11.

5.6K 254 13
                                    

Kolejnego dnia obudziłam się o siódmej rano. Wyjrzałam przez okno, słońce świeciło, ptaki śpiewały i tak dalej. Poszłam do łazienki, załatwiłam sprawy fizjologiczne i z lekka się ogarnęłam. Po wyjściu z łazienki otworzyłam okno, następnie ubrałam szare jeansowe szorty i czarną bokserkę. Ubrałam trampki w moro, po czym wzięłam, smycz Rexa i swój telefon, po czym wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. W salonie nikogo nie było, a mogłam się założyć, że Theo jeszcze śpi, a później będzie leczył kaca. Wyszłam z domu zabierając drugi komplet kluczy. Poszłam w stronę parku.

-Cześć. - Podeszło do mnie dwóch typów.

-Cześć. - Odpowiedziałam.

-Dzięki za fajki.

-Luz. - Mruknęłam idąc dalej.

-Możemy się dołączyć? - Wzruszyłam ramionami. Rex patrzył na nich złowrogo i zaczął warczeć.

-Uspokój się. -Mruknęłam do psa, a ten poszedł dalej ciągnąc mnie za sobą.

-Jestem Simon, a to Drew

-Becky. - Powiedziałam.

-Nigdy Cię tu nie widziałem. - Powiedział Drew.

-No wiem. - Powiedziałam. - Przyjechałam do kuzyna.

-To Theo to twój kuzyn? - Kiwnęłam głową. - Myślałem, że chłopak. - Popatrzyłam na nich jak na idiotów.

-Nigdy w życiu. - Mruknęłam na co się zaśmiali.

-To ile masz wiosen na karku?

-Siedemnaście, a wy?

-Osiemnaście, chodzimy z Theo do klasy. -Kiwnęłam głową.

-Nie waż się biec za tą wiewiórką. - Pies popatrzył na mnie i zaczął biec ciągnąc mnie za sobą. Nie mając innego wyboru zaczęłam biec, gdybym się zatrzymała policjant, który szedł niedaleko nas doczepił by się, że mam agresywnego psa. Po pięciu minutach biegu zatrzymał się obok wielkiego drzewa, na które wdrapała się wiewiórka. Zaczął warczeć, przywiązałam go do ławki obok i usiadłam na niej w myślach przeklinając.

-O tu jesteś. - Podbiegli chłopcy.

-Ta.- Mruknęłam.

Porozmawiałam z nimi jeszcze kilkanaście minut, nawet mili byli, pewnie pogadalibyśmy dłużej gdyby nie Logan, który nie wiadomo skąd się pojawił.

-Wypierdalać mi stąd! - Warknął do nich.

-Bo co? - Zapytał Drew. -Rozmawiać nie można?

-Z nią nie można. - Powiedział ostro.

-Nie będziesz mi życia układał. - Powiedziałam mrużąc oczy. - Za kogo ty się masz co?

-Beck, nie znasz ich. Nie wiesz do czego są zdolni.

-I co? Masz z tym jakiś problem? -Uniósł brew. - To nie ty będziesz decydował z kim mogę rozmawiać, a z kim nie, w ogóle nie powinno Cię to interesować, nie masz własnego życia? - Powiedziałam spokojnie.

- Ja w przeciwieństwie do Ciebie wiem co znaczy dostać w mordę, a ty dostaniesz jeżeli się zaczniesz z nimi zadawać.

-A skąd wiesz, że nigdy nie dostałam w mordę? - Zapytałam. -Theo Ci mówił? On też gówno wie. - Wstałam. - Chodź piesku, poszukamy wiewiórek. - Rex warknął na chłopaków i ruszył przed siebie. - Pa. - Mruknęłam.

Na drugim końcu parku usiadłam na ławce i wyciągnęłam paczkę. Byłam zła na Logana, nic o mnie nie wie, a się czepia mnie o wszystko. Kurde co im wszystkim odwaliło? Theo robi mi jakieś wyrzuty, że w wieku siedemnastu lat piję alkohol, on nie był lepszy, już jako czternastolatek potrafił wrócić do domu nawalony albo zjarany.

*****

Wróciłam do domu trzy godziny później, nikogo nie było. No i dobrze, nie miałam zamiaru tłumaczyć się Theo gdzie byłam, a broń Boże z kim. Okej, fakt faktem, że ja nie znam tych dwóch chłopaków i może Logan miał rację, że prędzej czy później dostałabym w mordę, ale to moja decyzja z kim będę gadać, po za tym mam psa bohatera, który jeszcze nigdy nie uciekł kiedy jakiś niedorozwój mnie zaczepiał.

-No jesteś w końcu! - Krzyknął Theo wchodząc do domu. - Wiesz która jest godzina?!

-Przed jedenastą? - Parsknęłam śmiechem. -Jeżeli masz mi robić afery, że wyszłam na spacer z psem, to sobie daruj, bo twoje gadanie mnie nie interesuje. -Powiedziałam nalewając wody psu. -Oh, znowu ty. - Mruknęłam patrząc spod byka na Logana.

-Znowu? - Theo uniósł brew.

-Spotkałem ją w parku jak siedziała z Drew i Simon'em.

-Że kurwa z kim?! - Wrzasnął. - Czy Tobie życie nie miłe!? - Puknęłam się w czoło. -Od dzisiaj nie wychodzisz nigdzie beze mnie lub Logana.

-Z nim nigdzie nie wyjdę. -Powiedziałam. - Ale siedzenie w domu mi jak najbardziej odpowiada, więc no żegnam panów. - Udałam się w stronę pokoju. -Oo właśnie. Zatrzymałam się. - Nie radzę do mnie przychodzić. - Uśmiechnęłam się i zawołałam Rexa.

Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko i wyciągnęłam kolejnego papierosa. Od dwóch dni palę więcej niż ustawa przewiduje, a rak, który czeka mnie za jakiś okres rośnie. Rex położył się obok mnie i położył łapę na moim brzuchu i zaczął mruczeć.

-Co piesku? - Poruszał głową. - To? - Pokazałam na papierosa, a ten zakrył nos łapami. - Ostatni. - Powiedziałam. - Dzisiaj, ostatni. -Dodałam, a ten warknął.

___________________

U was też jest od najebania śniegu?

Miłego weekendu skarby 💟😘

I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz