Budzę się z krzykiem. Rozglądam się po pokoju i z ulgą stwierdzam, że żaden świr z siekierą nade mną nie stoi, koszulką otarłam pot z czoła, po czym sięgam po telefon, który zaczął wydawać z siebie irytujący dźwięk. Szósta rano, lepiej obudzić się nie mogłam. Wyskoczyłam spod kołdry i podeszłam do szafy. Ubrałam na siebie niebieskie jeansy i czarną koszulkę z napisem "goodBay". Przez kolejne piętnaście minut ogarnęłam włosy i spakowałam się do szkoły. Nie malowałam się, moim zdaniem to tylko marnowanie czasu, co mi da pełno substancji chemicznych na twarzy? Więcej niedoskonałości, które mi wyskoczą po piętnastu minutach? Nie dziękuje.
Punkt siódma wyszłam z domu kierując się w stronę przystanku autobusowego. Kiedy byłam na miejscu kilka osób tam już stało. Były to praktycznie osoby chodzące jeszcze do podstawówki czy gimnazjum, z którymi z grzeczności zamieniałam kilka słów. Nie powiem, że ich nie lubiłam, wręcz przeciwnie, każdy z nich był bardzo sympatyczny. Najbardziej lubiłam małą Tinę, zawsze była uśmiechnięta i, mimo że dopiero miała pięć lat nie dawała sobie w kasze dmuchać. Najmniej lubiłam Erin, która woziła się jak księżniczka, a tak naprawdę obie szkoły nabijały się z niej.
- Becky mam prośbę. - Powiedziała babcia małej Tiny i Joe, jej o pięć lat starszego brata.- Mogłabyś wziąć Tinę do siebie na dwie godziny? Ja muszę pojechać do lekarza, a ich rodzice są w pracy.
- Nie ma problemu, a Joe?
- Też przyjdę. - Powiedział, a ja kiwnęłam głową.
- Dziękuje Ci. - Starsza kobieta uśmiechnęła się.
Wsiadłam do autobusu witając się z kierowcą, który od zawsze jeździ tym autobusem. Usiadłam standardowo na samym tyle przy prawnym oknie. Włożyłam słuchawki do uszu i oparłam głowę o szybę. Ponad dwadzieścia minut później wysiadłam z pojazdu i w towarzystwie kolegi ze starszej klasy poszłam w stronę szkoły. Rozeszliśmy się dopiero, kiedy ja wchodziłam do szkoły, a on poszedł na palarnie do swoich kolegów. Poszłam na drugie piętro, gdzie miałam mieć historie, byli już tam prawie wszyscy.
- Cześć Becky. - Powiedział Reece.
- Hej. - Powiedziałam uśmiechając się.
Wszystkie lekcje minęły mi bardzo szybko, mimo wszystko cieszyłam się, że w końcu mogę iść do domu. Oczywiście iść, miałam na myśli poczekanie na autobus, bo spacer w deszczu i burzy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Umówiłam się z Jess, ją bez wahania mogłam nazwać moją najlepszą koleżanką. Przeważnie tylko z nią się spotykałam, bo ona mnie chyba z mojej klasy najlepiej znała. Zawsze widziała, kiedy mnie coś dręczyło, ale ja zawsze na upartego wmawiałam sobie i jej, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Poszłyśmy do miasta, obie uwielbiałyśmy ciepłe, małe pizze, które wchłaniałyśmy nałogowo. Cały czas się śmiałyśmy, że w końcu nie zmieścimy się z naszymi wielkimi tyłami w drzwiach. Siedziałyśmy na ławce i rzucałyśmy do siebie zgniecione tacki po pizzerkach.
- Cześć dziewczyny! - Na drugim końcu rynku słuchać było Bobby'go, który szedł ze swoją ekipą.
- Cześć Boby. - Powiedziałyśmy jednocześnie.
- Co robicie?
- Zaraz idziemy na autobus, a wy co?
- No my też. - Powiedział poruszając brwiami, jak typowy pedofil.
Pogadaliśmy jeszcze z nimi dobre dwadzieścia minut. Potem obie poszłyśmy w stronę gimnazjum, spod którego odjeżdżały nasze autobusy. Jess miała półgodziny przede mną, dlatego ja usadowiłam się w świetlicy szkolnej przy kaloryferze. Złożyłam słuchawki na uszy i zamknęłam oczy oczekując na przyjazd autobusu, który był moim wybawieniem. Przeszło mnie przez myśl, żeby kupić gumiaki i parasol, aby następnym razem iść na pieszo i być godzinę wcześniej w domu. Jednak moja leniwa natura stwierdziła, że póki wakacji czas nie nastąpi nie będę ruszała swojego wielkiego tyłu.
- Autobus! - Krzyknął Joe.
Minęło kolejne dwadzieścia minut, a ja dopiero wysiadłam z autobusu. Nie śpiesząc się szłam z Tiną i Joe w stronę naszych domów, które praktycznie dzieliło wielkie pole. Tina była bardzo rozgadana i cały czas opowiadała, że fajnie było zostać dłużej w przedszkolu i chciałaby tak codziennie. Odprowadziłam ich pod samą ścieżkę do ich domu i w końcu poszłam do swojego. Mój pies zrobił mi niespodziankę, skoczył na mnie jednocześnie mnie przewracając. Kurna..
- Rex! Do siebie! - Miał dwa miejsca. Jedno na dworze, drugie w domu. Nie miałam serca zostawiać go na dworze, skoro dobrze wiedziałam, że ten psiak boi się burzy. - Będę musiała się przebrać przez Ciebie. - Powiedziałam wchodząc do domu. - Nie dobry pies. - Opuścił uszy i popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem po czym zaczął się do mnie przymilać. - Dobra, starczy już, idź sobie. - Zaburczał coś i pobiegł w stronę salonu.
_________________
Rozdziały będą się pojawiać w soboty i środy;)
CZYTASZ
I'M FINE
Teen FictionBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...