124. 'Z tęsknoty'

532 74 4
                                    

Minęło osiem dni odkąd się obudził i dziesięć dni od jego powrotu do stolicy. Zgodnie z prawem i tradycją jedenastego dnia po powrocie, władca przyjmuje nowy tytuł, zbiera się rada, a wieczorem rozpoczynają się uroczystości, które trwają w kraju przez pięć kolejnych dni.
Za każdym razem, gdy przychodziła do jego komnat, spał. Nie mogła się temu dziwić, skoro przychodziła w środku nocy. To był jedyny czas, kiedy mogła odpocząć. Całe dnie spędzała na dziedzińcu i w mieście, gdzie jak tylko mogła, pomagała rannym żołnierzom. Dzień wcześniej, do pałacu przybyło dwóch mężczyzn, którzy poprosili o spotkanie z nią i przekazali dwie skrzynie pełne fiołek zawierających sproszkowany korzeń Luverrusa.
Wiedziała, że przysłał ich Rivear.
Miała w pamięci ich ostatnią rozmowę i to, co jej zarzucił.
Pokręciła głową odganiając myśli gdzieś daleko.
Nie mogła pozwolić sobie na tą słabość.
Uniosła dłoń, by odchylić zwiewny materiał i wejść go jego komnaty, ale zatrzymała się słysząc głosy. Dobiegały z komnaty sypialnej jak się jej zdawało, więc cicho weszła do środka głównego pomieszczenia i niemal na palcach zbliżyła się do ściany. Wyjrzała minimalnie i zobaczyła Hussama stojącego przy oknie. Miał na sobie brązowy zdobiony płaszcz, spodnie i buty, a włosy były wilgotne po kąpieli.
Mulat siedział przy stole tyłem do niej, a przodem do przyjaciela. Zdawało się jej, że coś robi, ale nie wiedziała co.
- Hanran stracił rękę, ale nie stracił głowy- powiedział szatyn.
Przełknęła ślinę.
- Wszystko w swoim czasie, Harry- mruknął cicho- Aimen powiedział mi, że przy każdym człowieku, którego zabił w lesie na południu, znalazł sakiewkę rubinów. Kazałam sprawdzić, kto wchodził do skarbca. Już wszystko wiem- to mówiąc otarł dłonie w leżący na stole materiał i podsunął mu pergamin nie patrząc na niego.
Hussam zmarszczył brwi i podszedł do stołu, a następnie zerknął na kartkę.
- Co?- chwycił ją zdziwiony, po czym spojrzał na niego- to ponad połowa twojej rady...
- Większość- przerwał mu mulat obojętnym tonem- przygotuj egzekucję.
Wstrzymała powietrze.
- Jak każesz- skinął głową odkładając pergamin na stół- a... co z...
Urwał i oparł dłonie o stół, patrząc na niego.
Mulat uparcie patrzyła w swoje odbicie w niewielkim lustrze, które stało przed nim na stole.
- Zayn. Wróciliśmy. Niech to w końcu do ciebie dotrze. Jesteśmy bezpieczni. Ona jest bezpieczna.
- Nie będzie, dopóki nie dowiem się kto stoi za tą wojną, Harry- odparł spokojnie i odłożył sztylet, którego jak się okazało używał- i jak?
Hussam spojrzał na jego twarz i przechylił głowę w prawo, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Chyba nie byłeś do końca dokładny- stwierdził, a mulat chwycił dłonią lustro i uniósł je wyżej.
- Co... Zahrah?
Zamarła gdy spojrzał na nią w odbiciu lustrzanym. Powoli wychyliła się zza ściany uniosła wyżej podbródek.
Zrobiła to tak jak miała w zwyczaju, nie mniej jednak tym razem wydawało mu się to szalenie pociągające. Wraz z jej osobą przyszło do niego dziwne ciepło. To, którego nie czuł przez ostatni rok.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nigdy, ale to nigdy go takim nie widziała.
Nie miał zarostu.
Jego policzki i broda były całkowicie odsłonięte. Zawsze gdy go widziała pokrywał je zarost, przycinamy starannie przez powołanego do tego podwładnego. Nie znała jego twarzy w tym wydaniu. Nie sądziła, że linia jego żuchwy jest tak... wyraźna.
Zagryzła wargę starając się nie zwracać uwagi na mrowienie rozchodzące się wzdłuż jej kręgosłupa.
- Wyglądasz... umm inaczej- powiedziała tylko, a on mocno złapał się podłokietników fotela i podniósł się do pionu.
- Nie forsuj się- upomniał go cicho Hussam i już chciał podejść by mu pomóc, ale w ostatniej chwili się zatrzymał.
Mulat wyprostował się i spojrzał na nią. Miał krótsze niż jeszcze wczoraj włosy, a pojedyncze kosmyki opadały mu na czoło. Bandaże, którymi przewiązane były jego przedramiona i brzuch były czyste, dopiero co zmienione, a sińce na jego ciele były o wiele mniej widoczne niż w dniu, w którym powrócił do stolicy.
- Pomagałaś medykom przez ostatnie dni - zauważył- powinnaś odpocząć.
- Zostawię was- mruknął cicho Hussam i ruszył do wyjścia, życząc przy tym dobrej nocy.
Zostali sami.
Pierwsza zrobiła krok w jego stronę i ostentacyjnie podeszła no niego.
- Wyglądasz...
- Inaczej?- przerwał jej przytaczając jej własne słowa- to znaczy?
Uniósł minimalne kącik ust, patrząc na nią z góry. Poczuła się dziwnie... maleńka.
- Bardzo... umm, dobrze- wydusiła cicho, a jej spojrzenie padło na miejsce tuż pod jego brodą, gdzie odznaczała się tchawica i krtań- ale chyba nie skończyłeś.
Zamarł, gdy przyłożyła dłoń na jego klatce piersiowej i delikatnym, ale stanowczym ruchem popchnęła go minimalnie w tył. Jego biodra napotkały stół, więc przysiadł na nim, a ona sięgnęła po sztylet, którego sam używał wcześniej.
- Co ty...
Odchylił się lekko w tył, gdy jej prawa dłoń zbliżyła się do jego ciała.
- Ufasz mi?
Spojrzał w jej tęczówki.
- Jak nikomu innemu, Zahrah- odparł,bale jego głos przeciekał nutą dezorientacji i... obawy?
Patrzył szeroko otwartymi oczami, jak przysuwa się bliżej i staje między jego nogami. Lewą dłoń uniosła na jego policzek, a później na linię szczęki, odchylając mu głowę w tył tak, że patrzył w sufit. Wstrzymał oddech czując ostrze tuż przy gardle.
- Co...
- Ani słowa- powiedziała i przejechała krawędzią w górę krtani aż do brody.
Bał się przełknąć ślinę.
- Znacznie lepiej- powiedziała, po czym odwróciła sztylet rękojeścią w jego stronę, a on odebrał go od niej, przetarł i schował do pochwy, po czym odłożył na stół.
Jej oczy skanowały jego ciało, a dłoń spoczęła na bandażu w miejscu rany na brzuchu. Spiął wszystkie mięśnie czując jej dotyk. Powoli sunęła palcami po mięśniach jego brzucha, patrząc na sine obrażenia. Dotykała jego ramion, mięśni na piersi, obojczyków, napiętej szyi. Później przesunęła palce na jego szczękę i policzki, aż dotarła do blizny na prawej brwi.
Poczuła jak jego dłonie rozpalają jej skórę, okrytą tylko jedwabną koszulą nocną. Bardzo stanowczo chwycił jej talię. Tęsknił za jej ciałem, tak bardzo dla niego idealnym i niedostępnym. Teraz, gdy już wrócił z wojny mógł pozwolić sobie na choćby sny o nim. O jej skórze. O jej kształtach. Miał je teraz tak blisko, a wcale nie był to sen.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnąłem tej chwili- przyznał cicho- jak bardzo chciałem tego spokoju przy tobie. Jak...
Urwał, bo wiedział, że nie może powiedzieć jej więcej.
Nie teraz.
- Każdy dzień bez ciebie jest dla mnie piekłem na ziemi. Nie ważne gdzie jestem. Pałac, ogród, pole bitwy... to nie ma znaczenia, Zahrah. Bez ciebie jestem nikim.
Patrzyła na niego się wierząc w to co słyszy.
A jej oczy spoczęły na jego wargach.
- Nie jestem w stanie opisać tego jak bardzo... cię pragnę, Zahrah.
Poczuła jak jej serce zalewa gorąc. Za wszelką cenę nie chciała, aby pokrył jej policzki.
- Wiem, że krzywda jaką ci wyrządziłem jest niewybaczalna. Nie cofnę tego czasu, ale mam wpływ na to co nastanie.
Poczuła jego dłonie wyżej, na linii żeber. Zabrała swoje z jego klatki piersiowej, ale nie mogła się cofnąć. Nie była w stanie.
- A chcę mieć wpływ na twoje życie- ciągnął dalej- chcę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz, jak minął twój dzień, co cię martwi i niepokoi. Chcę widzieć cię przede mną zawsze. Chcę...
Zagryzł wargę i pokręcił głową, a lewą dłoń uniósł na jej kark, wsuwając palce w jej długie włosy. Niepewnie ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej. Czuła pod palcami mocne bicie jego serca.
- Czego chcesz, Zayn?- zapytała i spojrzała na niego unosząc wyżej podbródek- powiedz...
- Nie mogę- zacisnął usta- nie mogę, dobrze wiesz, czego chcę, nie każ mi tego wypowiadać...
Patrzyła na jego twarz, na policzki teraz tak gładkie, na czarne brwi, na kości policzkowe.
Jego tęczówki straciły swój ciepły, bursztynowy kolor i zalały się czernią nocy.
Jedyne światło, to księżyc, który dziś był w pełni.
- Nie mogę widzieć cię przede mną. Nie mogę, ale za bardzo cię pragnę...
- Poproś- stanęła na palcach i niemalże wyszeptała mu w usta.
- Ja... nie mogę, Zahrah, nie...
- Poproś.
- Pro...
Jej usta wtuliły się w jego miękkie wargi.
Spełniła jego niewypowiedzianą prośbę.
Powolny, zmysłowy pocałunek połączył ich ciała inaczej niż każdy inny dotyk. Czuła pod palcami jak jego serce mocniej tłoczy krew, jak skóra staje się twardsza od napiętych mięśni. Jego zaskoczenie dawało jej nieukrywaną satysfakcję. Ale pozostało tylko na krótki moment. Pochylił się w przód i mocniej naparł ustami na jej wargi.
Zapomniał o wszystkim.
O wojnie, cierpieniu, o bólu i krzywdzie której doznał. Nawet ranny niemal śmiertelnie bok zdawał się teraz tak bardzo nieistotny.
Zsunął dłonie na jej biodra, a ona mimowolnie zacisnęła uda. Uczucie, które zdawało się opanować jej podbrzusze szukało ujścia.
Delikatnie poruszył wargami co spotkało się z cichym mruknięciem z jej strony.
Nagle niespodziewanie zsunął dłonie na jej pośladki i jednym ruchem uniósł w górę, przez co odsunęli się od siebie, a ona mocno objęła go za szyję, gdy odwrócił się i posadził ją na stole.
Oboje dyszeli z braku powietrza i narastającej potrzeby zminimalizowania jakiejkolwiek odległości między nimi.
Każdej odległości.
Patrzyła w jego oczy przesłonięte czarną mgłą
- Powinieneś...
- Nie mów mi, co powinienem- powiedział tuż przy jej uchylonych wargach- bo zrobię dokładnie na odwrót- zagroził z pełną powagą.
Uniosła kącik ust w pewnym siebie uśmiechu.
- Odsuń się.
Wpił się w jej usta.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz