BECKY
Już od jakiegoś czasu byliśmy w mieście. Niemal od razu ojciec kazał mi się zjawić w firmie, bo nie chciał tracić czasu. Po jego minie widziałam, że był bardzo podjarany tym, że miałam u niego pracować. Ja też się cieszyłam, bo ojciec mi płacił tak, jak swoim najlepszym pracownikom. W firmie znali mnie prawie wszyscy, ale większości nie podobało się to, że miałam z nimi pracować. Ja jednak miałam to gdzieś i starałam się robić wszystko, aby ojciec był ze mnie dumny i jednocześnie chciałam utrzeć nosa jego prawej ręce, która mnie nie znosiła. Te kilka dni w moim rodzinnym domu dobrze mi zrobiło. Zwłaszcza że miałam kontakt z Jeremim, który miał niedługo wrócić do miasta. Zaprosił mnie na randkę, na którą czekałam z niecierpliwością. Podobał mi się, bardzo. Myślałam o tym, aby zapytać się go, czy poszedłby ze mną na chrzciny. Jeśli o nich mowa, to Theo musiał je przełożyć na kolejny miesiąc, bo ktoś miał jakiś problem. Osobiście namawiałam go, aby zadzwonił do rodziców i powiedział, że ma dwóch cudownych synów, ale on uparcie twierdził, że ich nie potrzebował.
― Musisz mu przemówić do tego pustego łba. ― powiedziałam do Darcy, u której byłam na kawie. Jej rodzice potrafili zrozumieć i zaakceptować fakt, że ich córka miała nieślubne dzieci. Ważne było dla nich to, że ona była szczęśliwa. Byłam pewna, że moje wujostwo też ucieszyłoby się, że ma takich pięknych wnuków.
― Nie przegadasz go, myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. ― westchnęła. ― Gdyby nie to, że Twój ojciec zgodził się, abyśmy mieszkali tu za darmo, skończylibyśmy pod mostem. Zwolnili go z pracy, a poszukiwanie nowej nie idzie mu najlepiej. ― przewróciła oczami. ― Prosiłam go tyle razy, żeby poprosił Cię o pomoc, ale on nie chce być od kogoś zależny.
― Jest idiotą. ― powiedziałam szczerze. ― Gdyby powiedziałby tylko słowo, to ja albo mój ojciec pomoglibyśmy Wam od razu. Mnie dał pracę, to jemu też by coś wykombinował i nie musielibyście się martwić. ― zastanowiłam się chwilę. ― Logan wie o Waszych problemach?
― Wspominałam mu o tym, jak to się zaczęło. Powiedział, że Theo sobie poradzi i żebym się nie martwiła. ― uderzyłam się w czoło. Ten też miał łeb. Byłam wściekła na nich dwóch. ― Co robisz? ― zapytała, kiedy wyciągnęłam telefon. ― Dzwonisz do Logana? ― kiwnęłam głową.
L: Wiesz, która jest godzina?
― mruknął zaspany.
B: Nie interesuje mnie to, mam ważną sprawę, która nie może długo czekać.
L: Jesteś w bojowym nastroju, czy mi się wydaje?
― zaśmiałam się, tak było. Chwilę później usłyszałam znajomy głos i niemal nie zachłysnęłam się kawą. Nie chciałam jednak zmieniać tematu, mój kuzyn był najważniejszy.
B: Chodzi o Theo. Musisz go przekonać, że jeśli poprosi kogoś o pomoc, to korona z głowy mu nie spadnie. Stracił pracę i siedzi w gównie po uszy. Nie chcesz, chyba żeby wylądowali na ulicy.
L: Darcy mi o tym mówiła, ale sądziłem, że sobie da radę. Zadzwonię do niego i postaram się zrobić wszystko, aby przejrzał na oczy.
― znów usłyszałam znajomy głos. Nie podobało mi się to ani trochę.
B: Napisz mi, jak z nim pogadasz. Śpij dobrze.
Rozłączyłam się, spojrzałam na swoją przyjaciółkę wymownie. Żałowałam, że nie dałam na głośnik, może udałoby nam się wtedy wykluczyć tę jedną osobę, która nie powinna kręcić się koło Logana.
― Co się stało. ― zapytała spanikowana. ― Co Ci powiedział? ― powiedziałam jej, że chłopak obiecał, że pogada z Theo. ― No to o co chodzi. Zbladłaś. Dobrze się czujesz? ― dopytywała, dotknęła mojej ręki i poprosiła, bym jej wytłumaczyła.
― Theo mi mówił, że Logan kogoś ma. ― kiwnęła głową. ― Wiecie, jak ta laska się nazywa albo jak wygląda? ― zaprzeczyła i czekała na moje kolejne słowa. ― Mam nadzieję, że się mylę, ale w słuchawce słyszałam Olivię.
########

CZYTASZ
I'M FINE
Roman pour AdolescentsBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...