Dość późno w nocy opuściliśmy mieszkanie Pauliny i Sebastiana. Nie miałam zbytnio pojęcia w jaki sposób i o której godzinie doszliśmy do domu, ale najważniejszy był fakt, że po otworzeniu oczu rano byłam w swoim łóżku. Tuż po mojej prawej był Wiktor, który spał jak zabity. Westchnęłam ciężko i wolną ręką przetarłam zmęczone oczy. Następnie spojrzałam na zegar wskazujący godzinę 13:30. Cóż, nieźle sobie pospaliśmy.
Moja głowa dosłownie pękała, a ja czułam się cała obolała. Nie pomagał również fakt, że miałam ochotę zwrócić całe wczorajsze jedzenie. W drodze do kuchni spojrzałam na siebie przelotnie w lustrze. Wyglądałam jak dosłowne siedem nieszczęść. Czy my naprawdę wczoraj aż tak bardzo zabalowaliśmy?
Pamiętałam całą kłótnię z Dianą oraz nasze rozmowy, które odbyły się zaraz po tym. Dalsze sytuacje widziałam jak przez mgłę, a o naszym powrocie nie wiedziałam już nic. W głowie rysowały mi się jedynie urywki pożegnania z pijanym Sebą oraz Januszem.
W kuchni nalałam do szklanki wody i wypiłam ją duszkiem. Momentalnie zakręciło mi się w głowie, dlatego jedną ręką złapałam się blatu, a następnie przymknęłam na chwilę oczy. Zdecydowanie musiałam za chwilę wypić jakieś elektrolity. Zanim jednak doszło to do skutku, poczułam, że nagle robi mi się okropnie niedobrze.
Pędem pobiegłam do łazienki i uklękłam nad toaletą. Odchyliłam dwie klapy, po czym po prostu zwymiotowałam. Kiedy poczułam już ulgę i miałam wrażenie, że doszczętnie wyczyściłam swój żołądek okazało się, że to nie koniec. Znów pochyliłam się, jednak tym razem ktoś złapał moje włosy i gumką związał je w szybkiego koka.
- Boże. - mruknęłam, kiedy wytarłam usta papierem. Wrzuciłam go do muszli, zamknęłam klapy i spuściłam wodę. Następnie podeszłam do umywalki, gdzie wypłukałam szybko usta i przetarłam twarz zimną wodą.
- Jak się czujesz? - spytał blondyn zmartwionym głosem i przyłożył dłoń do mojego czoła.
- Lepiej, ale dalej okropnie. - odparłam i wzięłam głęboki wdech.
- Wiesz co, wróć może do łóżka, a ja zrobię nam szybko jakieś kanapki i herbatę na śniadanie.
Uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam głową. Następnie wyminęłam chłopaka i zgodnie z jego poleceniem wróciłam do sypialni. Położyłam się w łóżku i przymknęłam na chwilę oczy. Naprawdę czułam się okropnie i czułam, że tak będzie przez cały dzień. Przysięgam, że szybko nie tknę już alkoholu.
Po kilkunastu minutach blondyn wrócił z tacą, na której miał kanapki oraz dwa kubki z herbatą. Usiadł obok mnie, po czym uśmiechnął się w moją stronę. Podał mi jeden talerz, po czym zaczęliśmy jeść. Między nami panowała cisza, ale właściwie to i dobrze, bo strasznie bolała mnie głowa.
- Jak myślisz, co Ci jest? - spytał, kiedy siedzieliśmy obok siebie i po zjedzonym posiłku piliśmy ciepłą herbatę. Spojrzałam na niego kątem oka i wzruszyłam ramionami.
- Zatrucie alkoholowe, miałam tak raz w liceum.
- Jesteś pewna? - wydawał się być lekko spięty, przez co nie wiedziałam o co mu chodzi. Był dość przejęty moim stanem.
- Oczywiście, że tak. Co innego mogłoby mi być? - zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
- No nie wiem, na przykład... - zaczął zakłopotany, po czym westchnął i posłał mi znaczące spojrzenie. Z początku nie wiedziałam, co chce mi przekazać, ale widząc jego wzrok natychmiastowo zrozumiałam.
- Zwariowałeś, prawda? - zaśmiałam się i pokręciłam głową. Ten jednak dalej pozostawał niewzruszony i patrzył na mnie z tą samą, zaciętą miną. - Przestań, to nawet nie jest możliwe.
- Nie jest możliwe? - parsknął ironicznie - Mam Ci wyjaśnić, w jaki sposób kobieta zachodzi w ciążę?
- Aleś ty zabawny. - warknęłam, po czym odłożyłam kubek na bok i odwróciłam się przodem do niego. Spojrzałam na niego uważnie. - Nie jest to możliwe, bo przez moją anemię mam niską szansę na zajście w ciążę. Poza tym dopiero co miałam okres.
- Nie wiem, podejrzanie to wygląda. - mruknął nieprzekonany, na co przewróciłam oczami. No normalnie jakbym rzucała grochem o ścianę.
- Bo co? Zatrułam się alkoholem? Nie bądź śmieszny.
- Umów się do lekarza, dobrze? - złapał moje dłonie i uśmiechnął się delikatnie. Westchnęłam ciężko i zagryzłam lekko swoje wargi.
- Wiktor, ale ja nie jestem w ciąży, zrozum to!
- Jeśli masz pewność, to czego się boisz? Po prostu się przekonamy. Ty będziesz szczęśliwa, że miałaś rację, a ja będę miał czysty umysł. Zgoda?
- Niech Ci będzie. - rzuciłam cicho i spuściłam swój wzrok. Widziałam jak ten uśmiecha się zwycięsko, po czym uniósł moją głowę delikatnie do góry. Spojrzał na mnie uważnie i delikatnie złączył nasze usta. - Wstajemy?
- Ty, moja droga, nie ruszasz się dziś z łóżka. - odparł i pogłaskał mój policzek. Przewróciłam oczami, ale zgodziłam się na to. Cała niedziela nic nie robienia? Brzmiało to niesamowicie.
*
Finalnie z łóżka przeniosłam się na kanapę w salonie. Tutaj przynajmniej miałam do dyspozycji telewizor oraz mogłam bacznie obserwować zmagania Wiktora w kuchni. Jego dzisiejszym priorytetem była opieka nade mną, co nie powiem, nawet mi się podobało.
- To kiedy ten obiad? - krzyknęłam do niego i chytrze uśmiechnęłam się. Miałam wrażenie, że dzisiejszego dnia nasze role się po prostu odwróciły. To zazwyczaj ja skakałam wokół niego, sprzątałam oraz gotowałam. Chłopak miał tyle szczęścia, że po moich ostatnich porządkach mieszkanie wręcz lśniło.
- Już idę, nie marudź!
Rzeczywiście po chwili wpadł do pomieszczenia i postawił przede mną talerz pełen makaronu. Zdziwiona przyjrzałam się, a moim oczom ukazało się spaghetti carbonara. Przyznam, że potężnie mnie to zdziwiło, bo blondyn do tej pory wysilał się jedynie na makaron z pesto lub jakimś sosem pomidorowym.
- Już rozumiem jak bardzo irytuje Cię, gdy pytam o każdą najmniejszą rzecz. - mruknął po jakimś czasie, na co parsknęłam śmiechem. Czyli dzisiejszy dzień również go czegoś nauczył.
- Ten makaron to nowa umiejętność kucharza Jakowskiego? - spytałam rozbawiona i nabrałam kolejną porcję na widelec. Mimo wszystko należała mu się pochwała, bo wyszło mu to naprawdę dobre.
- Oj, kobieto. Kucharz Jakowski ma jeszcze wiele takich asów w rękawie. - mruknął cwaniacko, po czym odłożył swój pusty talerz na stolik obok - Chciałem nam nalać wina, ale nie można jeszcze bardziej narażać naszego bąbelka.
- O czym ty znowu bredzisz? - westchnęłam poirytowana i wywróciłam oczami. Ten jedynie głośno się zaśmiał, za co oberwał ode mnie w ramię. - Wypluj te słowa, nie ma żadnego bąbelka.
- Przecież sobie tylko żartowałem. Jesteś strasznie spięta, wyluzuj trochę. - odparł beztrosko i zanim wstał z kanapy szybko pocałował mój policzek. Następnie zabrał nasze puste talerze do kuchni.
Pokręciłam głową i wzięłam głęboki wdech. I jak ja miałam nie zwariować z kimś takim? Ubzdurał sobie jakiegoś bąbelka i teraz będzie mi jęczeć na prawo i lewo. Może to czas najwyższy założyć słuchawki?
- Zrobisz mi proszę kawy? - rzuciłam, kiedy jeszcze był w kuchni. Ten w mgnieniu oka pojawił się w wejściu do salonu i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
- W ciąży powinno się unikać spożywania kofeiny. - mruknął niewinnie i uśmiechnął się do mnie przepraszająco. No co z niego za chłopak.
- Wiktor!
- Żartuję! Już wstawiłem wodę, kawa za chwilę będzie gotowa. - zaśmiał się i opuścił pomieszczenie.
Westchnęłam ciężko i przetarłam twarz rękoma. Chyba umówię się do lekarza na jakąś ekspresową wizytę, żeby mieć już z głowy to ciągłe dogryzanie Wiktora. Dobrze wiedział, że kompletnie nie bawią mnie takie żarty, a wręcz przeciwnie - strasznie mnie irytują. Mój chłopak jednak nie byłby sobą, gdyby przepuścił okazję do dokuczania mi. Chciałam to jak najszybciej zakończyć.
***
CZYTASZ
Lavender | Kinny Zimmer
Fanfiction- Wiesz co? - zapytał, więc spojrzałam na niego. Przeniósł swój wzrok na mnie, a ja zatopiłam się w jego spojrzeniu. - Zastanawiałem się ostatnio jakie są Twoje ulubione kwiaty. - Cóż no... nie mam chyba ulubionych kwiatów. - wzruszyłam lekko ramion...