12.05.2022
Już jutro premiera 'Letniska'. Niestety między mną, a Wiktorem nie było aktualnie za dobrze. Blondyn od kilku dni straszne źle się czuł, aż w końcu zmusiłam go wczoraj, żeby poszedł do lekarza. Oczywiście otrzymał od niego antybiotyk i kazał zostać w domu na co najmniej cztery dni.
Wiązało się to z odwołaniem imprezy z okazji premiery. Swoją złość i frustrację chłopak postanowił wyładować na mnie, bo w końcu to ja 'kazałam mu iść do tego jebanego lekarza'. Wiedziałam, że mimo wszystko kiedy w końcu wyzdrowieje, to przejrzy na oczy i przeprosi mnie. Z tego też powodu nie wdawałam się z nim w żadne w kłótnie.
Gotowałam właśnie obiad, kiedy z sypialni po raz kolejny usłyszałam okropny kaszel. Westchnęłam ciężko i ruszyłam w tamtym kierunku z herbatą, którą dopiero co zaparzyłam. Blondyn leżał pod kocem z telefonem, z którym od wczoraj się w ogóle nie rozstawał.
- Wypij póki gorące. - mruknęłam i odłożyłam kubek na stolik obok łóżka. Nie oczekiwałam nawet na żadne podziękowania z jego strony. Miałam jedynie nadzieję, że mnie posłucha.
Chłopak nawet na mnie nie spojrzał, więc wróciłam z powrotem do kuchni. Po kilkunastu minutach zupa była już gotowa, dlatego nalałam odrobinę do dwóch misek i położyłam je na stół. Przyznam, że mnie samą zaczęło chyba coś brać, dlatego dzielnie faszerowałam się tabletkami. Nie mogłam odpuścić zajęć na uczelni.
- Chodź na obiad.
- Nie jestem głodny. - burknął pod nosem i odwrócił się plecami do mnie.
- Wiktor, musisz coś zjeść, żeby wziąć leki. - westchnęłam zrezygnowana, ale dalej stałam w progu. Starałam się jak najmniej przebywać w tym zbiorowisku zarazków.
- W chuju mam te wszystkie leki.
- Kurwa, ile ty masz lat? Zachowujesz się jak jakieś dziecko. - warknęłam zirytowana i nie czekając na jego kolejną kąśliwą odzywkę zatrzasnęłam za sobą drzwi i usiadłam sama do stołu.
Naprawdę rozumiałam, że bolał go fakt odwołanej imprezy. Była to jego pierwsza płyta i strasznie mu na niej zależało. Nie wiedziałam jednak, dlaczego jest tak mocno urażony tym, że musiał sobie odpuścić kolejne chlanie z chłopakami. Tak, inaczej nie można było tego nazwać, bo płyta dalej miała wyjść jutro, bez względu na jego chorobę. Miał opuścić jedną, jedyną imprezę, a przeżywał to tak, jakby już nigdy w życiu miał nie napić się wódki.
Posprzątałam po sobie, następnie zaparzyłam kawę i usiadłam w salonie, żeby chociaż przez chwilę się pouczyć. Czułam, że zaczyna mi się katar i w duchu modliłam się jedynie, żeby było to jednorazowe. Naprawdę musiałam teraz uczęszczać na zajęcia.
Po około godzinie stwierdziłam, że niczego się dziś nie nauczę. Było mi coraz gorzej, a Wiktor dalej nie zjadł obiadu. Co za tym idzie nie wziął leków, które miał wymierzone na konkretną godzinę. Wkurzona odłożyłam notatki na miejsce i udałam się z powrotem do jego nory.
- Dość tego, kurwa! - odsłoniłam od razu rolety i otworzyłam okna, żeby wywietrzyć - W tej chwili wstajesz i idziesz wziąć te pieprzone leki, bo ja nie mam zamiaru się już z Tobą użerać!
- Nigdzie nie...
- Posłuchaj mnie! Przez Twoje humorki ja sama zaczynam być chora. Skończ więc w końcu unosić się swoją dumą, bo nie możesz zachlać jutro mordy! - krzyknęłam poirytowana, a na końcu poczułam, że łapie mnie chrypa, dlatego chcąc nie chcąc musiałam odkaszlnąć - Zajebiście.
Wkurzona zmierzyłam go wzrokiem i znów zostawiając go samego zgarnęłam z salonu fajki. Wyszłam na balkon i ignorując delikatne pieczenie w gardle odpaliłam pierwszą używkę. Boże, jak ten człowiek mnie czasami nieziemsko denerwował. Jak tu mu niby przemówić do rozsądku?
CZYTASZ
Lavender | Kinny Zimmer
Fanfiction- Wiesz co? - zapytał, więc spojrzałam na niego. Przeniósł swój wzrok na mnie, a ja zatopiłam się w jego spojrzeniu. - Zastanawiałem się ostatnio jakie są Twoje ulubione kwiaty. - Cóż no... nie mam chyba ulubionych kwiatów. - wzruszyłam lekko ramion...