*32*

807 36 7
                                    

LOGAN

Czekałem przed budynkiem na Amy. Cieszyłem się, jak głupi, że zgodziła się zjeść ze mną obiad. Intuicja podpowiadała mi, że ta znajomość może się rozwinąć. Nie ukrywałem, że chciałem znów się z kimś związać. Miałem dwadzieścia dwa lata, to był najwyższy czas, aby zacząć się z kimś spotykać; nie chciałem zostać starym kawalerem. W tamtej chwili nie chciałem myśleć o Becky. Chciała zacząć od nowa i dać mi szansę na "szczęśliwsze" życie. Zamierzałem z tego skorzystać.

― Idziemy? ―  Amy wyrwała mnie z zamyślenia. Przeanalizowałem jej sylwetkę od stóp do głów; przebrała się, zamiast "roboczego" ubrania, miała błękitną sukienkę do kolan.― Nie chcę nic mówić, ale znowu się gapisz. ― zaśmiała się, a mi coraz bardziej podobał się jej śmiech. 

― Wybacz. ― podrapałem się w kark. ― Ładnie wyglądasz. ― powiedziałem szczerze. ― Chodźmy, niedaleko stoi mój samochód. 

― A może się przejdziemy? ― zasugerowała. ― Taka ładna pogoda dzisiaj.― zgodziłem się, byłem nią oczarowany. 

Dwadzieścia minut później byliśmy pod dobrze mi znaną restauracją. Zawsze tam przyjeżdżałem z rodzicami, kiedy mamie nie chciało się gotować. Przepuściłem Amy w drzwiach i pozwoliłem wybrać stolik, na szczęście byłem już tam na tyle znany, że nie potrzebowałem rezerwacji. Kelner od razu przyniósł nam menu i zaproponował wino. Popatrzyłem na moją towarzyszkę, bo nie byłem pewny, czy lubi ani, czy ma ochotę. Kiedy kiwnęła głową, dając mi tym znak, że chętnie się napije, to poprosiłem o całą butelkę. 

― Często tu bywasz? ― zapytała, kiedy kelner poszedł po wino. 

―  Dosyć często. ― uśmiechnąłem się i spojrzałem na menu. ― Na co masz ochotę? ―  zapytałem.

― A co mi proponujesz? ― zastanowiłem się chwilę. ― Albo inaczej, co zawsze zmawiasz?

― Łososia na parze. ― odpowiedziałem szybko.

― No to już wiesz, na co mam ochotę. ― uśmiechnęła się, w tym samym momencie wrócił kelner z winem.

― Mogę już przyjąć zamówienie? ― powiedziałem mu to, co chciał usłyszeć, po czym nalałem nam odrobinę wina.

― Opowiedz coś o sobie. ― zacząłem. ― Dawno mieszkasz w tym mieście?

― Od dwóch miesięcy. ― uśmiechnęła się. ― Jak się domyśliłeś, jestem ze Stanów. ― kiwnąłem głową. ― Mieszkałam w małym, nieznanym miasteczku. Od dziecka chciałam tutaj przylecieć i zamieszkać. ― rozmarzyła się. ― A ty długo tu mieszkasz?

― Od kilku lat. ― powiedziałem, biorąc łyk trunku. ― Tyle że ja mieszkałem w większym mieście. Jestem przyzwyczajony do tłumu. ― uśmiechnęła się.

― Rzadko chyba odwiedzasz tatę w pracy, mam rację? ― wzruszyłem ramionami. ― Od kiedy pracuje dla Twojego ojca, nie widziałam Cię ani razu. Nawet gdy szukałam pracy, nie widziałam Cię.

― Jakiś czas byłem na wymianie międzynarodowej. Wróciłem do kraju, co prawda do innego miasta, ale dałem radę odwiedzić rodzinne strony.

― Spotkałeś kogoś ze swojej przeszłości? ― pierwszą osobą, jaką przyszła mi na myśl, to Becky. Nie wiedziałem, czy kiedyś będę umiał ją na zawsze wyrzucić z mojej głowy.

― Kilka osób. ― uśmiechnąłem się i właśnie w tym momencie kelner przyniósł nam nasz obiad.

BECKY

Nadszedł czas wyjazdu. Byłam podekscytowana, w końcu czułam, że odpocznę i poczuję tę wiejską sielankę. Mieliśmy wyjechać wczesnym popołudniem. Mój dzień zaczął się od szóstej, mimo że byłam już spakowana, ale chciałam się przygotować do jazdy. Umówiłam się z ojcem i Samuelem, że każdy z nas będzie prowadził po jednej trzeciej drogi. Musiałam sprawdzić, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nie chciałam niczego zapomnieć, miałam zamiar zalegnąć na hamaku i tak spędzać swój czas.

― Nie śpisz już? ― zapytał mój ojciec.

―  Nie, chciałam dopiąć wszystko na ostatni guzik. ― zaśmiał się, oparłam się o blat. ― Co?

― Perfekcjonistka. ― wystawiłam mu język, po czym wyciągnęłam sok. ― Jest mały problem. ― zaczął. ― Jedziemy w piątkę plus dwa psy i kot. Nie zmieścimy się w jednym samochodzie. ― zastanowiłam się chwilę.

― To może zrobimy tak. Ty pojedziesz jednym samochodem z Ally i jej zwierzakami, a ja z Sammym, Pam i Reksem. Gdybyś czuł się zmęczony podczas podróży, to Sammy Cię zmieni. Ja wytrzymam całą drogę. ― widząc jego niepewną minę, dodałam. ― No, chyba że uda Ci się samolot ogarnąć w ciągu kilku godzin, a potem dowóz do domu.

― Byłbym w stanie to zrobić, ale mi się nie chce. ― zaśmiałam się, mój ojciec coraz bardziej mnie zaskakiwał. ― Już wolę spędzić te długie godziny za kółkiem.

― Tylko mi nie marudź potem. ― ostrzegłam. On tylko pokiwał głową.

Kiedy nadszedł czas wyjazdu, niemal skakałam z radości. Samuel zobowiązał się, że on pierwszy będzie kierował i w razie co, będę go prowadzić. Pamela cały czas się ze mnie nabijała, że tak bardzo cieszę się, że wracam na wieś. Domyślałam się, że jej tok myślenia był taki, że ino wjedziemy na wieś, zacznę marudzić, że śmierdzi, że krowy, świnie i inne zwierzęta hodowlane będą mi przeszkadzać. W mojej rodzinnej miejscowości tylko jedna rodzina miała prawdziwe gospodarstwo, które było od mojego domu oddalone o półtora kilometra. Poza tym, taki smród nigdy jakoś mi nie przeszkadzał.

######


I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz