95

2.1K 102 23
                                    

- Hej, mogę petka? - usłyszałam nagle za sobą. 

Słysząc jego głos po prawie dwutygodniowej przerwie poczułam jak marznie mi krew w żyłach, a przez ciało przepływa dreszcz. Ile bym dała, żeby nie reagować tak na niego. 

- Są na parapecie, weź sobie. - mruknęłam cicho nawet nie odwracając się w jego stronę. Dalej wpatrywałam się w obraz Warszawy.

Balkon Pauli i Sebastiana był naprawdę duży, ale dlaczego nawet nie zdziwił mnie fakt, że blondyn musiał zająć miejsce tuż obok mnie? Tak jak ja oparł się o barierkę i jak gdyby nigdy nic palił fajkę. Jego obecność okropnie mi ciążyła. Miałam ochotę jak najszybciej spalić swojego petka i uciec do środka. 

- Jak się trzymasz? - spytał po chwili ciszy, na co przymknęłam oczy. Tak bardzo chciałam, żeby nie zaczynał rozmowy między nami. Nie chciałam z nim rozmawiać, zwłaszcza na imprezie, gdzie znajduje się masa naszych przyjaciół.

- Znośnie. - odparłam i wyrzuciłam niedopałek do popielniczki obok. Następnie ruszyłam do wyjścia i kiedy chciałam otworzyć drzwi, okazało się, że są zamknięte. - Super.

- Aż tak źle Ci tu będzie ze mną? - rzucił na co westchnęłam ciężko i odwróciłam się w jego stronę. Skrzyżowałam ręce i przygryzłam policzek od środka. 

- Raczej jest mi po prostu zimno. - odparłam i akurat przeszedł przeze mnie dreszcz zimna. Blondyn widząc to zastanowił się chwilę, ale ściągnął ze swojej głowy czapkę i podał mi ją. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem i ubrałam ją.

- Mówiłem, że masz zacząć nosić czapkę.

- A ja mówiłam, że masz smarować usta pomadką. - powiedział, na co tylko się zaśmiał. Odwzajemniłam to i oparłam się o parapet. - Nawet stąd widzę jakie masz popękane usta. 

- Zdążyłem się przyzwyczaić. - mruknął, a uśmiech z jego ust zniknął. Między nami zapanowała cisza, którą przerywały tylko piosenki lecące w mieszkaniu. 

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jednak w końcu nie wytrzymałam tego i opuściłam swój wzrok. Mimo wszystko czułam się okropnie przytłoczona i wiedziałam, że szybko mi nie przejdzie. 

- Może byśmy... - zaczął, ale drzwi balkonowe się otworzyły, a za nimi stał uśmiechnięty Karol. 

- Czemu nie krzyczeliście, że was tu zamknęli? Zamarzniecie mi tu za moment! - zaśmiał się, na co mu zawtórowałam. Ignorując Wiktora, zabrałam swoje fajki i weszłam za Poziemskim do środka. 

Od razu skierowałam się do przedpokoju, gdzie zostawiłam kurtkę i buty. Czapkę Wiktora odłożyłam na szafkę obok i wróciłam do salonu, w którym czekała na mnie Paulina. Kiedy kierowałam się w stronę fotelów patrzyła na mnie z rozbawieniem. 

- I jak się paliło? - spytała cwaniacko, na co parsknęłam śmiechem.

- Zimno było. -odparłam wymijająco, na co ta uniosła brew.

- Dobrze, że Ci użyczono czapkę, chyba byś bez niej zamarzła. - rzuciła sarkastycznie, na co przewróciłam oczami, ale na mojej twarzy dalej utrzymywał się lekki uśmiech. 

- Napijmy się czegoś, błagam. - zmieniłam temat, a blondyna ochoczo pokiwała głową. Zabrałam więc nasze kubeczki i ruszyłam do stolika z alkoholem.

Ułożyłam je jeden obok drugiego i zaczęłam przeglądać najróżniejsze butelki. Nie miałam pojęcia jakiego drinka tym razem nam zrobić. Stałam tak i zastanawiałam się, aż w końcu nie poczułam czyjejś obecności obok mnie. 

- Po co tu przyszłaś? Nie lepiej byłoby Ci w domu? - spytała wrednie Diana bez większych ogródek. Zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się.

- Paula i Seba mnie zaprosili, dlaczego miałam nie skorzystać? - byłam zdziwiona. Widziałam po blondynce, że była już wstawiona, ale nie do końca rozumiałam o co jej chodziło.

Lavender | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz