Stał na dużym, marmurowym balkonie przy swojej sypialni i patrzył w gwiazdy. Z biegiem lat nauczył się cierpliwości, a to zajęcie jakkolwiek by móc nazwać je zajęciem dawało mu pewnego rodzaju ukojenie. Zmęczenie potęgowane strachem, a przede wszystkim bezradnością przejmowało kontrolę na jego ciałem i nawet nie próbował tego ukrywać.
Ziewnął szeroko zamykając oczy i przetarł twarz dłońmi wzdychając głęboko. Chciał się położyć, zamknąć oczy i po prostu zasnąć.
Odwrócił się i skierował do wejścia do sypialni, w którym powiewał niemalże prześwitujący jedwab, zawieszony przez całą długość wyjścia na balkon.
Wyciągnął dłoń i odsłonił materiał, lecz gdy chciał wejść do środka... przystanął.
Zdawało mu się, że słyszał głos.
Zmarszczył brwi i spojrzał za siebie. Miał wrażenie iż to zmęczenie przejmuje jego ciało i umysł, tworzy zwidy, ale mimo to wyszedł znów pod gwieździste niebo. Objął wzrokiem dziedziniec, wieże pałacowe, tarasy i wszystko co mógł dostrzec w pałacu, ale nic nie zauważył. I gdy znów odwrócił się z zamiarem powrotu do sypialni usłyszał znowu.
- Nobe e meste...
Zahrah...
Wychylił się za niską balustradę, która sięgała mu nie wydaje niż do kolan I spojrzał w dół, w lewo. To tam były jej komnaty i balkon, na którym siedziała wieczorami by patrzeć na ocean.
- No versete, no...
Jej głos przesiąknięty był czystym przerażeniem.
Nie myśląc wiele podszedł do lewej strony balustrady i przełożył nogę na zewnątrz stając na wąskim marmurowym podeście, z którego zszedł na dach jej tarasu. Zeskoczył na balkon i wyprostował się natychmiast wchodząc do środka, później do sypialni.
Stanął wbity w ziemię.
Leżała na poduszkach tuż przy oknie, a nad nią stał Asim, który wyraźnie zaniepokojony trącał nosem jej czoło.
Miała czerwone policzki, jej długie włosy roztrzepane były na poduszkach wokół jej głowy. Zacisnęła powieki i pokręciła sztywno głową.
Płakała.
Podszedł do niej natychmiast i przyklęknął na podłodze chwytając ją za ramiona i pociągnął ma swoje kolana.
- Nobe... Nobe, no! Io no ha meste! Yo no ma meste!- krzyknęła, na co objął ją mocniej.
- Zahrah, spójrz na mnie...
- No ha meste!
- Zahrah!- krzyknął, a ona otworzyła ze strachem swoje cudowne, niebiesko zielone tęczówki tak wypełnione przerażeniem i bólem, że ścisnęło się jego serce. Patrzyła wszędzie wokoło jakby się bała, że koszmarne sny stały się rzeczywistością, do której była zmuszona powrócić mimo obietnic składanych przed samą sobą każdej nocy.
- Uspokój się, to ja- szepnął cicho kiedy zaczęła się szarpać.
- Zayn- wydyszała z trudem, a jej klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko.
Ramieniem obejmował ja za szyję, a drugą dłonią gładziła jej wciąż różowy policzek.
- Już jest dobrze- powiedział, a ona pokręciła przecząco głową i znów zamknęła oczy- patrz na mnie, Zahrah- przejechał ugiętym palcem wzdłuż linii jej szczęki i lekkim ruchem w górę i w dół zaczął gładzić jej szyję.
Otworzyła oczy, w których znów zobaczył łzy, a jej warga zadrżała.
- Nie rób tego- zaczął ogarnięty paniką- proszę cię, nie zaczynaj płakać- pokręcił głową i podciągnął ja wyżej do siebie tak, że ich kalki piersiowe się stykały.
Przełknął ślinę.
Nie miała bielizny.
Czuł jej piersi przy swoim odsłoniętym torsie co w tej chwili wcale mu nie pomagało z względu na okoliczności. Sama pozycja w której się znaleźli, ułożenie ich ciał... W każdej chwili mógł się pochylić i złączyć ich usta w słodką jedność, bądź ułożyć ją na poduszkach i zapragnąć więcej. Zarządzać tego co dawała mu bez wahania każda inna jaką miał kiedykolwiek wcześniej. Zarządzać tego w podzięce za wszystko co on jej dał.
Po co jest kobieta obok mężczyzny?
By dać mu przyjemność.
By spełniać jego pragnienia i prośby.
By być dla niego.
Nie na odwrót.
Odwrócił wzrok i zacisnął powieki walcząc z samym sobą.
Dlaczego jej tego nie powie, jest panem tego kraju. Wszystko co się w nim znajduje, nawet najmniejsze ziarnko piasku- wszystko do niego należy.
Zacisnęła dłoń na materiale jego płaszcza tuż przy sercu.
Otworzył oczy i spojrzał na jej nadal przestraszoną twarz, lekko zmarszczone brwi, uchylone wargi, które co jakiś czas drżały minimalnie.
Czego się boisz, moja Zahrah...
Nie mógł zrozumieć.
Nie wiedział co takiego kryje się w jej przeszłości. Wiedział, że ktoś ją skrzywdził. Powiedziała mu to. Może ma to związek ze śmiercią jej rodziców. Może to ten, który jej ich odebrał.
Tak jak ktoś jemu kiedyś.
Chwycił jej dłoń o delikatnie potarł jej wierzch, chcąc rozluźnić uścisk.
- Już jest dobrze- mruknął cicho i przycisnął jej dłoń do swojego torsu. Była bardzo zimna- jestem przy tobie, Zahrah. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy.
Powoli rozliźniła nadal drżące palce i położyła płasko tam, gdzie czuła bicie jego serca.
Poczuł dziwny wstrząs.
Albo tylko mu się zdawało?
- Spójrz na mnie, proszę cię- potarł znów jej dłoń.
I Zahrah spojrzała.
A jej oczy były tak jasne, że widział w nich niemal czystą toń morską.
- Widzisz? Nie masz się o co lękać- pokręcił głową z lekkimi uśmiechem- jest dobrze.
Miała na ten temat inne zdanie, ale wolała zachować je dla siebie by nie tworzyć kolejnych pytań, na które nie będzie mogła dać mu odpowiedzi.
Nigdy nie będzie dobrze...
- Wybacz- szepnęła i podniosła się do samodzielnego siadu, ale szybko złapał ją w talii i przysunął do siebie tak, że opierała ramię o jego tors.
- Nie odsuwaj sie- powiedział, ona zdziwiona podniosła wzrok na jego brązowe tęczówki.
Westchnęła zmęczona i oparła głowę o jego prawe ramię, na co objął ją i ucałował we włosy.
Dlaczego to robisz...
Choć nie mogła powiedzieć, że nie czuła nic będąc przy nim w samej nocnej koszuli...
Czuła jego dotyk, zapach... sam jego wzrok działał na nią inaczej niż wcześniej.
- Co robisz na podłodze?- zapytał, kiedy tygrys ułożył łeb na jej kolanach.
- Nie wiem- powiedziała zgodnie z prawdą- położyłam się spać, później kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam ciebie. Nie wiem...
- Zahrah, krzyczałaś przez sen- przerwał jej zdezorientowany- mówiłaś dziwne słowa, których znaczenia nie potrafię pojąć- zmarszczył brwi.
Ona swoje uniosła.
Nie...
- Nie, to niemożliwe, nic takiego nie pamiętam- pokręciła głową odsuwając się od niego, tym samym tracąc jakikolwiek kontakt z jego ciałem.
Nie tego chciał.
- Musisz pamiętać. Nawiedzają cię sny, to nie jest pierwszy raz. Nie okłamuj mnie, Zahrah, nie chcę tego- powiedział, a w jego tęczówkach zobaczyła zranienie.
- Zayn, ja nie chcę cię okłamywać- powiedziała i chwyciła jego dłoń.
Spojrzał na pierścień, który jej dał.
- Po prostu nie chcę stwarzać pytań, na które nie odpowiem.
Podniósł wzrok zdziwiony.
- Dlaczego? Dlaczego miałabyś nie odpowiadać?
Przymknęła powieki.
- Nie ufasz mi.
Te słowa uciekły z jego ust cichym, pełnym bólu szeptem. Stwierdził to. Nie pytał.
Znał odpowiedź.
- Nie- pokręciła głową- źle to rozumiesz...
- Więc powiedz mi swoje imię- zarządał, na co zamarła.
Jej oczy straciły blask.
- Nie rozumiesz- zacisnęła powieki i odwróciła na moment głowę- nie mogę...
- Nie chcesz- przerwał jej- powiedziałaś mi kiedyś 'zdradzę ci je, kiedy w pełni ci zaufam'. Ty mi nie ufasz Zahrah- pokręcił głową.
- Czy gdybym nie miała zaufania do ciebie, pozwoliłaby ci na jakąkolwiek bliskość? Ja...
- Powiedz mi- złapał ją za ramiona na co zamknęła oczy niemal natychmiast.
Boisz się.
- Nie, Zayn.Po zmroku znów sam zostaję
Bez ciebie, bez twojego spojrzenia.
Za odpowiedź mą duszę oddaję.
Nadal niegodzien znać twego imienia.
Czym więc ono jest?
Tchnieniem wiatru?
Miarą słońca?
Powiedz mi pani czy piękno twe oddaje?
Czy poznam je nim mój dzień dobiegnie końca?
Jaką wartość z sobą niesie?
W tym jest moje teraz głowa.
Czy to strzęp twojej przeszłości
Jego prawdę do dziś chowa?
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...