75.

2.7K 131 9
                                    

Minął tydzień od kiedy ta kobieta pojawiła się w domu ciotki. Od tamtej pory cały czas próbuje się ze mną skontaktować, ale ja skutecznie tego unikałam. Niech wraca skąd przyjechała, bo i tak nigdy matką ją nie nazwę. W tej samej chwili mój telefon wydał z siebie dźwięk, który zasygnalizował wiadomość.

Od Logan:

Mam wyniki, chciałbym je otworzyć przy Tobie. Mogę przyjechać?

Chwilę się zastanawiałam nad tym, ale koniec końców nie odpowiedziałam mu na wiadomość. Miałam nadzieję, że jednak nie przyjedzie, chciałam już to wszystko zakończyć. Raz na zawsze. 

Pov. Logan

W końcu przyszły do mnie wyniki. Cieszyłem się i jednocześnie byłem zestresowany, bałem się, że jednak nic to nie wykryło i mogę już zapomnieć o niej. Napisałem jej SMS, ale nie odpisała, dlatego postanowiłem do niej pojechać.

Wziąłem kluczyki od samochodu i wyszedłem z domu, pogada dzisiaj nie bardzo sprzyjała i było dość chłodno, więc wziąłem kurtkę. Włożyłem kopertę do wewnętrznej kieszeni.

Padało coraz bardziej, przez co musiałem jechać wolniej, aby nie uderzyć w żaden samochód. Na autostradzie nie było jakoś ich dużo, a nawet  powiedziałbym, że jest ich bardzo, bardzo mało. W pewnym momencie zadzwonił do mnie telefon.

Logan: Co jest?

Mark: Siema stary, co robisz?

Logan: Jadę do Becky, a czegoś potrzebujesz?

Mark: Pogodziliście się?

Logan: Jeszcze nie.

Mark: Spoko by było, bo razem z chłopakami pomyśleliśmy aby pojechać na te ostatnie kilka dni nad jezioro.

Logan: Zgadamy się jeszcze.

Rozłączył się.

Deszcz powoli ustępował, a słońce wychodziło zza chmur, uchyliłem lekko okno i odpaliłem papierosa. Kiedy chciałem wywalić peta, ten wpadł mi z powrotem do samochodu. Chciałem go sięgnąć, ale miałem z tym niemały problem, bo wpadł mi za siedzenie.  Prawie udało mi się go sięgnąć, ale wpadłem w poślizg, próbowałem zapanować nad samochodem, ale było to niewykonalne. 

Pov. Becky

W pewnym momencie zasnęłam, obudził mnie dopiero Theo, który wpadł do mojego pokoju i zaczął się drzeć.

- Co drzesz ryja? - Zapytałam przecierając oczy.

- Logan miał wypadek. - Otworzyłam szeroko oczy.

- Co? Jak? Gdzie?

- Jak jechał do Ciebie, pewnie chciał Ci pokazać wyniki. - Złapałam się za głowę.

- Żyje? - Kiwnął głową. - W którym szpitalu jest?

- Chodź, pojedziemy do niego. - Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam ubierać buty. Pogoda była wyjątkowo koszmarna, dlatego byłam jeszcze bardziej zestresowana stanem Logana.

Po upływie trzydziestu minut byliśmy pod szpitalem, szybko wsiadłam z pojazdu i pobiegłam do olbrzymiego budynku.

- Beck, stój! - Nakazał mój kuzyn. - Wiesz w ogóle gdzie iść? - Zaprzeczyłam. - Szóste piętro. - Powiedział, a ja od razu ruszyłam w stronę schodów. - Ja pojadę windą. - Powiedział. - A i pokój numer trzydzieści dwa!

Biegłam po tych schodach szybciej niż kiedykolwiek wcześniej gdziekolwiek. Nie całe dwie minuty później byłam na miejscu, Theo jeszcze nie było, bo pewnie jeszcze czekał na windę, dlatego nie zwlekając szukałam odpowiedniej sali. Kiedy w końcu mi się to udało bez namysłu weszłam do sali. Logan wyglądał strasznie, miał lewą nogę i lewą rękę w gipsie, przeciętny łuk brwiowy i ogromną ranę na  lewym policzku. Nie licząc tego miał kołnierz na szyi. Kucnęłam koło łóżka i dotknęłam jego prawego policzka, miałam cichą nadzieję, że jest przytomny, ale się myliłam. 

______________

Kończymy książkę!


I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz