niej. Nie miał siły, nie wiedział dlaczego odwróciła głowę od jego spojrzenia. Dlaczego...
Nikomu nie pozwolił do niej wchodzić, tylko Amina miała pozwolenie. Husam sam stwierdził że nie będzie jej niepokoić.
Co prawda nie wiedział, dlaczego jego przyjaciel miałby w jakikolwiek sposób niepokoić jego Zahrah, ale o nic nie pytał.
Dlaczego nie patrzysz...
Minął tydzień, odkąd widział ją ostatni raz.
Ten tydzień i dla niego i dla niej był niewyobrażalnie męczący.
Nie miała siły się podnieść, nie mówiąc już o wstaniu z łóżka. Dzisiaj udało się jej podnieść dłoń. Pierwszy raz. Amina podawała jej posiłki, a w szczególności wodę, której ta tak bardzo potrzebowała. Nie odzywała się słowem, przez ból i suchość w gardle, ale i... z niego powodu.
Dlaczego nie przyszedł...
Do komnaty wszedł medyk. Jak codziennie, skłonił się wpół i uśmiechnął do Zahrah.
- Dzień dobry, pani.
Ledwo skinęła głową do starszego człowieka.
- Czy czujesz się lepiej?
Przymknęła powieki i skinęła ponownie.
- Dobrze. A co z mową? Możesz mówić?
Zaprzeczyła delikatnym ruchem głowy i zamknęła oczy. Była zmęczona.
Stare oczy wiedziały jednak, że nie w tym leży prawdziwy powód milczenia. Skłonił się i wyszedł, a zaraz za nim wyszła i Amina.
Tylko tygrys został, siedząc przy łóżku i patrzył na nią z góry. Był na tyle duży, że nawet gdy siedział, był jej wzrostu.
Spojrzała na niego, i z trudem uniosła lekko dłoń, dotykając jego sierści na piersi. Mruknął niezrozumiale i skinął głową, kładąc ją tuż przy jej twarzy.
Uśmiechnęła się. Wiedziała, że jest jedynym, który jej nie zdradzi.
Zmarszczyła brwi, słysząc kroki w komnacie obok.
Błękitny jedwab został odsłonięty przez dłoń, na której widniał szmaragdowy klejnot.
Wszedł do jej sypialni, miał nadzieję, że on nagle nie przyjedzie. Było już po zmroku, nie wiedział, co mu wpadnie do głowy.
Podszedł do podwyższenia i wszedł na górę, stając przed nią.
Zmarszczyła zaskoczona brwi i siłą wymusiła uśmiech, powodując również ten gest z jego strony.
- Wróciłaś- odezwał się i obszedł łóżko, siadając powoli przy niej.
Skinęła lekko głową i poruszyła dłonią przy sierści kota.
- Dobrze widzieć cię w lepszym stanie- skinął powoli.
Zagryzła lekko wargę.
On jej tego nie powiedział. Już nie przyszedł. A miała nadzieję, że jednak przyjdzie po zmroku i powie jej cokolwiek. Nie powiedział.
Zamknęła oczy, chcąc ukryć uczucia przez wzrokiem zielonych oczu i odwróciła głowę.
- Co ci jest...- zapytał cicho, chwytając jej dłoń.
Otworzyła oczy, biorąc wdech.
- Z... Zayn...
Udało się jej powiedzieć to wyraźnej, ale od razu odczuła to krtani. Skrzywiła się okropnie i zacisnęła powieki, by potem ponownie spojrzeć w szmaragdowe oczy.
Uśmiechnął się rozczulony, wiedział ile trudu sprawia jej wypowiedzenie słowa, a powiedziała jego imię.
- Przyjdzie...
- N-nie.
Aż uchylił usta na jej cichy, łamliwy ton. Nie chciała go widzieć?
Dlaczego, moja pani?
- N-nie p-rzyjd-dzie- wyszeptała z bólem w głosie i odwróciła wzrok.
Udziwił się niezwykle. Dlaczego miałby nie przyjść?
- Dlaczego?- zdziwił się szczerze- przyjdzie. Przyjdzie napraw...
- B-był z... był...
- On tu przychodził co noc- przerwał jej spokojnie, bardziej się do niej pochylając.
Otworzyła szerzej oczy.
Jak to?
- Siedział przy tobie codzienne- uśmiechnęłam się mimowolnie- czekał na ciebie.
Była szczerze zdziwiona tym co jej powiedział. Ona mówiła co innego...
Wiedział, że musiał jej no tym powiedzieć. Musi być tego świadoma.
- O-ona... Dża-amila- wydusiła cicho, a on kiwnął głową, wiedział, że chce to wydać
- Wiem- westchnął cicho.
Na jej twarzy pojawił się szok, pomieszany z przerażeniem.
Jeśli on się dowie, ona ucierpi jeszcze bardziej. I nie tylko ona.
- N-nie... nie mó-ów...- zaczęła panicznie, ściskając jego dłoń jak tylko mogła- nie mów m-mu...
- Spokojnie- westchnął cicho- on nic nie wie- powiedział widząc strach w jej oczach.
Położyła głowę na poduszce jakby spokojniej, ale nadal nie wiedziała co się dzieje.
- Byłem świadkiem tego co ci powiedziała siedem dni temu. Słyszałem każde słowo- szepnął cicho, jakby z udręką.
- O-ona... ona chce...
- Cicho, nie bój się- potarł kciukiem jej dłoń, widząc jak bardzo się lęka o życie, ale nie swoje.
- Ode mnie na pewno się nie dowie- zapewnił- teraz jestem pewien, że ona stoi za wszystkim co cię spotkało.
Skarciła się w myślach.
Jak mogła jej uwierzyć, jak...
Naiwność...
- Zostawię cię- skinął głową i wstał powoli- on przyjdzie- zapewnił ze słabym uśmiechem- na pewno. Dobrej nocy.
Wyszedł cicho z jej komnaty i skierował się do siebie.
Czuł, że patrzy. Jest zbyt chytra, żeby przegapić cokolwiek. I wiedział też, że nie może dopuścić, żeby im cokolwiek się stało. Nie może na to pozwolić...
A on?
On stał przed fontanną w ogrodach i trzymał między palcami biały kwiatuszek, który otwierał swoje purpurowe wnętrze po zanurzeniu w wodzie. Trwał tam już od dłuższego czasu i błądził we własnych myślach.
W końcu postanowił, że pójdzie do niej. Pójdzie i zapyta dlaczego?
Więc poszedł. Minął kłaniające się nisko straże i wszedł do głównej komnaty.
Cisza.
Przystanął przed błękitnym materiałem, czując ogarniające go wahanie. Koniec końców, odsłonił materiał i wszedł do sypialni.
Słyszała, że nie jest już sama.
Mimo zamkniętych oczu i umysłu, czuła czyjąś obecność.
Stał nad nią, po prawej stronie łoża z dłońmi za plecami. Patrzył pan, na leżącą przed nim panią.
Spała. Tak mu się bynajmniej zdawało...
Poruszyła głową, biorąc głębszy wdech i poczuła przyjemny, inny zapach.
Jego zapach...
- Zayn?- wyszeptała cicho, czując nadal suchość i ból w gardle.
Uchylił usta ze zdziwienia.
Powiedziała jego imię. Cicho i jakby niepewnie, ale odezwała się, pytając o nie. Poczuł coś dziwnego, ściskającego go od środka.
Tylko co?
Co mi jest...
- P-przyszedłeś... jesteś t-tu...
Nadal nie otwierała oczu.
Dlaczego, moja Zahrah?
- Tak, jestem- odparł, patrząc na jej twarz- spójrz na mnie...
To było wręcz błagalnie.
Potrzebował tego, potrzebował jej spojrzenia.
Uchyliła lekko powieki, zamrugała dwa i w pełni odkryła przed nim swoje dziwnie tęczówki.
Mimowolnie odetchnął z ulgą; chwytając jej drobną dłoń w swoją. Już nie była tak zimna.
- Jesteś tu- powiedział cicho, z lekkim uśmiechem- wróciłaś...
Uniosła wyżej podbródek i skinęła głową, przymykając powieki.
- Przysze-edłeś- powtórzyła uśmiechając się minimalnie.
- Zawsze byłem. Co noc.
- D-dlaczego?- zapytała cicho.
- Nie masz pojęcia jak bałem się o ciebie- pokręcił głową z jawnym bólem w oczach- myślałem... myślałem, że już do mnie nie wrócisz... obiecałaś mi...
Przygryzła lekko wargę i przekręciła głowę w prawą stronę. Szczerze miała dość leżenia, całe ciało bolało ją z odrętwienia.
Nagle jej spojrzenie padło na gałązkę leżącą na jedwabnej pościeli. Zmarszczyła minimalnie brwi, uważnie skanując ją wzrokiem.
I on tam spojrzał.
- Przyniosłem, dla ciebie- wyjaśnił i mógłby przyrzec, że w dziwnych oczach błysnęło coś na kształt szczęścia i zaskoczenia.
Sięgnął po miseczkę z wodą, stojącą na stoliku przy łóżku i włożył do niej jeden kwiatuszek.
Patrzyła uradowana, jak biel odkrywa przed nią ciemno czerwone serce.
Zamarł, gdy ścisnęła jego dłoń, a następnie ledwo puściła, chcąc chwycić jeden pączek.
Nie mogła.
On sam wsunął jej go między palce i swoją dłonią chwycił jej małą rączkę. Ułożyła kwiat na powierzchni wody i uśmiechnęła się jakby oczarowana tym widokiem. Jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
A on patrzył na nią.
I tylko na nią...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz