-Jest tak jak sobie wymarzyłeś? - zapytałem cicho, trzymając w ramionach swój największy skarb. Kołysaliśmy się w rytm muzyki. Salę ozdabiały białe i jasnoniebieskie kwiaty z elementami lawendy, którą Tooru tak uwielbiał. Serce mi się roztapiało gdy patrzyłem na jego szczęście. Gdy poraz pierwszy zobaczył ostateczną wersję ozdobionej sali, oczy mu się zaświeciły tak samo, jak wtedy, gdy mieliśmy po siedem lat i dostał ode mnie na urodziny pluszaka kosmitę.
Teraz ten sam płaczliwy siedmiolatek, był aktualnie dwudziestosześcio letnim mężczyzną i moim małżonkiem. Na naszych palcach spoczywały obrączki z białego złota, a garnitury były do siebie dopasowane. Wszystko przebiegało tak, jak zaplanowaliśmy.
-Jest idealnie, kochanie - odpowiedział, bardzo delikatnie całując mnie w usta. Wszyscy na nas patrzyli, podczas pierwszego tańca. Dałem znać wcześniej fotografowi, że chcę przynajmniej jedno zdjęcie, na którym Tooru mnie całuje.
Gdy mieliśmy po siedemnaście lat, wyznał że chciałby kiedyś za mnie wyjść. Nasze marzenie się spełniło, tak jak to że bardzo chciał zorganizować wszystko w Argentynie, by jego rodzice mogli tu być. Zrobiłem to wszystko dla niego.
Później oboje zapragnęliśmy trochę odetchnąć, więc wyszliśmy do ogrodu. Przespacerowaliśmy się kawałek, ciesząc się sobą i ciszą.
-Zdradzisz mi gdzie się wybieramy na wakacje? - zapytał w końcu. To była niespodzianka, a ja nie pisnąłem słowa. Mieliśmy jechać tylko we dwoje. Planowałem Hiszpanię bądź Grecję. Kochał Europę jak mało kto.
-Dowiesz się na miejscu - złożyłem buziaka na jego skronii. Jęknął z tego niezbyt zadowolony, bo nie mógł się już doczekać.
-Mam jeszcze jedno pytanie - zaczął dość niepewnie. Ujmował moją dłoń - chciałbyś... Mieć ze mną dziecko? Albo dzieci?
-Porozmawiamy o tym jutro. Na spokojnie. Myślę że chciałbym założyć z tobą rodzinę, ale jeszcze wrócimy do tematu - objąłem go ramieniem.
Oboje około drugiej byliśmy już zmęczeni, ale szczęśliwi. Wróciliśmy do pokoju hotelowego, który nam wybrałem. Tooru uwielbiał mieć widok na miasto przez duże okno. Był zachwycony. Objąłem mężczyznę za biodra i razem z nim wpatrywałem się w jasno świecący księżyc.
-Iwaizumi Tooru - wyszeptał, głaszcząc mnie po dłoniach - ładnie brzmi, prawda?
-Ślicznie. Od początku wiedziałem że skończysz z moim nazwiskiem - zaśmiałem się cicho - jedenaście lat... A dawali nam miesiąc.
Zaczęliśmy się spotykać jeszcze w gimnazjum. W trzeciej klasie zaprosiłem go do kawiarni, a później samo poszło. Zaiskrzyło od razu. Byliśmy jedną z tych słodkich par, nie mogących się od siebie oderwać. Nasi znajomi z czasem mieli nas dość, co bawiło.
-Czy to już jest ten moment, w którym mogę zdjąć cholernie niewygodny garnitur? - zapytał z lekkim uśmiechem.
-Raczej ten, w którym ci pomagam go zdjąć - poprawiłem, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Nie rozmawialiśmy na temat nocy poślubnej, bo to było oczywiste że się z sobą prześpimy.
-To możesz mnie też zanieść do łóżka - odwrócił się przodem, a ja wykorzystałem okazję do przerzucenia go sobie przez ramię. Kurczowo się mnie przytrzymał nie chcąc spaść - Iwa!
-Przecież cię nie puszczę - odłożyłem go na materac, uważając by nie nabić mu siniaka. Zmarszczył brwi, ale i tak uczepił się mojego karku by dać mi pocałunek. Dłonie zawędrowały do mojej marynarki, którą zsunął po ramionach. Guziki koszuli także odpiął, dotykając nagiej skóry. Ta noc miała być dla nas zupełnie inna niż poprzednie. Czuliśmy rosnąca namiętność i miłość w powietrzu.