61. 'Większy opór'

6.5K 929 101
                                    

Nie mógł zasnąć. Po tym co zrobiła nie umiał poukładać myśli w głowie. Ośmieszyła go w oczach większości ministrów, jawnie podważała jego prawo.
I jeszcze jej słowa.
Nie każ mi żałować że to ty byłeś tym za którego poświęciłam się na bazarze...
Kiedy to powiedziała wstała i wyszła, a za nią tygrys. Zostawiła go z szokiem wymalowanym na twarzy i w umyśle, bo mógł spodziewać się wszystkiego po niej, lecz nie tych słów.
Czy naprawdę mogłaby żałować tego, że uratowała mu życie?
Mogłaby choć przez moment o tym pomyśleć?
Nie ma prawa. Nie ma prawa tak mówić o nim.
Długo zastanawiał się co ma zrobić, ale nie poszedł do niej. Wiedział, że skończy to kłótnią, a dziwnym trafem tego akurat nie chciał. Mimo jej wcześniejszych słów.
A ona sądziła, że przyjdzie i z nią porozmawia. Mógłby nawet krzyczeć.
Ale on nie przyszedł.
Dlatego chwyciła ciemną, granatową pelerynę i wyszła ze swych komnat.
*
Husam szybkim krokiem szedł w nocy do komnaty pana. Miał na sobie tylko czarne spodnie, buty i długi do ziemi płaszcz, który w pośpiechu zarzucił na ramiona, gdy został obudzony przez strażników. Jego naga klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko pod wpływami niestabilnego oddechu, a kręcone sięgające za ramiona włosy przeszkadzały mu, opadając na twarz. Niedbale przeczesał je dłonią, odgarniając do tyłu.
Straż pokłoniła się, on sam otworzył drzwi i nie czekając na nic udał się wprost do jego sypialni.
Jak to się mogło stać...
Odsłonił purpurowy materiał i zastał go śpiącego na środku łóżka.
- Zayn- podszedł do niego natychmiast i złapał za ramię.
Mulata podniósł się do siadu w jedynej sekundzie.
- Na Boga, Harry- odetchnął i przetarł twarz dłonią- co..
- Ona uciekła.
Te dwa słowa trafiły do jego umysłu jak strzała w sam środek tarczy.
Mocno i zdecydowanie.
To niemożliwe.
Patrzył w zielone oczy przyjaciela i nie mógł uwierzyć.
- Co ty mówisz...- pokręcił głową w niezrozumieniu- nie...
- Obudził mnie strażnik. Wyszła ze swoich komnat i kazała otworzyć główną bramę. Sprawdzałem, nie ma ani jej, ani tygrysa. Poszła na bazar...
- Sama w środku nocy?!
Natychmiast zerwał się z łóżka i założył czarna koszulę.
Nie mógł uwierzyć w tej chwili w głupotę jej zachowania. Jak mogła być aż tak lekkomyślna?!
Chwycił czarną pelerynę z kapturem, założył buty i schował za pas swój sztylet.
- Muszę ją znaleźć...
- Idę z tobą- powiedział szybko Harry, a ten zatrzymaliśmy na moment.
Wiedział, że może na niego liczyć.
Skinął głową i dał mu jedną ze swych koszul i płaszcz.
Wyszli z jego komnat i natychmiast skierowali się prosto na dziedziniec. Straż widząc go skłoniła się nisko.
- Panie...
- W którą strona poszła?- zapytał natychmiast, zakładając kaptur.
- Tam, panie- jeden ze strażników wskazał kierunek, a ona odwrócił głowę we wskazaną stronę i poczuł ogarniający go jeszcze większy niepokój.
Obrzeża miasta.
Dzielnice nędzy.
Strażnik przyprowadził jego konia, a on dosiadł go bez namysłu, tak jak Husam swojego.
Cały czas zajmowała​ jego myśli. Jak bardzo była zdesperowana, by samej opuszczać pałac i to bez jego zgody.
Wiedziała, że jej nie pozwoli.
Dlatego teraz sama szła między budynkami, trzymając​ kurczowo dłoń na karku tygrysa, który szedł wolno obok niej.
Zauważyła mężczyznę, który wyszedł ze swojego domu. Później zrobiła to kobieta i stanęła obok niego. Nie zatrzymała się, szła dalej przed siebie, a w coraz to nowych oknach zapalała się świece, a ludzie wychodzili w nocy by zobaczyć co się dzieje.
Miała przed sobą pełny obraz biedy tego kraju. Oni nie chodzą na bazar. Nie mają po co.
- Pani...
Przystanęła i zwróciła się w stronę cichego głosu.
- Salma- odezwała się i uśmiechnęła, ale zaraz pojawił się obok niej mężczyzna z długimi kijem.
Zatrzymała się natychmiast.
Rozejrzała się wokoło zamierzając, gdy zdała sobie sprawę z tego, że niemal każdy mężczyzna trzyma broń. Dzieci chowały się za plecami rodziców.
Spojrzała na Asima.
- On nikomu nie zrobi krzywdy- powiedziała- chyba, że w mojej obronie- uniosła wysoko głowę, patrząc w oczy tego, który pierwszy uniósł broń.
Powoli opuścił kij.
- Przychodzę do was porozmawiać. Nie chcę, żeby kierował wami strach- odparła i spojrzała na mulatkę- nie chcę waszej krzywdy- powiedziała powoli- Asim- szepnęła, a on podniósł głowę. Kiwnęła na niego, więc usiadł, a ona oparła się na nim, obejmując za szyję.
Bolał ją bok.
- Chcę was wysłuchać.
- Nikt nas nie słucha, pani- powiedział jeden z mężczyzn.
- Więc ja wysłucham- powiedziała otwarcie- tylko mi na to pozwólcie, proszę.
Ludzie nie wiedzieli co mają powiedzieć.
- Jest miejsce, gdzie możemy zebrać się wszyscy?- zapytała.
- Jest- odezwał się jeden z mężczyzn- proszę, pani- poszedł przodem chyląc głowę.
Tygrys wstał, a ona położyła dłoń na jego karku i ruszyła za mężczyzną. Spojrzała w prawo, gdzie szła Salma, trzymajac za rękę małego chłopca. Uśmiechnęła się do niej.
Mężczyzna zatrzymał się i przepuścił ją przodem. Weszła powoli do dużego budynku, a zaraz za nią wszedł mężczyzna, trzymając w ręku pochodnię. Patrzyła jak podchodzi do ściany i zapala następną i następną. Pomieszczenie powoli nabrało jasności, a ona zobaczyła... naczynia. Na półkach zapełniających ściany stały poukładane różnego koloru i kształtu wazony, wazy i inne naczynia, a każde inne.
Przeróżne kształty i kolory.
Ludzie weszli do pomieszczenia gromadząc się przed nią, a ona oparła się plecami o ścianę.
- Co to za miejsce?- zapytała cicho.
- To... mój dom- usłyszała, więc spojrzała na dziewczynę.
- Mieszkasz tutaj?- zapytała zdumiona i uśmiechnęła się.
- Tak, z dziećmi i mężem- powiedziała i spojrzała na mężczyznę, który ją tu przyprowadził. Skinął głową i podszedł do niej, obejmując w talii. Razem z nim podeszły dwie dziewczynki w wieku około pięciu lat. Napewno były młodsze niż chłopiec, który trzymał dłoń mulatki.
- Twoja rodzina- uśmiechnęła się patrząc na dzieci.
- Pani...- zaczął mężczyzna chyląc głowę- chciałem podziękować za to co dla nas zrobiłaś...
- Nie dziękuj mi- przerwała mu unosząc dłoń- i nie jestem panią.
Usiadła na ziem, opierając plecy o tygrysa, który położył się za nią.
- Pani- zaczął młody chłopak.
Miał może siedemnaście lat.
- Wybacz, ale nie powinnaś siedzieć na ziemi...
- Mogę siedzisz na ziemi, nie przeszkadza mi to- uśmiechnęła się do niego- i nie jestem panią.
Spojrzeli na nią zdziwieni.
- Jesteś.
- Nie. Nie zrobiłam nic, za co powinniście mi się kłaniać.
- Zrobiłaś. Pani.
Spojrzała na mężczyznę, który się odezwał.
Rozpoznała w nim ojca chłopca, w którego obronie stanęła na bazarze.
- Zrobiłam to co musiałam, nie mogłam na to patrzeć. Nie zgadzam się z tym prawem. I nigdy się nie zgodzę.
Przejechała dłonią po głowie Asima.
- Zostałaś ranna- powiedziała inna kobieta.
Przełknęła ślinę obejmując się za prawy bok.
- To nic- powiedziała cicho- powiedzcie co...
- Wybacz, ale co tu robisz?- zapytał inny mężczyzna- sama poza pałacem w środku nocy.
- Nikt nie wie, że tu jestem. Mam nadzieję...
Drzwi się otworzyły.
Do środka wszedł Husam, zdejmując kaptur.
- O nie...- wymamrotała, gdy spojrzał na nią surowo.
Ludzie natychmiast wstali, chyląc głowy.
- Jeśli przyszedłeś mnie stąd zabrać, to...
- Nie ja- przerwał jej odsuwali się i skinął głową w stronę...
Nie...
Zamarła.
Ludzie natychmiast skłonili się niżej. Nawet dzieci...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz