- Nie ważne co zrobisz. Mówiłam szczerze. Zaufasz czy nie- wzruszyła ramieniem- twoja wola.
I lekko potarła jej ramię, po czym odeszła, zabierając ze sobą tygrysa.
Miała w głowie istny chaos, którego nie umiała uporządkować i zdecydowanie za dużo myśli. Usiadła na marmurowej ławce i uśmiechnęła się, kiedy Asim położył się przy jej stopach i ułożył głowę na jej kolanach.
- Zahrah.
Podniosła wzrok.
Ale nie uśmiechnęła się.
- Co ci jest, hmm?- podszedł i przyklęknął przed nią. Jedną dłoń położył na głowie tygrysa, drugą... niepewnie ułożył na jej udzie.
- Dlaczego dzisiaj wziąłeś mnie do siebie? Dlaczego jadłam razem z tobą? Dlaczego złapałeś mnie za dłoń? Dlaczego...
- Bo jesteś dla mnie bardzo ważna, Zahrah. Jesteś teraz jedyną osobą, która nie pozwala mi paść bezsilnie na kolana pod ciężarem strachu.
- Równie dobrze mógłbyś powiedzieć...
- Zahrah- westchnął głęboko przymykając powieki i pochylił głowę- nie duszukuj się sensu w tym co robię, bo sam nie potrafię go znaleźć. Kierują mną emocje, nic więcej- podniósł wzrok i spojrzał na nią.
- I mówisz szczerze?- zapytała cicho.
A on chwycił jej dłonie i uniósł do ust. Złożył na każdej z nich mały pocałunek.
Zabrała dłonie.
- Nic już nie wiem- pokręciła głową kiedy tak patrzył na nią zdziwiony- nie rozumiem twojego zachowania. Nie rozumiem, a zaczynam się przyzwyczaić. Przywiążę się do ciebie, zbliżenię za bardzo, a ty weźmiesz to czego tak pragniesz i zostawisz mnie samą...
- Nie...
- Znikniesz- mówiła nadal jakby była w amoku- zostawisz mnie kiedy będę cię potrzebować. A jeśli nadal tak będzie, będę potrzebować. Uzależnię się od ciebie- zacisnęła powieki- a ty mnie zostawisz.
- Dałem ci słowo...
- Złamiesz je- podniosła się na równe nogi i odeszła do niego- zostawisz mnie tak jak zrobił to Rivear.
Powiedziała to ze słyszalnym żalem, a jej ciało opanowały dreszcze.
- Ludzie odchodzą. Zawsze odchodzą- pokręciła głową i złapała się za nią.
Jej serce pierwszy raz od lat wypełnił żal po odejściu brata. Żal, który czuła w stosunku do jego osoby po tym, jak zostawił ją samą na świecie. Gdyby nie wypłynął w morze jej nie spotkałaby krzywda, która odebrała jej część jej samej. On nie pozwoliłby na to. A tymczasem odszedł. Porzucił ją.
- Zahrah- odezwał się cicho i podszedł do niej by chwycić jej policzki, ale uchyliła się.
- Nie rób mi tego. Nie dotykaj- poprosiła, ale w tej chwili jego dłonie spoczęły na jej skórze.
Bała się tego.
Bo w głębi siebie czuła, że się temu podda.
Że poddaje się jemu.
- Nie chcę być zależną- zacisnęła powieki.
- Nie jesteś.
- Nie wiesz co mówisz. Zostawisz mnie.
- Nigdy cię nie zostawię- powiedział ostro, na co jej ciało się spięło- nie popełnię drugi raz błędów twojego brata. Nie zostawię cię samej, obiecuję ci to- powiedział już spokojniej.
- Nie obiecuj...
- Przysięgam ci.
Padł na kolana i złapał ją za dłonie.
Spojrzała na niego, a w jej dziwnych tęczówkach widział łzy i strach.
- Przysięgam ci na życie siebie samego.
- Nie...
- Że nigdy nie oddam cię samotności- dokończył z powagą.
- A jeśli to ja będę musiała odejść?
Uchylił usta minimalnie.
- Wtedy zniszczę każdy powód, który miałby mi ciebie odebrać- powiedział ze śmiertelną powagą.
Nie umiał pojąć jej zachowania.
Bywały chwile takie jak ta, w których zachowywała się dziwnie. Mówiła rzeczy, które jego dziwiły i nieświadomie stawiała przed nim kolejne pytania i zupełny brak odpowiedzi na jakiekolwiek z nich.
- Wstań- powiedziała cichym głosem i chciała się odsunąć, ale... Złapał ją za biodra, zatrzymując w miejscu.
- Wierzysz mi?
- Proszę cię- szepnęła rozglądając się wokoło, a jej głos przesiąknięty był drżącą nutą.
- Powiedz, że mi wierzysz- powtórzył z większą desperacją i podniósł się do pionu.
Chwycił jej policzki, zarządał spojrzenia, którego ona nie chciała mu dać więc zamknęła oczy.
Nie mógł zrozumieć jej zachowania i niespodziewanego napadu. strachu.
A ona otworzyła oczy i w tej chwili, kiedy morska fala spotkała jasny, złoty bursztyn... pękła.
Z jej dziwnych oczu wypłynęły łzy, których nie mogła i już nawet nie chciała powstrzymać. Jej warga zadrżała, a cichy szloch opuścił jej usta, kiedy przylgnęła do jego ciała.
Bezbronna.
Załamana.
Jej serce przepełnione żalem.
Bo to było tylko to.
Płakała za całe zło, którego doświadczyła przez wiele lat. Za wszystkie potyczki i gorycze, które otrzymała i musiała przyjąć choć nie chciała. Nie pozwalała sobie na płacz. A odkąd tutaj przybyła już nie raz miało to miejsce.
Kiedy pobił ją ostatni raz.
Kiedy przyszedł do niej w nocy i pierwszy raz przytulił do swojego ciała.
Kiedy wybuchł pożar, a on zrozumiał, że ją stracił.
Kiedy przeszłość wróciła do niej tej nocy, gdy okradziono skarbiec.
Kiedy miała sny.
I dzisiaj.
Kiedy żal do brata i tęsknota za nim dopięły świadomości o możliwym w każdej chwili powrocie do przeszłości.
Powrocie do znienawidzonego miejsca, które nosiła w sobie. A tak bardzo nie chciała.
Delikatnie gładził jej plecy. Chciał jej pokazać, z jest tutaj dla niej. Że nie pozwoli jej skrzywdzić.
- Nie chcę cię zostawiać. Nigdy nie zechcę- szeptała cicho- ale...
- Nie 'ale', Zahrah- powiedział spokojnie, by nie wzbudzić w niej strachu większego niż już przejął kontrolę nad jej umysłem- wierzysz w moje słowa?
- Ja...
- Ufasz mi?- zapytał, a ona odsunęła się od niego by spojrzeć w te inne dla niej tęczówki.
Musiała mu ufać.
Pozwalała mu na wiele.
- Ufam- zgodziła się- i wierzę ci- dodała.
Uśmiechnął się z widoczną ulgą i znów przyciągnął bliżej siebie.
- O jedno cię proszę- odezwała się cichutko zaciskając dłoń na materiale jego szaty.
- Słucham cię- odparł, a ona uniosła głowę ku niemu.
- Obiecaj, że nigdy nie pomyślisz o mnie jak o tej, która chciała twojej krzywdy.
W jej oczach widział jawne błaganie.
Nie wiedział co znaczą jej słowa.
Ale mimo to skinął głową.
- Masz moje słowo.
- Tutaj jesteś.
Odwrócił się słysząc głos Husama.
A w tej chwili jej spojrzenie padło na krwistą czerwień.
Czerwony kwiat róży w otoczeniu złotych kloców na czarnym tle.
Otworzyła szeroko oczy, kiedy do jej pamięci powrócił wymazany dawno temu obraz. Obraz, który zniknął bez jej świadomości. Bo nie pamiętała wiele z tamtej nocy.
Leżący na marmurowej podłodze płonący strzęp czarnej tkaniny, na której zauważyła jedynie fragment złotej nici formującej się w coś kształtem podobnemu kolcom.
Który minęła uciekając z piekła...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...