Wstrzymała oddech.
Odruchowo przeniosła spojrzenie na niego i widziała jak przez jego oczy przebiegają pierw zaskoczenie, potem gniew, a na końcu niepokój.
Spojrzał na nią.
- Zabierz ją stąd- odezwał się szybko i ruszył w kierunku głównej bramy, prowadzącej do przejścia na dziedziniec, na którym stała altana- każ straży odprowadzić ją do jej komnat- powiedział nie patrząc ani na nią, ani na niego.
- Tak, panie- skłonił się i podszedł do niej- chodź- wyciągnął dłoń, a ona zdenerwowana chwyciła ją i ruszyła we wskazanym przez niego kierunku.
W głowie miała istny chaos.
Nie dopuszczała do siebie myśli, że on każe zabić to stworzenie, ale... o niego również się bała.
Dlaczego nie chciała, żeby coś mu się stało, przecież... nienawidziła go.
Wyszli z jego ogrodów, gdzie stało dwóch strażników.
- Zaprowadźcie panią do jej komnat- powiedział i odwrócił się, by czym prędzej do niego dołączyć.
- Dokąd idziesz?- zawołała za nim, na co przystanął na moment.
- Nie martw się, wracaj do siebie- skinął głową i zniknął za rogiem.
- Chodź, pani- strażnik chwycił ją za ramię, nie mocno, ale mimo to, wyrwała się. Szybko przeszła korytarzem na zadaszony taras, z którego schody prowadziły bezpośrednio do ogrodów. Przystanęła przy marmurowej balustradzie, widząc co się dzieje przed nią.
Na środku trawiastej polany, między kwiecistymi krzewami, ponad dwa tuziny żołnierzy starało się okrążyć ogromnego kota. Zwierzę raz za razem wydobywało z siebie przeraźliwy ryk, starając się za wszelką cenę odstraszyć wojsko. Na wysadzanym ciemnymi kamieniami dziedzińcu stał Imad, a obok niego on. Oboje patrzyli jak tygrys z każdą chwilą staje się coraz to bardziej agresywny. Żołnierze pochylili w przód włócznie, bardziej zaciskając krąg wokół kota, który nie dawał za wygraną, cały czas pokazując swoje długie, białe kły, w akompaniamencie głośnego, zwierzęcego krzyku.
Krzyku rozpaczy i przerażenia...
A ona stała jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć.
Dopiero kiedy Husam uniósł w górę prawa dłoń, a na dziedziniec weszło pięciu łuczników, dotarło do niej co się za chwilę stanie.
- Pani, proszę...- zaczął ponownie strażnik, ale ona odsunęła się i szybko zaczęła zbierać po schodach, prosto w paszczę dzikiej bestii.
- Łucznicy...- zaczął Imad, a mężczyźni napięli cięciwy, unosząc łuki.
- Nie...- wyszeptała, zbierając na sam dół. Widziała teraz też wszystkie jego kobiety, które patrzyły na całe zabiegowisko przerażone.
Tylko jedna patrzyła z satysfakcją...
Husam spojrzał na niego, a ten lekko skinął głową, dając tym samym znak do oddania strzału.
- Nie!- krzyknęła panicznie, kiedy pierwszy łucznik wypuścił strzałę, która utkwiła w prawym boku zwierzęcia.
Odwrócił się zszokowany w jej stronę, tak samo jak zielonooki.
Ale ona patrzyła na to biedne zwierzę, które wydało z siebie ryk głośniejszy niż wszystkie poprzednie.
Kolejny łucznik oddał strzał.
Tym razem... śmiertelny...
Tygrys padł na ziemię i dziwnym jękiem.
- Mordercy!- krzyknęła ze łzami w oczach i rzuciła się biegiem w stronę umierającego potwora. Wszyscy patrzyli na nią zdziwieni, a szczególnie on i Husam. Minęła ich bez jakiegokolwiek spojrzenia przebiła się przez żołnierzy i padła na kolana, przed dziką bestią.
- Pani...- zaczął Imad, robiąc krok w jej stronę, ale poczuł jego dłoń na ramieniu. Spojrzał na niego zdezorientowany, ale on nie odrywał od niej wzroku.
Otarła szybko z policzka pojedynczą łzę, pochylając się nad tygrysem, który jeszcze chciał oddychać. Widziała w jego oczach przerażenie i bezsilność i nic nie mogła z tym zrobić. Zwierzę poruszyło się niespokojnie, chcąc ją przestraszyć, chciało zaryczeć, ale z jego paszczy uciekł tylko skowyt.
- Shhh- powili uniosła dłoń i położyła ją na jego łbie. Bestia poruszyła się niespokojne- już dobrze- pogładziła delikatnie lekko szorstką sierść.
Patrzył jak zdejmuje długi tren w kolorze morskiej wody i powoli zakrywa nim oczy zwierzęcia.
Co robisz, Zahrah...
Odnalazła wzrokiem śmiertelną strzałę i objęła ramieniem łeb tygrysa, unosząc go wyżej, dociskając go do swojej piersi. Zwierzę nie miało siły na jakikolwiek ruch. Chwyciła strzałę, wbitą niemal w serce i zacisnęła palce na drewnie.
- Wybacz mi- wyszeptała, w tej samej chwili wbijając strzałę głębiej.
Zwierzę zaskomlało, a ona zacisnęła powieki, nie chcąc patrzeć, jak uchodzi z niego życie. Otworzyła je dopiero, gdy tygrys widocznie przestał oddychać.
A on nadal patrzył na nią oniemiały. Nie mógł zrozumieć jej zachowania.
Położyła jego łeb na trawie i ostatni raz pogładziła martwą już sierść.
- Mój panie!- zawołał jeden z żołnierzy, zwracając tym samym na siebie uwagę.
Uniosła głowę i w tej chwili zobaczyła, jak mężczyzna pochyla się, a następnie prostuje, wyciągając z zielonych liści małe kocię.
- Zostaw go...- zaczęła nie odrywając wzroku od maleństwa, które jęczało, chcąc się uwolnić. Wiedziała, że czuło ból, strażnik trzymam go za skórę na grzbiecie.
Zignorował jej prośbę, patrząc nieprzerwanie na swojego pana.
- Pozbądź się tego- powiedział obojętnie, a ten skinął głową i wyciągnął zza pasa sztylet.
- Nie! Zostaw!- krzyknęła wstała. Żołnierz spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, a w tym samym czasie, małe kocię wbiło pazury w jego dłoń.
Wstrzymała oddech, kiedy mężczyzna krzyknął z bólu, puścił tygrysa, a ten spadł na ziemię. Podeszła do niego szybko i wzięła na ręce, zawijając w jedwab sukni. Kot cały czas miałczał panicznie.
- Pani, proszę, zostaw go- odezwał się inny strażnik, ale ona pokręciła szybko głowę, mocniej przyciskając do siebie kocię.
- Postaw go na ziemię- odwróciła się, słysząc głos Imada. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazł się tak blisko niej.
- Nie. Nie zabieraj mi go- poprosiła i ruszyła w jego stronę- jak mogłeś...- popatrzyła na niego smutno, stając naprzeciw.
- Nie możesz go zatrzymać- powiedział twardo.
Uniosła wyżej głowę.
- Zrobię to- powiedziała i sięgnęła do swoich włosów. Ruszyła w kierunku schodów, a mijając go, rzuciła pod jego nogi cudowne kwiaty utkane naprzemiennie z niebieskich i zielonych kamieni. Piękna brosza upadła z łoskotem na kamienną posadzkę, ale ona już tego nie widziała.
Czym prędzej chciała znaleźć się z dala od niego.
A on nadal nie mógł zrozumieć...
*
Słońce chyliło się ku zachodowi, zalewajac ocean złotym blaskiem, a ona siedziała w swojej klatce na tarasie, przy oknie, a na jej kolanach leżało małe puchate zwierzątko. Za wszelką cenę starała się go uspokoić, co nie było łatwe. Do tego rozcięta skóra na nadgarstku nie ułatwiała sprawy. Nie mogła winić tego małego kota, bo on tylko się bronił. Owinęła ranę kawałkiem jedwabiu i związała mocno, żeby powstrzymać krwawienie. Tygrys w tym czasie dopadł brzeg jej sukni, chwytając materiał między ząbki.
- Nie bój się- szepnęła, kiedy odsunął się od niej spłoszony. Powoli pochyliła się, żeby wziąć go na ręce, a on cofnął się do ściany, sycząc głośno.
Jak na takie małe stworzenie jest bardzo wytrwały.
- No zobacz- wysunęła powoli dłoń w jego stronę. Po chwili groźnego nastawienia dotknął wilgotnym nosem opuszka jej palca. Powoli pogłaskała go pod pyszczkiem i wzięła na ręce, podchodząc do okna. Spojrzała na ocean i zaczęła go drapać paznokciami pod brodą.
Podziałało.
- Nie dam zrobić ci krzywdy...- powiedziała cicho, a w tej chwili na taras weszła Amina.
- Och...- powiedziała tylko, patrząc na zwierzę w jej ramionach. Podeszła do niej powoli, niepewnie. Widziała, że mulatka się boi.
- Chcesz go zatrzymać?- zapytała, niepewnie podnosząc wzrok.
- Tak. Nikomu go nie oddam- powiedziała pewnie, przenosząc wzrok na złotą wodę oceanu.
- Sułtan ci na to nie pozwoli- odezwała się- nie zgodzi się, by...
- Nie będę pytać o pozwolenie- weszła jej w słowo...
*
Stała na tarasie i patrzyła jak straż prowadzi przez dziedziniec dwóch mężczyzn, których nogi i ręce były skrępowanie ciężkim łańcuchem. Po schodach zszedł Imad, a za nim dwójka żołnierzy i stanęli na dziedzińcu, oświetlonym jedynie przez srebrną poświatę rzucaną przez księżyc. Było już po zmroku, pałac spał.
Prawie...
Nie słyszała ich rozmowy. Widziała tylko jak straż popycha mężczyzn, by padli na kolana, a za każdym z nich stanął jeden żołnierz.
Na znak Husama wyjęli miecze.
Teraz do jej uszu dobiegło błagalnie o litość, które jednak szybko zostało stłumione. Przez wbity w kark miecz.
Uniosła wyżej głowę.
Taka jest kara za nieposłuszeństwo. Ich obowiązkiem było czuwać, by tygrys nie uciekł. Nie dotrzymali tego. Zapłacili cenę za nieposłuszeństwo wobec pana.
I wobec niej.
Zapłaciła im za dopilnowanie, by bestia zabiła ją. Zamiast tego dała jej powód do uśmiechu.
Uśmiechu, który jeszcze nie raz obróci przeciw niej, a wtedy to ona będzie panią.
Jego panią...
A ona nie miała pojęcia, kto za tym stał. Nikt nie miał, to był wypadek. Tak też powiedział jej Husam, kiedy odwiedził ją wieczorem.
On nie przyszedł.
Do czasu.
Stał na ogromnym balkonie, z którego miał idealny widok na jej taras okryty roślinnością i balkon.
Patrzył na nią.
Siedziała na poduszkach, widział ją przez złote kratki. Trzymała go na kolanach.
Cały czas nie mógł zrozumieć.
Poprawił na sobie jedwabną koszulę w kolorze ciemnej czerwieni i wyszedł ze swych komnat, kierując się do niej. Dzisiaj nie wzywał żadnej. Nie chciał.
Minął straże i wszedł do jej komnat, od razy kierując się na taras. Odsunął błękitny materiał i zamarł bez ruchu.
Uśmiechasz się, Zahrah...
Ten widok uderzył w niego z ogromną siłą. Nie wiedział dlaczego. Nigdy w życiu nie widział czegoś tak przecudnego jak jej uśmiechu. Patrzyła na małe zwierzę z takim zamiłowaniem w oczach... niepojęte...
Odchrząknął cicho, a ona przestraszona podniosła wzrok. Tygrys szybko zeskoczył z jej kolan i stanął przed nią, stawiając sierść i sycząc, pokazując małe ząbki.
W przyszłości ogromne kły...
- Shh, spokojnie- wzięła go na ręce, a on znów zacząłł się bawić jej długimi włosami, które teraz miała wolno- czego chcesz?- zapytała, przenosząc na niego wzrok.
- Wiesz, że nie możesz go zatrzymać tutaj...- zaczął spokojnie, ale ona natychmiast mu przerwała.
- Dlaczego?- zapytała i przeszła do drzwi prowadzących do sypialni. Taras połączony był z jej sypialnią, drugimi drzwiami z główną komnatą i miał wyjście na balkon.
Weszła do pokoju, gdzie spała i położyła kota na łóżku.
Oczywiście on poszedł za nią.
- To jest zwierzę- kontynuował- nie zawsze będzie taki mały. Stanie się niebezpieczny...
- Nie będzie niebezpieczny!- przerwała mu ostro- nikomu nic nie zrobi, nie pozwolę na to- powiedziała szybko.
- Tobie zrobił- powiedział gniewnie, patrząc na jej opatrunek.
- Po prostu się bał. Jego matka też się bała. O niego. Chciała go bronić, a ty kazałeś ją zabić.
Westchnął przeciągle.
- Nie mogę...
- Możesz wszystko- weszła mu w słowo- sam tak mówiłeś. On nikomu nie zrobi krzywdy, obiecuję- jej głos coraz bardziej się łamał.
Co ci jest, Zahrah...
Dlaczego zaczynała płakać?
- Proszę cię, proszę... nie zabieraj mi go...
Patrzyła mu w oczy swoimi dziwnymi tęczówkami, patrzyła wręcz błagalnie.
Podszedł powoli do jej łoża i usiadł na nim, wzdychając głośno.
- Zgoda.
Nigdy nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony.
Zaczęła się śmiać.
Patrzył szeroko otwartymi oczami, jak okręca się wokoło i podnosi kocię na wysokość twarzy.
- Jesteś mój- uśmiechnęła się i musnęła nosem jego nosek- dziękuję- zwróciła się do niego, a w jej oczach nadal mógł dostrzec szczęśliwe iskierki.
Skinął powoli głową.
Podeszła do łoża i położyła kota na pościeli, obok niego, a sama usiadła na kolanach na leżących przy łożu poduszkach, opierając ramiona o materac.
Uśmiechasz się, Zahrah...
- Muszę mu nadać imię- odezwała się po chwili.
- Przecież to zwierzę- jęknął oburzony.
- Twoje konie też mają imiona- spojrzała na niego z dołu- słyszałam jak Husam o tym mówił. Więc dlaczego ja nie mogę nadać mu imienia?
Zamknął oczy, kolejny raz biorąc głęboki wdech.
Nie mam do ciebie cierpliwość, Zahrah...
- Jakie imię chcesz mu nadać?- zapytał zapytał w końcu.
- Nie znam twojego języka- powiedziała- ale to będzie mój obrońca- stwierdziła pewnie.
- Asim- powiedział, patrząc na nią.
- Słucham?
- Obrońca. W moim języku to Asim.
Spojrzała na tygrysa.
- Więc będziesz Asim- uśmiechnęła się kolejny raz.
A on patrzył...Gdyby na mnie tak spojrzała,
Ten jedyny tylko raz.
Gdyby kwiat mój uśmiech posłał,
Mógłby przestać istnieć czas...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanficWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...