Spojrzała w górę. Nie wiedziała jak daleko od pałacu są i jak długa droga jest jeszcze przed nimi. Nie powiedział jej dokąd jadą, a ona i tak nie znała jego kraju. Nie wiedziała jak wysoko jest słońce, bo zasłaniały je kopuły drzwi. Ale czuła jakby... wilgoć...
- Widzisz to drzewo?- wskazał na stary, chylący się ze starości pień.
Spojrzała na nie i skinęła głową.
- Kiedy ostatni raz tu byłem, Harry wszedł na nie i nie mógł zejść. Pamiętam jak prawie z niego spadł- uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie.
- Prawie? Nic sobie nie zrobił, prawda?- zapytała z nadzieją.
- Nie, nic. Jego płaszcz zaczepił się o wystający konar i tak wisiał- powiedział, a ona hamując śmiech, prychnęła cicho.
Ale coś do niej dotarło.
- Ale moment- zmarszczyła brwi, zatrzymując konia- jak to tak wisiał? Nie pomogłeś mu?
- Pomogłem- skinął głową, jadąc dalej.
Kłamiesz.
- Zayn!- pisnęła oburzona.
- Pomogłem mu zejść- obrócił konia i spojrzał na nią- po godzinie- dodał, a ona uchyliła usta.
I ruszyła w jego stronę.
Szybko zaczął uciekać, ale na nic mu się to zdało. Dogoniła go.
W jednej chwili jego ogier stanął dęba, a on sam runął w dół, zostając w tyle.
Spojrzała przerażona na jego ciało. Nie ruszał się. Natychmiast się zatrzymała i w pośpiechu zeszła z konia, podbiegając do niego.
- Zayn- padła na kolana i siłą odwróciła go na plecy. Miał zamknięte oczy. Nie wykazywał żadnych emocji.
Był jak martwy.
- Zayn, spójrz na mnie- powiedziała drżącym głosem, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej.
Nic.
- Otwórz oczy- poprosiła przestraszona i chwyciła w dłonie jego policzki- Zayn...
W tej chwili zacisnął mocniej powieki i wybuchnął głośnym śmiechem.
Uchyliła usta, gdy nagle zalała ją nieoczekiwana złość.
Wstała natychmiast otrzepując suknię, a kaptur opadł z jej włosów.
- Zahrah...- zawołał za nią, gdy szła w stronę swojego konia.
Nie zatrzymała się jednak.
- Stój.
Chwycił ją za ramię, powstrzymując od dalszego ruchu i odwrócił w swoją stronę. Patrzyła w jego rozbawione tęczówki i nie mogła zrozumieć. A on dziwił się jej złości.
- Nie bądź zła...
- Lubisz się mną bawić, prawda?- zapytała, wyrywając ramię z jego uścisku. Uniósł wysoko brwi, a ona skrzyżowała ręce pod biustem.
- Nie...
- Myślałam, że coś ci się stało- zaczęła- spadłeś, bałam się, że...- zacisnęła powieki- martwiłam się o ciebie, a ty zacząłeś się po prostu śmieć! Jak mogłeś?!- odwróciła się od niego, zamykając oczy.
Uchylił usta. Nie miał pojęcia, że tak na to zareaguje.
Spięła się, czując lekki dotyk na swojej talii. Powoli owinął wokół niej ramiona i przylgnął do jej pleców.
Stała niewzruszuna.
- Nie złość się na mnie, Zahrah- wyszeptał przy jej uchu, opierając brodę o jej lewe ramię.
- Jak?- spojrzała na niego, ale w jej dziwnych tęczówkach nie było już złości- Zayn, bałam się o ciebie- powiedziała z wyrzutem.
- To było niemądre, wybacz- szepnął patrząc na nią przepraszająco.
Nawet nie wiedziała, kiedy położyła dłonie na jego ramionach, którymi ją obejmował.
Patrzył w jej oczy tak intensywnie, tak... inaczej niż zwykle, że nie mogła oderwać od nich wzroku.
- Jesteś szczęśliwy?- zapytała nagle.
- W tej chwili? Tak- skinął minimalnie głową.
Bo to było jego szczęście. Trzymał je w ramionach i cieszył się tym.
- Ja chyba też- przyznała- jeszcze raz dziękuję- uniosła podbródek.
Stała tuż przy nim. Nie odsunęła się, pozwoliła, by ją trzymał.
- Za co?- zmarszczył brwi.
- Za dzisiejszy dzień. Nawet nie musimy jechać dalej. Masz na pewno swoje obowiązki. Mi to wystarczy...
- Dałam ci słowo, Zahrah- przerwał jej- i mam zamiar go dotrzymać.
Słowo?
- Kiedy? Nic dzisiaj nie mówiłeś.
Przecież uważnie go słuchała, słuchała wszystkiego co do niej mówił. Pamiętałaby obietnicę.
- Dawno temu- przyznał cicho- i dzisiaj mam zamiar ci to udowodnić.
- Ale...
- Nie, Zahrah- odezwał się twardo- jedziemy dalej- powiedział.
Zrobiła rok w przód, przez co musiał ją puścić. Nie chciał tracić bliskiego kontaktu z jej ciałem, nie chciał jej na to pozwolić, ale wiedział, że nie zatrzyma jaj siłą. Może ją tym tylko odsunąć.
- Dlaczego spałeś?- zapytała, a on zmarszczył brwi.
Właśnie, dlaczego?
- Koń się czegoś przestraszył- powiedział zdezorientowany i podszedł do niego. Ogier był niespokojny, cofnął się natychmiast. Chwycił jego głowę w dłonie i prawą z nich położył płasko na jego czole.
Powiedział coś w swoim języku.
Nie rozumiała co, ale wiedziała, że powiedział to do konia. I patrzył mu w oczy. Mówił powoli, spokojnie. Tak bardzo niepodobny był do siebie.
- Co mu powiedziałeś?- zapytała oniemiała, gdy zwierzę wyraźnie się uspokoiło.
Odsunął się od zwierzęcia i spojrzał na jej twarz.
- Powiedziałem, żeby był spokojny. Żeby się nie bał. Ale nadal nie wiem, czego się wystraszył. Mogło to być nawet odbite światło- westchnął cicho.
Rozejrzała się wokół i... coś przyciągnęło jej uwagę. Odwróciła się powoli i podeszła do leżącego w liściach przedmiotu.
- Zahrah?- podszedł do niej, marszcząc lekko brwi, gdy przykucnęła.
- To mogło być to?- zapytała, podnosząc się.
Trzymała w dłoni sztylet. Z krótkim, prostym ostrzem i zdobioną złotem i drogimi kamieniami rękojeścią.
Wcześniej go nie widziała. Ale wydawał się być dziwnie znajomy.
- Możliwe- przyznał, odbierając go od niej- ale on nie jest z mojego kraju.
- Co? Skąd możesz wiedzieć?- uniosła brew.
- Spójrz- sięgnął za pas z tyłu o wyciągnął schowany w złotej pochwie sztylet. Wyjął go i pokazał jej tak, by widziała różnicę- ten ma proste ostrze. Nie powstał tutaj. W moim kraju każdy sztylet czy miecz jest wykuty w łuk.
Rzeczywiście, widziała to.
Nie skomentował nic więcej, ale wiedział, że nie było to normalnością. Broń była bardzo bogato zdobiona, ktokolwiek był jej właścicielem, musiał być więc wielki.
Ale on nie słyszał, by ktokolwiek taki podróżował po jego kraju. A gdyby tak było, wiedziałby o tym.
Schował więc ów sztylet to torby przy siodle.
*
- Co znaczy Husam?
To pytanie uciekło z jej ust, gdy wznowili podróż.
- Nie powiedział ci?- zapytał, patrząc na nią.
- Nie pytałam go o to wcześniej.
- Husam, znaczy miecz. Imad- kolumna, po prostu wsparcie.
- Taki jest dla ciebie?- zapytała z małym uśmiechem.
- Tak- przyznał, patrząc przed siebie- zawsze taki był.
A on nie był taki dla niego. Zawsze wymagał. Tylko wymagał.
- A... twoje imiona? Co one znaczą?- zapytała.
Nie spojrzał na nią.
- Zahrah... teraz nie jestem pewien, czy chcę, byś znała ich znaczenie.
- Dlaczego?- zapytała natychmiast.
- Wydaje mi się, że nie jestem tym, kim powinienem być. Nie jestem taki, jakim opisują mnie moje imiona.
- W takim razie co znaczy Zahrah?
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...