-Trening z Itachiyamą? Chętnie - uśmiechnąłem się pod nosem. Będę miał okazję trochę podręczyć Sakusę. Nienawidził mnie i z wzajemnością. Uwielbiałem mu dogryzać i wyśmiewać się z jego durnego strachu przed zarazkami.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, wyskoczyłem z autokaru, zaraz rozglądając się za moim ulubionym zawodnikiem. Dostrzegłem Sakusę gdy pił wodę z bidonu, a po chwili wrócił na boisko. Zaczekałem aż mnie zauważy, a potem zgarnąłem jego butelkę z wodą. Przewrócił oczami, ale podszedł by odzyskać własność.
-Nie napijesz się już, bo tego dotknąłem? - prychnąłem prześmiewczo
-Skończ, dupku. To już się robi nudne.
Z premedytacją wziąłem łyka wody, wiedząc że teraz już nie skorzysta z bidonu.
-Jak dziecko - rzucił, wracając na boisko. Dogoniłem go, obejmując ramieniem.
-No nie bądź taki, tylko się droczę - zaśmiałem się i poczułem jak zrzuca z siebie moją rękę. Normalnie by mi się odgryzł, ale dzisiaj nie był jakoś w humorze.
Podszedł do Motoyi i coś do niego powiedział, lecz nie byłem w stanie usłyszeć co. Oboje dyskretnie zerknęli na mnie. Byłem pewien że mnie obgadują, ale tylko wzruszyłem na to ramionami i odszedłem do swojej drużyny.
Mieliśmy nocować w akademikach, w których na co dzień mieszkali uczniowie Itachiyamy. W tym też był Sakusa. Byłem przekonany że ma jeden z pokoi jednoosobowych, oczywiście też droższych.
Miałem w planach wykorzystać okazję i go odwiedzić. Już poprzednim razem poznałem numer pokoju. Tym razem po prostu wszedłem, nawet nie siląc się na pukanie.
-Wypad - mruknął pod nosem, nawet na mnie nie patrząc. Był zajęty nauką, siedząc na łóżku.
-No nie bądź taki, dopiero przyszedłem - zbliżyłem się, a wtedy spiorunował mnie wzrokiem.
-Jeżeli, kurwa, usiądziesz to przyrzekam że uprzykrzę ci życie - syknął, wiedząc że mam zamiar się usadowić obok niego. Oczywiście w "pełnym zarazków" ubraniu.
By tylko go zdenerwować, walnąłem się obok, patrząc na niego sprytnie. Zepchnął mnie za to z łóżka na podłogę i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Kopnięcie zabolało, tak samo jak spotkanie z podłogą.
-Przez ciebie muszę przebierać pościel - mruknął, wstając do szafy - możesz już sobie iść?
-A jeżeli nie?
Tym razem przerzucił mnie z łatwością przez ramię. Podszedł do wyjścia, postawił mnie i zatrzasnął zamek.
Wystawił mnie za jebane drzwi.
Prychnąłem pod nosem, planując wrócić później. Nie pozbędzie się mnie łatwo. Wróciłem do siebie, ale i tak niedługo później mogłem zobaczyć go z okna. Palił, stojąc przed budynkiem. Miałem okazję znowu zamienić z nim kilka słów.
Wychodząc, minąłem tabliczkę z zakazem palenia. Miałem okazję go tym podręczyć.
-No, nie sądzę żebyś mógł tu palić - żartobliwe go uderzyłem w ramie, ale nie zareagował. Normalnie by mi oddał.
-Mam to gdzieś - mruknął, zaciągając się. Wyciągnął w moją stronę paczkę, nawet nie dając mi jednego spojrzenia. Przyjąłem, mimo że mało kiedy paliłem.
Trwała między nami cisza i miałem wrażenie że cała przeszłość została pojednana jednym papierosem.
-Jestem tym zmęczony - odetchnął, wypuszczając kłąb dymu - nami, w sensie.