57.

3.2K 143 8
                                    

- Że co kurwa?! - Krzyknęłam. - Że co robiliście?!

- No tak wyszło no. - Powiedziała czerwieniąc się. - Ale nic po za tym nas nie łączy.

- Jesteście pojebani. - Powiedziałam.

- Dobra nie marudź, chodź na jakieś zakupy.

- Nie lubię.

- A co masz zamiar założyć na imprezę urodzinową Logana?

- On ma dopiero szóstego sierpnia.

- Słonko, jest dwudziesty siódmy lipiec. Nawet nie masz dwóch tygodni, a potrzebna nam jest twoja pomoc w zorganizowaniu tego wszystkiego, nie będzie czasu kupować ciuchów. - Westchnęłam. - Chodź po te sukienki.

- Nie ubiorę sukienki!

- Raz, dla niego. Jeśli go kochasz. - Podrapałam się po karku. - Nie kochasz go?

- To nie tak. Zależy mi na nim, cholernie, ale nie wiem czy go kocham, na tym etapie co jestem wiesz z czym to nie umiem tego stwierdzić.

- Nie gadałam z nim  od kilku tygodni, ale już mogę dać Ci gwarancję, że on Ciebie kocha. - Powiedziała.

- Chodź już na te zakupy. - Powiedziałam.

*******

Po trzech kolejnych godzinach wyszliśmy z sukienka mi i jakimiś innymi dodatkami. Darcy jeszcze zaprowadziła mnie do kosmetyczki, bo "moje brwi były tragiczne". One dopiero będą, kiedy zaczną mi odrastać. 

- Zawieź mnie do domu. - Powiedziałam. - Padam na ryj. - Mruknęłam. 

- No dobra. - Westchnęła. 

Kilkanaście minut później byłyśmy już pod domem Theo. Cieszyła się jak nigdy, marzyłam tylko o gorącym prysznicu i  położeniu się do łóżka. Najchętniej nie wychodziłabym z niego do końca wakacji, ale to raczej niemożliwe. 

- Jak będziesz gadać z Loganem to nie mów mu o niczym. Ani o imprezie ani o mnie i Theo. Oboje nie chcielibyśmy żeby to wyszło. 

- Nie ma sprawy. - Powiedziałam i wysiadłam z jej samochodu. 

Weszłam do domu, o dziwo w środku oprócz Theo był ark, Leon, Flinn i jeszcze kilku chłopaków. Nie witając się ani nic w tym stylu, poszłam na górę. Szybko wzięłam niezbędne mi rzeczy i pognałam do łazienki. Nie minęła nawet godzina, a ja już byłam z powrotem w pokoju, schowałam torby z zakupami do szafy i położyłam się do łóżka. Zamknęłam oczy i powoli dawałam się porywać Morfeuszowi, ale kiedy już byłam o krok od zaśnięcia, zadzwonił mój telefon. 

Becky: Halo? 

Zapytałam zaspanym głosem. 

Logan: Spałaś? 

Becky: Prawie. 

Logan: Zadzwonić jutro? 

Podniosłam się. 

Becky: Nie, co tam? 

Logan: Nie chce mi się tu siedzieć, codziennie jestem ubrany w garnitur i muszę słuchać o przypływach ropy naftowej. Chuj mnie to kurwa obchodzi. 

Becky: To jak tam przypływy? 

Logan: Mała.. 

Becky: Żartuje. 

Westchnął. 

Becky: Za trzy dni będziesz z powrotem. Nie łam się. 

Logan: Mogłaś jechać ze mną. Nie nudziłbym się tak. Co u Ciebie?

Becky: Byłam dzisiaj na zakupach z Darcy. Cały dzień. 

Logan: Chociaż nie będę musiał iść z Tobą.

Zaśmiałam się. 

Logan: Gadałem dzisiaj z mamą i się trochę wygadałem. 

Becky: Z czym?

Logan: Z nami. 

Becky: Ale co jej powiedziałeś. 

Logan: Streściłem jej wszystko co się działo na wakacjach, oczywiście pomijając to, co sobie robiłaś. 

Mruknął. 

Logan: Nie robisz już tego? 

Becky: Nie, spokojnie. 

Logan: Jak zobaczę jakąś nową ryskę to Cię uduszę. 

Becky: Grozisz mi? 

Zaśmiałam się. 

Logan: Obiecuje. 

Ziewnął. 

Becky: Idź już spać. Zaczynasz marudzić. 

Logan: Czekaj, jutro moja mama będzie do Ciebie dzwonić. 

Becky: Po co? 

Logan: Chce Cię poznać bez mojego towarzystwa. 

Becky: No dobrze. 

Logan: Dobranoc. 

Rozłączyłam się. 

Obudziłam się przed dwunastą, a raczej obudziła mnie mama Logana. Powiedziała, że chciałaby ze mną porozmawiać. Nie chcąc robić jej przykrości i tym samym Loganowi zgodziłam się na spotkanie. Przez telefon wydawała się być na serio miłą osobą i z tego co opowiadał mi mój chłopak, to taka jest. Umówiłyśmy się na trzecią po południu u nich w domu. Z racji tego, że nie dostałam adresu musiałam napisać do Logana. Podał mi adres, ale kazał mi potem wszystko opowiedzieć. 

___________

Moja wena ulatnia się coraz bardziej..

I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz