*3*

1.1K 46 2
                                    

Czekaliśmy, aż wszyscy znajdą się w auli. Trwało to dość długo, co strasznie wnerwiało mojego kolegę. W ostatnim czasie był strasznie podenerwowany, ale co tu się dziwić, jak ma laskę wariatkę. Co chwilę zarzucała mu zdradę albo robiła mu afery, że rozmawia z innymi dziewczynami. Jednak kiedy ona coś narobi, to zgrywa niewiniątko i płacze, żeby Jeff nie był na nią zły. Na jego miejscu, dawno kopnąłbym ją w dupę i znalazł sobie kogoś normalniejszego.

― Witam wszystkich. ― zaczął dziekan  ― Pewnie zastanawiacie się, dlaczego postanowiliśmy zrobić ten "apel". Powiem od razu, że on będzie trwał maksymalnie dziesięć minut. Powiem, co muszę i możecie iść w swoją stronę. ― westchnął. ― Projekt, "Ruszaj w Większy Świat", idzie po naszej myśli i przyszedł czas, aby wybrać dwóch studentów, aby na co najmniej jeden semestr przenieśli się na jedną z najlepszych uczelni w Stanach Zjednoczonych. Nie narzucamy Wam niczego, wybrane osoby, same wybiorą sobie, gdzie chcą spędzić te kilka miesięcy. ― wziął wdech. ― Zrobiliśmy losowanie, między całą uczelnią, nie chcemy, abyście myśleli, że kogoś faworyzujemy. Maszyna sama za nas wylosowała dwa nazwiska, A są to: Wilson oraz Miller. ― byłem w szoku, kiedy usłyszałem swoje nazwisko. Razem z Jeffem mieliśmy się przenieść do Stanów, powrócić do ojczyzny. ― Panowie są z trzeciego roku, wydział: ekonomia. Gratuluję chłopaki. Jutro proszę, abyście do mnie przyszli i powiedzieli, na jaką uczelnie się zdecydowaliście. Możecie się rozejść.

― Ty to słyszysz?! ― krzyknął Jeff. ― Lecimy do Stanów! ― cieszył się jak małe dziecko. ― W końcu odpocznę od tej kobiety! ― zaśmiałem się. ― Spotkajmy się dzisiaj u mnie i przemyślimy całą sprawę.

******

O szóstej wieczorem byłem w akademiku, gdzie mieszkał Jeff. Miał dość spore szczęście, bo mieszkał sam, co dawało mu dużą swobodę. Udałem się na odpowiednie piętro i bez pukania wszedłem do pokoju. Chłopak leżał na łóżku i coś przeglądał na laptopie. Korzystając z tego, że mnie nie zauważył, rzuciłem w niego puszkę po piwie. Ten spojrzał na mnie z pogardą i odrzucił śmiecia.

― O chuj Ci znowu chodzi? ― zapytałem, zmęczony jego humorkami.― Jeśli Cię ta laska wkurwia, to ją zostaw. W Stanach będziesz mógł się chociaż zabawić.

― Nie o nią mi chodzi. ― mruknął. ― Przeglądam uczelnie, jest ich tak dużo, że nie umiem się zdecydować. ― odrzucił laptopa. ― Ja idę po piwo, a ty spróbuj coś wybrać. ― ze śmiechem, usiadłem na łóżku i przeglądałem wszystkie włączone karty. Ja w przeciwieństwie do niego, nie miałam aż tak dużego problemu. Wybrałem trzy, które zdawały mi się najbardziej odpowiednie. ― I co? Wybrałeś coś? ― kiwnąłem głową i opowiedziałem o tych trzech uczelniach. ― No to mamy jakieś konkrety. ― podał mi puszkę z piwem. ― Losujemy? ― wzruszyłem ramionami. ― Chyba że masz już faworyta. ― zaprzeczyłem, a on ze śmiechem wstał i na małych karteczkach napisał nazwy miast, po czym powiesił wszystkie na tarczy. ― Rzucamy po trzy razy, największa ilość rzutek wygrywa.

― Zaczynaj. ― czarnowłosy trafił w trzy kartki, a więc decyzja należała do mnie. Rzucałem na oślep, jedną rzutką wcale nie trafiłem, a dwiema w jedną kartkę. ― To mamy naszą uczelnię. ― mruknąłem, chociaż nie do końca byłem zadowolony, ale nie chciałem powtarzać tego. Zawsze ojciec mi powtarzał, że pierwsza myśl, zawsze jest tą trafną.

Do domu wróciłem przed pierwszą w nocy. Rodzice już spali, a ja nie chciałem ich budzić, więc bez kolacji, poszedłem do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie wziąłem długi prysznic.

Miałem takie dni, kiedy różne myśli nie dawały mi spokoju. Zawsze krążyły one wokół tego wypadku i kilku miesięcy wstecz, których nie pamiętałem. Pamięć mi nie wróciła, bo nikt nie próbował mi jej przypominać. Tak właściwie, nie miał kto mi przypomnieć. Ojciec tłumaczył się, że zawsze był w pracy, a mama mówiła, że mnie nigdy nie było w domu. Na znajomych też nie miałem co liczyć, bo każdy pourywał kontakt.

Zazwyczaj, zadawałem sobie dwa pytania. Pierwsze to, do kogo lub gdzie wtedy jechałem. Bez powodu pewnie bym nie wyjechał z miasta, a z tego, co czytałem, to jechałem z dużą prędkością. Drugie pytanie nurtowało mnie nieco bardziej, kiedy byłem w śpiączce, to miałem wrażenie, że ktoś jest obok mnie. Mówi do mnie, trzyma mnie za rękę i przytula. Może to tylko moje fanaberie, ale gdy się wybudziłem, miałem nadzieję, że ta osoba wejdzie do sali i powie, że cały czas przy mnie była. Gdy się nie zjawiła pierwszego i kolejnego dnia, a potem tygodnia, czułem pustkę i żal.

###

Na tym zakończę ten rozdział. 

Bardzo bym Was prosiła o to, byście wytykali mi błędy. Mogę czytać ten tekst milion razy, ale ja i tak ich nie zobaczę xD

Nie licząc tego, liczę na Wasze opinie i sugestie ;3

Nie licząc tego rozdziału, to w sobotę lub w niedzielę dam jeszcze jeden;p 

Bajjuuu;p

I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz