LOGAN
Becky od kilku dni źle się czuła. Mimo że mówiła, że jej przejdzie, obawiałem się, że tak nie będzie. Nie mogłem pozwolić, aby coś się stało jej lub dziecku. Los nie mógł nas skrzywdzić po raz kolejny, już wystarczająco oboje wycierpieliśmy. Zwłaszcza Becky. Kiedy byliśmy u lekarza, na kontrolnej wizycie, powiedziałem o złym samopoczuciu czarnowłosej. Uznał on jednak, że to nie jest nic poważnego, ale dla własnego spokoju powinienem mieć na oku dziewczynę. Wziąłem wolne w pracy i nie spuszczałem z jej wzroku. Wkurzało ją to, bo nie mogła ode mnie odpocząć, co chwilę jej uświadamiałem, że już do końca naszych dni będzie musiała się ze mną użerać, bo tym razem nie dam jej odejść.
― Możesz mnie na te trzydzieści minut zostawić. ― powiedziała. ― Pomóż Theo, nic się nie stanie. Nie pójdę dalej niż do łazienki lub kuchni. ― podeszła do mnie. ― Nie musisz się tak martwić, czuję się dobrze. ― dotknąłem jej brzucha. To był już koniec ósmego miesiąca. ― Kocham Cię debilu. ― wtuliła się we mnie.
― Obiecaj mi, że jak wyjdę, to się położysz i grzecznie poczekasz, aż wrócę. ― westchnęła, ale pokiwała głową. ― Jesteście dla mnie wszystkim. ― pocałowałem ją mocno i poszedłem w stronę wyjścia. ― Jak wejdę do domu i nie będziesz leżeć, to inaczej sobie pogadamy. ― cmoknęła do mnie w powietrzu i poszła w stronę naszej sypialni.
Pomoc Theo się trochę przedłużyła. Byłem wkurzony, bo obiecałem Becky, że wrócę pół godziny później. Od razu, gdy skończyliśmy malować ich sypialnie, pobiegłem do naszego mieszkania. Stanąłem, jak wryty, gdy zobaczyłem Becky na podłodze, a spod niej spływała drużka krwi. Przetarłem kilka razy oczy, miałem nadzieję, że moja nadopiekuńczość robiła mnie w balona, jednak rzeczywistość była całkiem inna. Zadzwoniłem po pogotowie, które było kilkanaście minut później. W tym czasie sprawdziłem, czy w ogóle moja narzeczona żyje. Na szczęście tak było, nie mogłem przestać myśleć, że mogło się coś stać naszemu dziecku. Już wszystko było dla niego gotowe, oboje nie mogliśmy się doczekać, aż będziemy mogli przytulić Lucasa.
― Możesz mi powiedzieć, co się do kurwy stało? ― do szpitala przyjechał ojciec Becky. Był wściekły i tak samo przerażony, jak ja. ― Miałeś mieć ją na oku, nie po to dałem Ci ten jebany urlop.
― Pomagałem Theo, uparła się, że może zostać sama. Miała nie ruszać się z łóżka. ― powiedziałem, patrząc w ścianę.
― Jeśli nie przeżyje, to rozjebie Ci łeb o ścianę. ― zagroził. Pomyślałem, że sam sobie coś zrobię, jeśli coś stanie się jej lub dziecku. To nie tak miało być. Mieliśmy być w końcu szczęśliwi.
Kilkanaście minut później przyszedł lekarz. Powiedział, że Becky nic się poważnego nie stało, ale muszą wyciągnąć dziecko, które miało małe szanse na przeżycie. Zapytał, czy chciałem być przy tym "porodzie". Poszedłem tam, nie mogłem zostawić Beck samej. Czarnowłosa była przytomna i przerażona. Popatrzyła na mnie ze łzami w oczach, złapałem ją za rękę i powiedziałem, że będzie dobrze. Zdzieliła mnie po twarzy, miała dość tego, że co chwilę to powtarzałem. Ale co innego mogłem powiedzieć? "Kochanie, nie będzie tak, jak sobie to wymarzyliśmy. Stracimy dziecko i każdy z nas dostanie depresji, a potem wykończymy się psychicznie"?
― Boję się Logan. ― spojrzała mi w oczy. Mocniej zacisnąłem jej rękę, mówiąc, że jest silna i sobie poradzi.
Poród trwał prawie dwie godziny. Przez pierwsze trzy sekundy nie wykryto żadnych oznak życiowych u naszego bobasa, ale w końcu usłyszeliśmy płacz. Kamień spadł mi z serca, tak samo, jak Becky. Kiedy w końcu wyszedłem z sali, oprócz Stanleya, był jeszcze Theo i Darcy. Gdy powiedziałem, że wszystko w porządku, odetchnęli z ulgą. Becky przewieźli do innej sali, każdy z nas chciał do niej wejść, ale mogła być tylko jedna osoba. Na początku wszedł jej ojciec, później Darcy, Theo i na końcu ja. Usiadłem na małym stołeczku, obok łóżka i złapałem ją za dłoń.
― Miałeś rację. ― uśmiechnęła się lekko. ― Wszystko jest dobrze. ― po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. ― Przepraszam, że nie posłuchałam. Ktoś wszedł do mieszkania kilkanaście minut po tym, jak wyszedłeś. Wiedziałam, że to nie ty ani nikt z naszej rodziny. ― kolejne łzy lały się z jej oczu. ― Nie zbyt pamiętam, co się działo, wiem, że to była Olivia, miała nóż. ― ścisnęła moją dłoń. ― Ojciec już zadzwonił na policję. Dobrze, że małemu nic się nie stało. Nie przeżyłabym tego. ― przymknęła oczy. ― Kocham Cię.
― Ja Ciebie też Beck. ― powiedziałem. ― Prześpij się, będę tu siedział i Cię pilnował. ― uśmiechnęła się jeszcze raz i kilka chwil później już spała.
#######
Możliwe, że ostatni rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj!
Miłego!

CZYTASZ
I'M FINE
Fiksi RemajaBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...