Obudził mnie okropny ból głowy oraz promienie słońca, które przebijały się przez jasne zasłony. Z trudem otworzyłam oczy, jednak po chwili je zamknęłam. Ten kac był nie do zniesienia. Nie miałam nawet pojęcia jak znalazłam się w naszym domku. Miejsce obok mnie na łóżku było puste, więc wnioskowałam, że Wiktor już wstał.
Przetarłam twarz rękami i z głośnym westchnięciem wstałam z łóżka. Czułam niewyobrażalną suchość w gardle, a głowa miała mi zaraz eksplodować.
- Umieram. - mruknęłam słabo i wyszłam z sypialni. Przy wyspie kuchennej siedział blondyn, który jadł kanapki i wpatrywał się w telefon.
- Boże, Klara, wyglądasz jak trup. - zaśmiał się, na co jedynie zmroziłam go wzrokiem - Masz tu śniadanie, a jak zjesz to weź tabletki.
- Aż ciężko uwierzyć, że jesteś już na nogach. - odparłam i usiadłam na miejscu obok niego. Zabrałam się za jedzenie kanapek, które ledwo przechodziły przez moje gardło. Przysięgam, że było ono suche jak pustynia.
- Właściwie to jest już po 15:00. - widząc moją reakcję wybuchł śmiechem. Jak to w ogóle możliwe, że spałam tak długo? Nie chcę nawet wiedzieć o której skończyła się impreza.
- A Tobie nic nie jest? - spytałam podejrzliwie, bo to wręcz niemożliwe, że skończyłam gorzej niż on.
- Kiedy zobaczyłem, że postanowiłaś zacząć szaleć to postanowiłem przestać pić, żeby chociaż jedno z nas było w miarę ogarnięte.
- Kochany jesteś. - pocałowałam jego policzek - Ale i tak przepraszam. Wiem, że chciałeś napić się z chłopakami, a tymczasem musiałeś ogarniać swoją najebaną laskę.
- Przestań, mam jeszcze inne dni, żeby to zrobić. Nie byłaś dla mnie problemem. - odparł i uśmiechnął się do mnie szeroko. Czym ja sobie zasłużyłam na tego człowieka? - Idę się umyć, zaraz wracam.
Po chwili zniknął za drzwiami łazienki, a ja zostałam sama. Zjadłam do końca śniadanie, po czym wzięłam tabletki. Przy okazji odpisałam dziewczynom, które pytały czy już wstałam i jak się czuję. Następnie dałam też znać mamie, że wszystko gra i poszłam do sypialni aby naszykować sobie ubrania na dzisiejszy dzień, a raczej na dzisiejsze popołudnie.
W międzyczasie Wiktor wyszedł z łazienki, dlatego ja ją zajęłam. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Następnie ubrałam bieliznę, a na to dżinsowe spodenki i jakąś oversize'ową koszulkę. Włosy związałam w warkocza i zaczęłam je suszyć. Gdy były już suche, rozpuściłam je i stworzyły mi się piękne fale. Nie malowałam się, ponieważ nie miało to żadnego sensu.
Kiedy wyszliśmy z domku było już po 17:00, dlatego właściwie mieliśmy stracony cały dzień. Jedynie pocieszał mnie fakt, że właściwie każdy z naszej grupy leczył dziś kaca. Wolnym krokiem doszliśmy pod domek Diany i Maćka, gdzie byli wszyscy. Przywitaliśmy się i dołączyliśmy do rozmowy.
- To może skoczymy nad to jezioro niedaleko? - spytał Janusz, co spotkało się z aprobatą większości.
- Jak się dziś nie schlejemy, to można jutro jechać na cały dzień do jakiegoś większego miasta. - zaproponowała Paulina.
- Ja dziś na pewno nie piję. - powiedziałam słabym głosem, co wywołało śmiech wszystkich. - A większe miasto to masz na myśli Koszalin?
- Rzeczywiście ogromne miasto. - rzucił Sebastian i zaciągnął się swoim szlugiem.
- Czy ty możesz kurwa nie narzekać? - spytała Paula - Jest za daleko do Trójmiasta, a właściwie to jesteśmy na jakimś wypizdowie.
- Japierdole, nie ja wybierałem to miejsce. - warknął White - Gdybym to robił to byśmy byli w Gdańsku.
- Nie denerwuj mnie, bo...
- Dobra, koniec, nie kłóćcie się. - przerwałam im nagle, przez co zmrozili mnie wzrokiem - Nie ważne gdzie jesteśmy, a ważne z kim. - odparłam, po czym poparła mnie większość. - Chodźmy teraz nad to jezioro, a jutro rano coś wymyślimy.
Zgodnie z moim poleceniem wyszliśmy z ośrodka i spacerkiem kierowaliśmy się za Dianą i Maćkiem, którzy prowadzili. Ja i Wiktor szliśmy na samym tyle. Nie miałam zbytnio siły, żeby iść szybkim krokiem.
- Rodzice nalegają, żebyśmy wpadli na obiad jak wrócimy z wakacji. - powiedziałam i obserwowałam reakcję chłopaka.
- Pierwsze spotkanie z teściami? Muszę zrobić dobre wrażenie. - zażartował i spojrzał na mnie. Wiedziałam, że chociaż lekko się zestresował, jednak próbował mnie zmylić.
- Polubią Cię, przynajmniej tak myślę. - uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek.
- Musimy wybrać się też za niedługo do Warki. Wypada też odwiedzić moją rodzinę. - teraz to ja się spięłam. Nie sądziłam, że przyjdzie mu do głowy taki pomysł. Nie byłam chyba na to gotowa. - Hej, nie stresuj się, to tylko luźna propozycja.
- Wiem, wiem, wszystko gra. - odparłam i pociągnęłam go za rękę do reszty, którzy szli kilka metrów przed nami. Postanowiłam urwać na razie temat naszych rodzin i po prostu zacząć przejmować się tym, gdy wrócimy. - Daleko jeszcze?
- Przyszła i od razu marudzi. - rzucił sarkazmem Michał, więc popchnęłam go lekko w stronę krzaków. Mało brakowało, a chłopak rzeczywiście by w nie wleciał.
- Uważaj na siebie, Matczi. - uśmiechnęłam się cwaniacko i puściłam mu oczko.
- Kiedyś Ci się odwdzięczę. - mruknął i ruszył przed siebie do Pawła i Janka, którzy szli zaraz za Dianą i Maćkiem.
Po kilku minutach dotarliśmy w końcu nad jezioro. Była tam masa ludzi, dlatego chcąc uniknąć zbytniej uwagi postanowiliśmy przejść się brzegiem, aż doszliśmy do miejsca oddalonego od głównej plaży. Tam usiedliśmy na trawie i po prostu rozmawialiśmy. Niektórzy postanowili pójść zamoczyć się w wodzie, na co ja zdecydowanie odmówiłam. Janusz i Michał proponowali mi blanta, jednak patrząc na mój stan musiałam odmówić. Wolałam dziś nic nie pić i nie jarać, a w zamian pozwolić Wiktorowi trochę zaszaleć. Chłopak oczywiście musiał z tego skorzystać, ale byłam zdania, że raz na jakiś czas można sobie na tyle pozwolić.
***
hejka, ostatnio dziękowałam wam za 5 tysięcy wyświetleń, a już mamy 10!!! naprawdę nie wiem jak wam dziękować, jesteście naprawdę niesamowite<33
planuje chyba wstawić w tym tygodniu trochę więcej rozdziałów niż zawsze, więc wyczekujcie
miłego dnia!!!
CZYTASZ
Lavender | Kinny Zimmer
Fanfiction- Wiesz co? - zapytał, więc spojrzałam na niego. Przeniósł swój wzrok na mnie, a ja zatopiłam się w jego spojrzeniu. - Zastanawiałem się ostatnio jakie są Twoje ulubione kwiaty. - Cóż no... nie mam chyba ulubionych kwiatów. - wzruszyłam lekko ramion...