- Że co kurwa?! - Krzyknęłam. - Że co robiliście?!
- No tak wyszło no. - Powiedziała czerwieniąc się. - Ale nic po za tym nas nie łączy.
- Jesteście pojebani. - Powiedziałam.
- Dobra nie marudź, chodź na jakieś zakupy.
- Nie lubię.
- A co masz zamiar założyć na imprezę urodzinową Logana?
- On ma dopiero szóstego sierpnia.
- Słonko, jest dwudziesty siódmy lipiec. Nawet nie masz dwóch tygodni, a potrzebna nam jest twoja pomoc w zorganizowaniu tego wszystkiego, nie będzie czasu kupować ciuchów. - Westchnęłam. - Chodź po te sukienki.
- Nie ubiorę sukienki!
- Raz, dla niego. Jeśli go kochasz. - Podrapałam się po karku. - Nie kochasz go?
- To nie tak. Zależy mi na nim, cholernie, ale nie wiem czy go kocham, na tym etapie co jestem wiesz z czym to nie umiem tego stwierdzić.
- Nie gadałam z nim od kilku tygodni, ale już mogę dać Ci gwarancję, że on Ciebie kocha. - Powiedziała.
- Chodź już na te zakupy. - Powiedziałam.
*******
Po trzech kolejnych godzinach wyszliśmy z sukienka mi i jakimiś innymi dodatkami. Darcy jeszcze zaprowadziła mnie do kosmetyczki, bo "moje brwi były tragiczne". One dopiero będą, kiedy zaczną mi odrastać.
- Zawieź mnie do domu. - Powiedziałam. - Padam na ryj. - Mruknęłam.
- No dobra. - Westchnęła.
Kilkanaście minut później byłyśmy już pod domem Theo. Cieszyła się jak nigdy, marzyłam tylko o gorącym prysznicu i położeniu się do łóżka. Najchętniej nie wychodziłabym z niego do końca wakacji, ale to raczej niemożliwe.
- Jak będziesz gadać z Loganem to nie mów mu o niczym. Ani o imprezie ani o mnie i Theo. Oboje nie chcielibyśmy żeby to wyszło.
- Nie ma sprawy. - Powiedziałam i wysiadłam z jej samochodu.
Weszłam do domu, o dziwo w środku oprócz Theo był ark, Leon, Flinn i jeszcze kilku chłopaków. Nie witając się ani nic w tym stylu, poszłam na górę. Szybko wzięłam niezbędne mi rzeczy i pognałam do łazienki. Nie minęła nawet godzina, a ja już byłam z powrotem w pokoju, schowałam torby z zakupami do szafy i położyłam się do łóżka. Zamknęłam oczy i powoli dawałam się porywać Morfeuszowi, ale kiedy już byłam o krok od zaśnięcia, zadzwonił mój telefon.
Becky: Halo?
Zapytałam zaspanym głosem.
Logan: Spałaś?
Becky: Prawie.
Logan: Zadzwonić jutro?
Podniosłam się.
Becky: Nie, co tam?
Logan: Nie chce mi się tu siedzieć, codziennie jestem ubrany w garnitur i muszę słuchać o przypływach ropy naftowej. Chuj mnie to kurwa obchodzi.
Becky: To jak tam przypływy?
Logan: Mała..
Becky: Żartuje.
Westchnął.
Becky: Za trzy dni będziesz z powrotem. Nie łam się.
Logan: Mogłaś jechać ze mną. Nie nudziłbym się tak. Co u Ciebie?
Becky: Byłam dzisiaj na zakupach z Darcy. Cały dzień.
Logan: Chociaż nie będę musiał iść z Tobą.
Zaśmiałam się.
Logan: Gadałem dzisiaj z mamą i się trochę wygadałem.
Becky: Z czym?
Logan: Z nami.
Becky: Ale co jej powiedziałeś.
Logan: Streściłem jej wszystko co się działo na wakacjach, oczywiście pomijając to, co sobie robiłaś.
Mruknął.
Logan: Nie robisz już tego?
Becky: Nie, spokojnie.
Logan: Jak zobaczę jakąś nową ryskę to Cię uduszę.
Becky: Grozisz mi?
Zaśmiałam się.
Logan: Obiecuje.
Ziewnął.
Becky: Idź już spać. Zaczynasz marudzić.
Logan: Czekaj, jutro moja mama będzie do Ciebie dzwonić.
Becky: Po co?
Logan: Chce Cię poznać bez mojego towarzystwa.
Becky: No dobrze.
Logan: Dobranoc.
Rozłączyłam się.
Obudziłam się przed dwunastą, a raczej obudziła mnie mama Logana. Powiedziała, że chciałaby ze mną porozmawiać. Nie chcąc robić jej przykrości i tym samym Loganowi zgodziłam się na spotkanie. Przez telefon wydawała się być na serio miłą osobą i z tego co opowiadał mi mój chłopak, to taka jest. Umówiłyśmy się na trzecią po południu u nich w domu. Z racji tego, że nie dostałam adresu musiałam napisać do Logana. Podał mi adres, ale kazał mi potem wszystko opowiedzieć.
___________
Moja wena ulatnia się coraz bardziej..
CZYTASZ
I'M FINE
Ficção AdolescenteBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...