90. 'Kamień śmiertelny'

5.8K 906 45
                                    

Patrzył jak rozgląda się wokoło. Nie mogła pojąć ogromu cierpienia i bólu, który spadł na tych ludzi. Niczemu nie zawinili. Nie zrobili nikomu krzywdy. To ich spotkała krzywda.
Kara za nieswoje grzechy.
- Moja pani- odezwał się medyk.
Podniosła głowę, a ludzie spojrzeli na jej osobę.
- Proszę, nie nazywaj mnie panią- powiedziała i podeszła​ niego- słucham.
- Powiedz mi co wiesz o tej chorobie- poprosił- dlaczego powiedziałaś, że nie trzeba szukać lekarstwa? Jak więc wyleczyć całe miasto?
- Właśnie- prychnął jeden z wielkich.
Westchnęła głęboko.
- Tym ludziom trzeba wody. Niczego więcej, tylko wody.
- Jak woda może im pomóc?- pokręcił głową zdumiony starzec.
Wiele w życiu chorób widział, wiele uleczył i wiele zgonów przeżył.
- Zachorowali, bo pili zatrutą wodę. Muszą pić czystą wodę, a ona oczyści ich ciała. Ale na to trzeba kilku dni, których niektórzy z nich już mogą nie mieć- zamknęła oczy.
- Wiesz co to za trucizna?- zapytał, a ona spojrzała w jego ciemne tęczówki.
- Wiem jak wygląda. Ale będę pewna, tylko jeśli zobaczę.
- Pani?- odezwała się cicho mulatka, która dopiero teraz pojawiła się na dziedzińcu- potrzebujesz pomocy?
- Amina- mruknęła i odwróciła głowę w jej stronę- tak, pomożesz mi. Przynieś z kuchni szklane, przezroczyste flakony.
- Dobrze- natychmiast przeszła schodami na piętro.
- Potrzebuję też wodę z każdej studni w mieście. Ale jak...
- Będzie jak każesz, pani- odezwał się mężczyzna, który przynosi​ł informacje Husamowi.
- Nie mów pani, proszę- pokręciła głową, a on skłonił się lekko i razem z towarzyszem skierował do wyjście poza teren pałacu.
Było jej gorąco.
Ministrowie skłonili głowami przed panem i odeszli.
Po co patrzeć na cierpienie ludzi. Przecież oni nic nie znaczą. To tylko poddani płacący podatki.
Sama poprosiła strażnika, o zebranie wody z każdej z pałacowych studni. Kiedy wróciła Amina, ona miał już wodę ze studni z terenu pałacu.
- Przepraszam, ale znalazłam tylko kryształowe kielichy- wydusiła zdyszana.
- Mogą być- machnęła ręką i przykucnęła przy schodach, ustawiając kielichy na marmurowym stopniu. Mężczyźni wrócili z miasta, i położyli koło niej pięć małych skórzanych bukłaków z wodą.
Do każdego kielicha nalała wody z innej studni.
Cztery kielichy z wodą z pałacu.
Pięć z wodą z miasta.
Po kolei uniosła każdy z nich pod promienie słoneczne.
- Zobacz- zwróciła się do niego, trzymając w górze naczynie z wodą pałacową i tą z miasta- woda z miasta jest mętna. Nie​ widać tego patrząc do studni. W naczyniu też nie. To jedyny sposób- powiedziała.
- Postawić staże przy każdej studni w pałacu- zarządził, a dwójka gwardzistów skinęła głowami i odeszła w pośpiechu.
- Trzeba przynieść jak najwięcej wody. Muszą ją pić na bieżąco, żeby wyzdrowieć- spojrzała na ludzi.
Słońce już niemalże​ zaszło, kiedy strażnicy przynosili na dziedziniec wysokie niemal do pasa dzbany z wodą.
- Jesteś pewna, że nic nie grozi zdrowym?- zapytał Husam.
- Jestem pewna- powiedziała tylko i podeszła do Aminy, która razem z innymi kobietami ze służby roznosiła wodę.
Przy każdej rodzinie prosiła postawić dzban i naczynie z wodą, aby mogli sami czerpać. Tym, którzy sami nie mogli pić, pomagali inni.
- Dokąd idziesz?- zapytał mulat, kiedy szybko splotła swoją długie włosy w warkocz.
- Idę im pomóc- powiedziała i napełniła wodą mniejszy dzban, który mogła unieść- i nie mów, że nie mogę- powiedziała cicho, po czym odwróciła się i odeszła.
Ludzie powoli zasypiali.
Dzieci przytulone do często również chorych rodziców.
A ona chodziła między ludźmi, rozdając koce, które on kazał przynieść. Sprawdzała temperaturę, dotykając ich czoła, i musiała przyznać, że sama bała się, że niektórzy z nich mogą nie dotrwać do rana...
W końcu przysiadła na stopniach głównych pałacowych schodów, gdzie czekał na nią Asim i odetchnęła. Było jej bardzo ciepło. Zamoczyła więc dłoń w misie z zimną wodą i obmyła twarz, odchylając głowę w tył. Przejechała po swoim karku. Po ramionach i całych rękach. Odetchnęła głębiej przymykając powieki i opadła głowę o bok siedzącego obok niej kota.
Strażnicy przynieśli jeszcze ostatnie kadzie z wodą.
- Tyle wystarczy do rana, dziękuję- odezwała się, zwracając tym samym ich uwagę- powinniście odpocząć- stwierdziła- bardzo wam dziękuję, uśmiechnęła się słabo i skinęła głową.
Oni skłonili się wpół i odeszli.
A on zszedł po schodach. Ubrany w czarne spodnie, buty i długi do ziemi płaszcz.
- Przyszedłeś powiesić, że nie  powinnam nosić spodni?- zapytała cicho, patrząc wciąż na dziedziniec.
Westchnął głęboko i usiadł na stopniu obok niej.
- Przeszedłem ci podziękować- powiedział, a ona spojrzała na niego marszcząc minimalnie brwi.
Oparł ręce o kolana i splótł palce razem.
- Za co?- zapytała cicho i przymknęła powieki.
Była zmęczona.
Zauważył to.
- Za to co zrobiłaś dzisiaj. Gdyby nie ty, nadal nie wiedziałbym jak pomóc tym ludziom. Niepotrzebnie zmarnowałbym czas, jeśli  kazałbym szukać leku- westchnął.
- Ja dziękuję, że pozwoliłeś otworzyć główną bramę. Dla wszystkich- powiedziała- i za to, że kazałeś pilnować studni. To bardzo mądre.
- Jak ktoś zatruł wodę? Studnie są głębokie, a jeśli ludzie pili wodę przez kilka dni, ktoś musiał zasuwać ją codziennie.
- Nie- pokręciła głową- ta zaraza to owoc czarnego kamienia.
Spojrzał na nia marszcząc brwi.
- Co?
- Czarny kamień- powtórzyła, patrząc przed siebie- czasami nazywany kamieniem śmiertelnym. Odłamek rzadkiej skały. Wrzucony do studni, gdy opadnie na dno zakaża wodę, dopóki dopóty się nie rozpuści. A to trwa miesiącami. Nawet mały kamień śmiertelny może zabić miasto. Ale gdy się go wyciągnie wystarczy kilka dni, a woda nadaje się do picia. Dlatego aby wyzdrowieć wystarczy po prostu pić czystą wodę. Sam kamień śmiertelny starty na proch zabija niemal natychmiast.
- Dużo o tym wiesz- stwierdził, a ona zamknęła oczy na moment, by później spojrzeć na swoje dłonie.
- Zachorowałam, kiedy byłam dzieckiem. Zaraza panowała wtedy w mieście, ale ludzie już znali kamień śmiertelny. Ale wiem, że był człowiek, który wyciągnął go ze studni gołą dłonią. Choroba zniszczyła ją tak, że medyk odciął mu całą rękę.
Otworzył szeroko oczy.
- Kamień, który już zaczął się rozpuszczać, jest bardzo trujący. Nie wolno go dotykać. Trzeba go spalić. Dopiero, kiedy strawią go płomienie i zamieni się w popiół przesanie szerzyć śmierć.
Był szczerze zdumiony.
Nie spodziewał się tego, co usłyszał.
- Jesteś zmęczona. Powinnaś coś zjeść, jest już po zmroku.
Zamknęła oczy, a jej głową opadła na​ jego ramię.
- Zayn...- szepnęła niemalże niesłyszalnie- chce mi się spać- powiedziała, gdy objął ją ramieniem- a boję się stąd odchodzić. Boję się zamknąć oczy. Co jeśli rano zobaczę coś, czego nie chcę zobaczyć?
- Na to nie masz wpływu. Zrobiłaś wszystko co tylko mogłaś- potarł jej ramię.
Pokręciła głową, kiedy wstał i spojrzała na niego z dołu. A on pochylił się i chwycił ją, podnosząc. Oparła niemal bezwładną głowę o jego ramię, ale zaraz wtuliła ją w jego szyję. Czuła jego intensywny zapach.
- Nie mówiłem szczerze- odezwał się, gdy już prawie doszedł do swoich komnat.
Wrócił pamięcią do chwili, kiedy pierwszy raz zobaczył ją w spodniach.
- Podobają mi się...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz