2. Brak zrozumienia.

14.2K 928 33
                                    

Opierarła skroń o kamienną ścianę i kolejny już raz spojrzała w kierunku drzwi. Tym razem cela była znacznie większa, cóż to w końcu pałac.
Pałac sułtana- powiedziała sobie w myślach i miała ochotę w coś uderzyć. Nawet jej umysł to podpowiada. Już chyba wolała siedzieć u tego starego mężczyzny. Nikt nie wchodził wtedy do jej celi i nie zadawał pytań.
Tym razem było inaczej.
Od trzech dni, odkąd tu jest, rano, w południe i wieczorem przychodzi mężczyzna o zielonych oczach i zadaje cały czas to samo pytanie.
Kto jest twoim panem?
Ona odpowiada.
Odpowiada zawsze to samo.
Nie mam i nie będę go miała.
Mówi to otwarcie, nie odwraca wzroku, nie spuszcza głowy w dół. Nie pokazuje słabości, uparcie patrzy w piękne szmaragdowe oczy mężczyzny, który jedynie skina głową, bez jakiegokolwiek słowa.
Po jej odpowiedzi wychodzi.
A ona znów opierała głowę o ścianę i tak siedziała, nucąc pod nosem znaną sobie melodię.
Mija dzień trzeci, odkąd jest w pałacu, dzień trzeci jej kary.
Bez jedzenia i wody- powiedział.
Przełknęła ślinę mimowolnie.
Taki odruch.
Zważywszy na fakt, że stary mężczyzna dał jej kawałek chleba i miskę wody drugiego dnia, dzisiaj mija piąty, odkąd jadła czy piła cokolwiek. Była słaba, zdawała sobie z tego sprawę, ale nie ulegnie.
Jeśli przyjdzie i zada pytanie, ona odpowie dokładnie tak samo jak wcześniej. Były czasy, kiedy również nie mogła liczyć na jedzenie z rąk kogokolwiek. Przywykła. Dała radę wtedy, nie raz, więc da radę i teraz.
Musi.
Ona zawsze dotrzymuje danego sobie słowa.
I to się nie zmieni, nie ważne gdzie i w jakiej sytuacji będzie.
Uniosła głowę i spojrzała w okno. Słońce było coraz niżej. Za chwilę przyjdzie.
I miała rację, przyszedł.
Drzwi się otworzyły, ale nie wszedł przez nie mężczyzna z zielonym pierścieniem.
Weszło dwóch strażników, a za nim ten, który nakazał ją tu zamknąć, który uważa się za jej pana, który myśli, że ma do niej jakiekolwiek prawo.
Ten, który jest taki sam jak wszyscy inni tutaj. Ma takie same oczy, taki sam kolor skóry.
Dokładnie taki sam jak wszyscy, a traktowany wyjątkowo. Człowiek jak każdy, jednak to przed nim kazano jej paść na kolana i pochylić głowę. To przed nim ją upokorzono i spoliczkowano.
Kazano jej być jego.
Podniosła wzrok, a w tej chwili dwaj żołnierze chwycili ją za ramiona i znowu zmusili, by padła na kolana. Szarpała się, czekała aż zada pytanie, a ona będzie mogła mu powiedzieć to, co mówiła do zielono okiego.
Chciała mu to powiedzieć w twarz, patrzyć prosto w oczy.
Takie same jak wszystkie.
Drzwi otworzyły się kolejny raz i wszedł przez nie mężczyzna, który ją tu przyprowadził.
Jak narazie jego wysokość nie powiedział słowa.
- Dzisiaj mija trzeci dzień...
- Wiem- przerwała mu ostro, na co strażnik chwycił ją za włosy i pchnął na posadzkę. Zacisnęła pięści.
- Nic się nie zmieniło- powiedziała i powoli podniosła głowę. Spojrzała prosto w te zwykłe oczy- nigdy nie będziesz moim panem- powiedziała, wyraźnie akcentując każde słowo.
W jego oczach zobaczyła gniew, ale nie pokazał tego. Patrzył na nią z góry, splótł dłonie za plecami.
Nie rozumiał jej zachowania, nie rozumiał tej pewności w jej oczach. Była jego, nie było ku temu wątpliwości. Wszystko w tym kraju do niego należy.
Ceni sobie piękno.
A diament trzeba szlifować, by swoje piękno ukazał.
Widział w jej oczach pogardę. Patrzyła na niego tak jak jeszcze nikt wcześniej. Tego właśnie nie potrafił zrozumieć, to przeczyło wszystkim normom społeczeństwa.
Strażnik wymierzył jej policzek.
W pewien sposób go to zabolało, nie lubił niszczyć piękna, ale ono samo sobie na to założyło.
Przejechała językiem po dolnej wardze, czując specyficzny smak krwi.
Wspaniałe- pomyślała.
Chciała się podnieść, chciała patrzeć mu w oczy, bo wiedziała, że jej nie wolno. Ledwo podparła się na łokciach, a strażnicy ponownie pchnęli ją na podłogę. Przechyliła głowę w prawo, aby nie uderzyć twarzą o kamienną posadzkę. Zamiast tego, uderzyła w nią skronią.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk tego uderzenia. Zacisnęła powieki krzywiąc się z bólu, ale nie chciała pokazać słabości.
Uniósł dłoń i przechylił ją na bok, dając tym samym znak, że mają ją puścić. Natychmiast się pokłonili i wycofali, cały czas patrząc w dół.
Czekał na następny ruch z jej strony, czekał, aż się pokłonili, lub podniesie wzrok.
I podniosła.
Spojrzała na niego spod rzęs, zacisnęła dłonie w pięści i powoli, ale dumnie uniosła wysoko głowę. Czuła jak boli ją każdy mięsień, jak jej ciało drży, kiedy podniosła się na kolana. Wzięła głęboki wdech i zagryzając wargę wyprostowała się.
Jego spojrzenie mimowolnie powędrowało na jej usta.
A ona stała przed nim i patrzyła w te zwykłe oczy.
Zwykłe, zwyczajnie brązowe.
Jak wszystkich ludzi tutaj.
Patrzyła i wiedziała, że on nie ma w sobie nic, co czyni go innym, lepszym, nadzwyczajnym.
Jest takim samym człowiekiem jak ona.
Więc ona ma takie same prawa jak on.
Spojrzała w zielone oczy i cofnęła się powoli do ściany czując, że brakuje jej tchu.
Wytrzyma.
- Nie jestem i nie będę niczyją własnością- powtórzyła wracając spojrzeniem do niego.
Przyglądał się jej, zastanawiał się skąd w niej to nastawienie. Dlaczego nie jesteś jak Dżamila?
Dlaczego nie uznaje go za pana?
- Nie marnuj życia- odezwał się zielonooki- możesz je spędzić inaczej niż dotąd.
Nie znasz mojego życia- chciała powiedzieć.
- Wolę umrzeć, niż...- zaczęła, oddychając płytko.
Oburzył się.
Jak śmie?!
To on decyduje o jej życiu i śmierci. Ona nie ma prawa zabierać mu jego własności, którą aktualnie sama w sobie jest.
Nie odezwał się, pozostawił na sobie maskę.
Ale nie rozumiał.
Dlaczego tak piękny klejnot nie chce dać się oszlifować?
Dlaczego nie pozwala wydobyć z siebie piękna.
Patrzył w jej oczy.
Bo ona nie posłuchała i patrzyła w jego
Patrzyła, a brąz przelewał się z czernią. Zamrugała dwa razy czując jak nogi się pod nią uginają, ale nie pochyliła się.
- ... niż... oddać się t-tobie- powiedziała, zanim nieprzytomna opadła na posadzkę, tuż pod jego nogami.
Do samego końca patrzyła mu w oczy.
- Zabrać ją- powiedział i skierował się do wyjścia.
- Panie- jego przyjaciel skinął głową i spojrzał na niego.
Nie lubił, kiedy tak go tytułował.
On jeden nie miał tego obowiązku, ale tylko, gdy byli sami.
- Każ ją zabrać i ocucić. Kiedy się obudzi, chcą ją zobaczyć- powiedział, a ten skinął głową.
Musiał przyznać, zdziwiło go, gdy ten powiedział mu, że sam pójdzie ją zobaczyć. Sułtan nie schodzi do lochów, to więźniowie są przyprowadzani przed jego oblicze.
Spojrzał na ciało dziewczyny.
Pomimo brudu, zniszczonych włosów i dłoni... była piękna.
*
Otworzyła oczy, czując przyjemny zapach. Inny zupełnie niż wilgoć zatęchłych lochów.
Zmarszczyła lekko brwi, krzywiąc się, kiedy poczuła ukłucie w skroni. Natychmiast dotknęła opuszkami palców tego miejsca, podnosząc się do siadu. Otworzyła oczy i uderzyła w nią jasność otoczenia.
Przestraszyła się widząc bogato zdobioną komnatę, w której zieleń i błękit przeplatały się na ścianach, pomiędzy wspaniałymi srebrnymi haftami.
Nie jednego ten widok powaliłby na kolana. Owszem, musiała przyznać, że komnata była piękna, ale dla niej piękno to pojęcie względne.
Tak samo jak wartość.
Spojrzała na swoje dłonie.
Były czyste, starannie wypielęgnowane i delikatnie miękkie. Szczerze mówiąc, nie pamięta, kiedy ostatnio tak wyglądały.
Zamiast podartego, brudnego materiału jej ciało opinał zwiewny jedwab barwy morskiej zieleni. Delikatny, bardzo przyjemny w dotyku, jaj palce nigdy wcześniej nie wodziły po czymś takim. Suknia była obcisła w biuście i talii, zwiewna i lekka, opadająca do ziemi. Z tyłu na ramionach miała doszyty delikatny tren, również do samego dołu, który częściowo opadł na ramiona i ręce, nie okryte materiałem. Zsunęła nogi z wysokiego łoża, a materiał odsunął się, ukazując jej stopy, na których miała teraz jasno niebieskie materiałowe pantofle.
Nadal niespokojna wstała i weszła w głąb pokoju. Był bardzo duży. Podłoga w całości wyściełana haftowanymi dywanami, ściany pełne jedwabiu. Spojrzała na łóżko z czterema kolumnami pokrytymi srebrem, na których zawisł granatowy baldachim. Na ścianie naprzeciw łoża rozpościerało się okno długie na całą jej szerokość, przedzielone smukłymi kolumnami.
Podeszła do niego powoli, unosząc suknię, by jej nie podeptać.
Zobaczyła ocean.
Przecudne lśniące w słońcu morze, przed nim las tropikalny.
Wiedziała, czuła wilgoć.
W komnacie oprócz łoża był jeszcze niski stolik z czarnego drewna i poduszki naokoło, a pod ścianą kolejna sterta poduszek i puszysta mata do siedzenia, położona na podwyższeniu.
Przeszła do jak się jej wydawało korytarza, ale kiedy odsunęła zawieszony w przejściu błękitny materiał zobaczyła cztery stopnie w dół i ogromny taras.
Wyszła z jak się okazało- sypialni, wchodząc na czarno granatowy dywan, pokrywający taras. Ogrodzony był ścianą sięgającą jej do pasa, reszta to była drewniana, rzeźbiona kratka, po której pięła się jakaś egzotyczna roślina. Drewno spłatało się u góry tworząc zadaszoną kopułę.
Piękna klatka- pomyślała.
Barwy były podobne- błękit, zieleń i srebro, a stolik, tym razem większy, wykonany był jak wcześniej- z czarnego drewna.
Okno znów było duże, znów szerokie, a przejście prowadziło jak się domyślała- na balkon.
I miała rację. Balkon był również duży. Posadzka z białego marmuru. I nic poza tym. Pusto.
Ale pięknie. Również widok na ocean.
Wróciła do sypialni i skierowała się do przejścia zasłoniętego ponownie błękitnym jedwabiem. Odsunęła go i po czterech kolejnych schodach zeszła do komnaty skąpanej w błękicie. Okno ponownie szerokie, było skierowane na ocean, posadzka wyściełana dywanami w kolorze czarnym i zielonym. Ściany pokryte bogato haftowanymi motywem kwiatów i liści.
Piękne.
Kolejna sterta poduszek, kolejny niski stolik, kolejna niska kanapa.
Wszystko takie same.
Odwróciła przestraszona głowę, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
Weszła przez nie szczupła czarno włosa dziewczyna o oczach takich jak wszyscy. Miała na sobie prostą, białą suknię, przewiązaną granatowym pasem, a włosy spięte z tyłu głowy.
Kiedy tylko ją zobaczyła pochyliła głowę natychmiast i ugięła lekko kolana. W tej pozycji zaczęła cofać się do drzwi.
- Zaczekaj...
Ale ona już wyszła.
Nie patrzyła na nią.
Nie miała minuta, a drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich on...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz