125

1.9K 101 50
                                    

- Klara, wstawaj skarbie! - poczułam, że ktoś potrząsa moim ramieniem. Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam, że nade mną stoi Marta. - Tobie i Tymkowi się trochę przysnęło.

Rozbawiona pokazała mi głową na chłopca, który leżał obok mnie na kanapie. Westchnęłam i zmarszczyłam brwi. Matko, jaki ten sen był realistyczny. Nigdy wcześniej chyba nic takiego mi się nie śniło.

- Jeju, przepraszam. - mruknęłam i przetarłam oczy - Chyba byłam trochę zmęczona.

- Spokojnie, nie ma sprawy. Nie chciałam Cię budzić, ale pewnie musisz już wracać do Wiktora. - odparła uśmiechnięta.

No właśnie! Kompletnie zapomniałam o tym, że Wiktor czekał na mnie z kolacją. Czułam się kompletnie zamroczona. Miałam wrażenie, że dalej nie do końca się wybudziłam. Mój sen naprawdę mnie przestraszył i wyglądał jakby dział się na żywo.

Chwilkę porozmawiałam jeszcze z Martą, po czym duszkiem wypiłam wodę, którą przyniósł mi tata. Następnie zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Obiecałam, że niedługo wpadnę ich znów odwiedzić. Po chwili siedziałam już w samochodzie i kierowałam się w stronę Żoliborza.

Zdążyłam już nawet zapomnieć, że Wiktor chce ze mną porozmawiać. W głębi duszy nastawiałam się na to, bo wiedziałam, że nas to ominie. Musieliśmy wyjaśnić sobie parę spraw. Co jednak, jeśli mój sen okazał się proroczy?

Kiedy wchodziłam już po schodach do góry opanował mnie okropny stres. Nie chciałam się z nim znów kłócić. Miałam ochotę normalnie z nim pogadać i dojść do jakiś wspólnych wniosków. Mimo to, nie mogłam zatrzymywać go, jeśli zdecyduje się odejść. Będę walczyć do końca, ale boje się, że w pewnym momencie będzie to już po prostu bezsensowne.

- Jestem! - krzyknęłam, kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi mieszkania. Zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni, skąd dobiegał do mnie niesamowity zapach.

- O, jesteś w samą porę. - uśmiechnął się lekko, po czym otworzył piekarnik i wyciągnął z niego blaszkę z zapiekanymi cukiniami. Matko, jak ja uwielbiałam to danie. - Nalejesz nam po kieliszku wina?

Nie odpowiadając po prostu pokiwałam głową i zrobiłam to, o co mnie poprosił. Następnie naszykowałam jeszcze talerze i sztućce i usiadłam na swoim miejscu przy stole. Jedliśmy w ciszy, a ja czułam, że nasza rozmowa zbliża się dużymi krokami. Chciałabym mieć to już z głowy.

- Przepraszam, że tak zareagowałem. - zaczął nagle, więc spojrzałam na niego. Nie byłam zła, ale musiałam przyznać, że przez jego zachowanie zrobiło mi się przykro. - Nie było to dojrzałe z mojej strony.

- Cóż, trochę mnie to zabolało, ale raczej była to normalna reakcja. - mruknęłam i upiłam łyk wina. Blondyn pokiwał niemrawo głową i spuścił swój wzrok w talerz. Westchnęłam ciężko i po chwili wahania postanowiłam chwycić jego wolną dłoń.

- Klara...

- Mogłabym najpierw ja? - spytałam cicho - Zanim zaczniesz chcę tylko powiedzieć, że nie mam Ci nic za złe i zrozumiem, jeśli już zdecydowałeś. Nie będę się spierać, jeśli postanowisz zostawić mnie i znaleźć inną dziewczynę.

- Ale ja...

- Właściwie nawet powinieneś to zrobić. - parsknęłam - Nie planuj ze mną przyszłości, bo nie jestem w stanie dać Ci tego, czego naprawdę chcesz.

- Czy dasz mi w końcu dojść do słowa? - spytał i spojrzał na mnie uważnie. Nie umiałam nic wyczytać z jego oczu. - Gdyby nie fakt, że gadasz głupoty to pozwoliłbym Ci mówić nawet cały wieczór, bo uwielbiam Cię słuchać.

Zmarszczyłam brwi. Owszem, komplement był udany, ale dlaczego mówił takie rzeczy, jeśli za chwilę mieliśmy się pożegnać? I o jakich głupotach on mówi? Moje słowa to sama prawda.

- Masz rację, zdecydowałem. - teraz to on chwycił moją dłoń i ścisnął ją mocniej chcąc dodać mi otuchy - Zdecydowałem, że za bardzo Cię kocham, żeby znów wszystko zniszczyć i Cię zostawić.

Przez cały ten czas blondyn analizował moją twarz, ale teraz nie miało to znaczenia. Miałam wrażenie, że moje serce na chwilę się zatrzymało. Halo, czy ja dalej śnię? Przecież takiego obrotu spraw nie miałam nawet w swoim scenariuszu!

- Ale jak to? - wydukałam w końcu - Wiktor, ty jesteś głupi! Mówię Ci, że nie mogę mieć dzieci, a ty dalej chcesz ze mną być? Przecież tak bardzo chciałeś zostać ojcem!

- Wiem, że chciałem, ale... - westchnął ciężko i uśmiechnął się w moją stronę - Co mi po tym dziecku, skoro to nie ty byłabyś jego matką. Dla mnie nie ma to sensu.

Poczułam, że po moim wnętrzu rozlewa się przyjemne ciepło. Jego słowa sprawiły, że na policzki wkradły mi się rumieńce, a twarz rozświetlił uśmiech. A więc to nie miał być koniec. Wiktor chciał ze mną zostać.

- Według mnie dziecko to efekt miłości dwóch osób. Ja już teraz wiem, że nigdy nie pokocham kogoś tak mocno, jak kocham Ciebie.

- Jesteś naprawdę idiotą. - mruknęłam z uśmiechem i nachyliłam się do niego, aby pocałować jego policzek - Ale też Cię kocham.

*

Szczerze mówiąc byłam naprawdę zdziwiona, że wszystko jednak ułożyło się tak, a nie inaczej. Nie mogłam jednak powiedzieć, że nie jestem szczęśliwa. Od dwóch dni ciągle zastanawiałam się, jak ułożę sobie życie bez Wiktora, a okazało się, że wcale nie jestem do tego zmuszona.

Owszem, przez pierwsze chwile dalej uważałam, że Jakowski popełnia błąd i swoją decyzją sam niszczy sobie marzenia. Po jakimś czasie jednak zdołał mnie w końcu przekonać swoimi argumentami i musiałam się z nimi zgodzić. Zrobiłabym wszystko, żeby go tylko przy sobie zatrzymać, a jeśli jego wola się z tym zgadza, to nic tylko się cieszyć.

- Miałam dziś w ogóle strasznie realistyczny sen. - mruknęłam, kiedy leżeliśmy już w łóżku. Ja opierałam głowę o jego tors, zaś on delikatnie głaskał moje ramię.

- Możesz mi opowiedzieć. - zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie z góry.

- Zostawiłeś mnie. - przeniosłam na niego swój wzrok, zaś on zmarszczył brwi.

- Wiesz, że tego nie zrobię. Nie masz się czego bać. - uśmiechnął się i pocałował lekko moje czoło.

- Zostawiłeś mnie, bo kazałam Ci odejść i znaleźć nową dziewczynę.

- Głupi ten Wiktor z twojego snu. Kto normalny zostawiłby kogoś takiego jak Klara? - uniosłam brew rozbawiona i parsknęłam cicho śmiechem.

Chciałam opowiedzieć mu dalszą część snu, ale w mojej głowie pojawiła się jego reakcja na wątek dziecka. Była to świeża sprawa, a ja nie chciałam robić mu jakiejś przykrości. Zagryzłam więc policzki od środka i położyłam się w poprzedniej pozycji, udając, że jestem zmęczona.

- Kiedyś opowiem Ci resztę, a teraz chodźmy spać, okej?

- Jak sobie życzysz. - pocałował moją głowę i dla łatwiejszego zaśnięcia dalej głaskał moje ramię - Dobranoc, kocham Cię.

- Kocham Cię.

***

mówiłam, że macie się szybko nie zniechęcać;pp

Lavender | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz