Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy ona powoli przechodziła między ludźmi. Długo rozmawiała ze starym człowiekiem i wiedziała też, że pan mając niespełna 22 lata musiał wyruszyć na wojnę, która trwała niemal rok. Dlatego teraz szła znaleźć człowieka, który mógł powiedzieć jej więcej na ten temat.
Stanęła przed wskazanymi przez gwardię drzwiami i wyciągnęła dłoń by zapukać. Po krótkiej chwili stanął w nich niski mężczyzna w sile wieku. Miał długą brodę i w zamian za to ani jednego włosa na głowie. Ubrany był w długą do ziemi prostą szatę bez zdobień.
Widząc ją skłonił się natychmiast.
- Nie, proszę- złapała go za ramiona- nie rób tego- pokręciła głową- nie musisz.
Skinął więc tylko głową przed nią i uniósł wzrok na dwa dziwne kamienie.
- Co więc sprowadza Cię do mnie, pani?
- Nie nazywaj mnie panią. Nie jestem nią dla nikogo tutaj.
- Jesteś- powiedział mimo tego- słucham. Wejdź, proszę- odsunął się i gestem dłoni zaprosił ją do środka.
Dech jej zaparło.
Nigdy w życiu nie widziała tylu ksiąg i zwojów. Tylu pism w jednym miejscu.
- Czym się zajmujesz?- zadała pytanie rozglądając się.
- Kronikopisarstwem- odparł spokojnie- powiedz, w czym mogę Ci pomóc?
- Człowiek na bazarze powiedział, że możesz dać mi odpowiedzi na pytania. Że dużo wiesz. A ja potrzebuję teraz twojej właśnie wiedzy.
- Więc powiedz mi, co takiego chciałabyś wiedzieć?
Wskazał na niską kanapę, a ona zajęła miejsce.
- Izdihar, mamy gościa- zawołał, na co zmarszczyła brwi.
Nie minęła chwila, a do pokoju weszła niska kobieta wiekiem bliska mężczyźnie. Ubrana w prostą suknię przewiązaną przez ramię niebieskim materiałem w kwieciste wzory, a jej włosy z siwymi paskami spięte były w ciasnego niskiego koka.
Skłoniła się zdziwiona i spojrzała na niego.
- Pozwól- wskazał na nią i poszedł bliżej- to moja żona, Izdihar.
Wstała natychmiast i skinęła sama głową.
- Witaj.
- Witaj, pani- uśmiechnęła się życzliwie- mogę wiedzieć z jakiej przyczyny dajesz nam zaszczyt w naszym domu?
Zdziwiła się szczerze, nawet zrobiła mój w tym.
Jaki zaszczyt?
- Ja... ja tylko chciałam porozmawiać- przyznała- moje przyjście tutaj to nie zaszczyt.
A starsza kobieta patrzyła na nią przez moment i uśmiechnęła się, ale... inaczej. Podeszła do Zahrah i wyciągnęła do niej o nie dłonie. Niepewne wysunęła w nie swoje, a ta lekko zacisnęła jej palce.
- Masz piękną duszę, drogie dziecko.
Po czym odwróciła się i wyszła.
Nie rozumiała co miało miejsce przed momentem.
- Powiedz mi, w czym mogę Ci pomóc?- zapytał.
- Idąc tutaj nie wiedziałam kim jesteś i czym się zajmujesz. Nie wiedziałam w czym mógłbyś mi pomóc. Kiedy powiedziałeś, że spisujesz kroniki chyba wiem o co zapytać.
- Pytaj- skinął głową, a ona usiadła i wskazała na miejsce przed sobą. Zdziwiony jej gestem usiadł, a w tej chwili jego żona wróciła niosąc tacę, a na niej smukły dzban i naczynia.
- Wojna jest okrutna- odezwała się kobieta- na ostatniej był wraz z panem mój mąż- spojrzała na niego, po czym podała mu kielich wina.
Zrobiła to specjalnie.
Dopiero później podała go jej.
Ale Zahrah nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
A kobieta uśmiechnęła się.
- Byłeś z nim na wojnie?- zapytała zdumiona- dlaczego?
- Opisywałem wydarzenia które miały miejsce. Obserwowałem. By później móc stworzyć całą kronikę. Teraz jest tam mój jedyny syn.
Zamarła.
- T-twój... twój syn?- wydusiła- pojechał zamiast ciebie?
- Chciał iść w moje ślady. Chciał spisywać kroniki. Wiedział z czym się to wiąże.
- Tęsknisz za nim?
- Co dnia- odparł z żalem.
- Bardzo mi przykro- powiedziała cicho.
- Ty również tęsknisz- odezwała się kobieta- widzę to w twoich oczach.
Przetarła twarz dłońmi.
- Wiem, że żyje- powiedziała cicho- nic więcej mi nie potrzeba- pokręciła głową chcąc odrzucić daleko niechciane myśli- ale... boli mnie to, ile razy kazano mi mówić i myśleć inaczej. 'Trzeba mówić, że pan wróci w chwale i bogactwie'- powiedziała z jawną złością. Nie zgadzam się z tym. Nie chcę jego chwały. Nie chcę bogactwa, które ze sobą przywiezie. Nie chcę kolejnego tytułu, który będzie mu nadany, nie rozumiem żadnego z tych które już ma, nawet jego imienia nie rozumiem. Ja chcę tylko... tylko...
- Jego.
Powiedziała to starsza kobieta.
A Zahrah czując gorąco w klatce piersiowej zagryzła wargę zdenerwowana.
- Ja... n-nie, j-ja... ja...
- Cokolwiek powiesz moje dziecko, ja wiem, że twoje serce tylko jego pragnie.
Otworzyła usta zszokowana.
- Nie, ja nie... ja...
- Powtarzasz się- uśmiechnęła się do niej- widzę jak się zachowujesz. W twoich oczach widać pustkę. Widziałam Cię, kiedy przyszłaś tu w nocy wbrew jego woli. Kiedy trzymał Cię niemal umierającą. Mimo bólu patrzyłaś mu w oczy z takim żarem i ufnością, jaki ja widzę w oczach mojego męża- powiedziała i złapała go za dłoń- mimo tych wszystkich lat.
- Ale...
- Pan jest osobą bardzo skrytą- odparł spokojnie kronikarz- byłem obok niego, gdy żegnał rodziców. Byłem, kiedy walczył z wojskami Tartaru. Nigdy nie widziałem targających nim emocji. Nie pokazywał ich. Wiesz ile żalu widziałem po śmierci jego matki?
Pokręciła głową, przesyłając ślinę.
- Jedną łzę.
Uchyliła usta w smutnym niezrozumieniu.
- To co go dręczy przychodzi w nocy- powiedziała kobieta- już kiedy był małym dzieckiem miewał sny, po których budził się z płaczem. Mógł uspokoić go wyłącznie cichy dźwięk. Pewna melodia, po której zasypiał niemal od razu.
- Skąd to wszystko wiesz?- zapytała zdumiona marszcząc brwi.
A kobieta uśmiechnęła się patrząc na swoje dłonie. Po czym sięgnęła na dekolt swojej sukni skąd wysunął się medaliony na srebrnym łańcuszku.
Płaska okrągła tarcza a na niej kwiat róży.
- To dała mi Amal Amira.
Znała to imię.
Podniosła wzrok zaskoczona.
- Jego matka- wydusiła.
- Byłam jej wsparciem przez ponad 23 lata. Byłam przy jego narodzinach. Kiedy przyszedł na świat była tak bardzo słaba za zmęczenia i bólu.
Między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, a twarz wyrażała coś na kształt spokoju i ciepła.
- Był taki malutki. Wiesz, że byłam pierwszą osobą, która trzymała go na rękach? Amira nie miała siły. Ułożyłam na jej piersi jej najcenniejszy skarb i ucałowałam jej czoło.
W jej oczach pojawiły się łzy.
- A ona zapytała, czy to dziewczynka. Ja powiedziałam, że ma syna. I w tej chwili z jej jasnych oczy wyleciały łzy.
I sama w tej chwili zaczęła płakać.
I jakie było jej zdziwienie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że nie jest w tym sama.
Zahrah też otarła policzki.
- I c-co?
- Mimo zmęczenia nie mogła spać. Patrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, kiedy spał przy jej piersi. Był piękny. Cały czas to powtarzała. Odkąd się tylko urodził. Ona chciała tak mówić do niego codziennie. I kiedy pan przyszedł do niej, by pierwszy raz zobaczyć swojego pierworodnego syna, następcę tronu... miał nadać mu imię. Takie jest prawo. To ojciec nadaje imię. A pan... pan spojrzał w oczy Amiry, która bez słowa czekała na jego decyzję... I powiedział.
- Powiedział? Co powiedział?
- Zayn. A Amira zaszlochała.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło do niej i odetchnęła cicho.
- Dlaczego?
- Ze szczęścia. Bo imię Zayn znaczy właśnie piękny.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...