8.

6.6K 260 19
                                    

Rano obudziłam się pod czyimś ciężarem. Patrzyłam przerażona na busz prawie czarnych włosów, a w mojej głowie przenikały wizje zamordowania tego kogoś za odebranie mi mojej cnoty. Byłam z nią związana...

- Jejku, mój debilizm już przerasta wszystko. -Pomyślałam głośno.

- No co jest. - Zaczął mruczeć pod nosem. - Co ty tu robisz?- Uderzyłam się w czoło. Potencjalny złodziej mojej cnoty był moim kuzynem. - To mój pokój. - Dodał po chwili.

- Nie, to mój pokój. - Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym uderzył się w głowę.

- Jezu, cieszę się, że żadnej nie zaliczałem.

- Też się cieszę. - Odpowiedziałam.

- Sorki kuzynko. - Wstał z łóżka.

- Yhym. - Zakryłam się kołdrą.

Minęło półtorej godziny, w tym czasie nic nie zrobiłam. Absolutnie nic, cały czas leżałam w łóżku i próbowała zbudzić mojego psa, którego jak się okazało nie było. Z westchnieniem zwlekłam się z łóżka i podreptałam do łazienki ogarnąć twarz i busz na głowie. Jak wróciłam, na tyłek założyłam czarne leginsy, szarą bokserkę, a na to koszulę w czarno-czerwoną kratę. Podłączyłam telefon do ładowarki i zeszłam na dół. Theo gdzieś uciekł porywając na randkę mojego psa, dlatego byłam zmuszona sama sobie zrobić śniadanie. Oczywiście śniadanie mam na myśli, zagarnięcia jabłka i wylegiwanie się przed telewizorem pół dnia. W tym wielkim pudle jak zawsze były same serialiki, które nałogowo powtarzali, w końcu zostawiłam na lombardzie. Nie każdy lubi, ale ja nawet oglądałam. Nieraz można było się dowiedzieć o antkach i takich różnych duperelach historycznych.

- Co oglądasz? - Zapytał Theo zdyszany jakby przebiegł dwa kilometry na jednym tchu.

- Lombard, a ty co taki zdyszany? Rex gonił wiewiórkę czy kota?

- Najpierw kota, a potem wiewiórkę. - Zaśmiałam się. - A ty masz nudne życie co nie?

- Nie narzekam. - Odpowiedziałam. - Po za tym lubię to, więc się nie czepiaj.

- Dobra, młoda żartowałem, ale nie pamiętam żebyś interesowała się historią?

- Skończ biadolić, bo nie usłyszę ile dadzą za ten stary rewolwer. - Pogłośniłam. - Za dużo.. Przecież to nie jest możliwe żeby to strzelało tak jak należy. - Mruknęłam. - Boże.. - Westchnęłam. - Dobra, co tam mówiłeś?

- Mówiłem, że nie pamiętam, żebyś się historią interesowała.

- Od piątej podstawowej lubię historię. - Mruknęłam. - Znaczy wiesz, jak ojciec wyemigrował z chaty to nie miałam co robić, to się uczyłam historii, czytałam dużo i takie tam.

- Mądra głowa nie boli. - Powiedział. - Dobra, to co tam chciałeś? - Uniosłam brew i dopiero teraz odwróciłam się do mojego kuzyna i tego olbrzyma.

Oboje na mnie popatrzyli i zaczęli się śmiać. Fakt, nogę miałam na oparciu kanapy, a resztą zwisałam na podłogę, a moja mina zapewne była rozbrajająca. Przewróciłam oczami i wstałam, zaczęłam się drzeć za moim psem, bo nie wiedziałam, czy Theo go nakarmił.

- Nie wołaj tu tej bestii! - Krzyknął Logan.

- Nie masz prawa głosu! - Odkrzyknęłam.

- Theo.. - Wrzasnął chłopak, a ja zaczęłam się niekontrolowanie śmiać przewracając się przy tym, mój pies słysząc huk przybiegł, zaczął mnie lizać po twarzy sprawdzając czy nic mi nie jest. To zajście rozbawiło płeć głupszą tak, że nie mogli wytrzymać ze śmiechu, dlatego mój kochany pies obrońca i bohater ruszył na pomoc. Olbrzym zaczął uciekać od Rexa co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, bo pies zaczął go gonić.

******

- Wychodzę! - Krzyknęłam.

- Gdzie idziesz? - Theo od razu przybiegł.

- Na spacer z Rexem. - Powiedziałam. - Ma kaganiec jeśli o to chodzi.

- Kupisz mi coś do żarcia? Kebaba czy coś?

- Fuu, jak ty możesz jeść takie śmieci.

- A pizza to nie śmieci? - Zapytał.

- Pizza jest mniej szkodliwym śmieciem niż kebab. - Mruknęłam. -Nie możesz zamówić sobie?

- No proszę Cię. - Z westchnieniem kiwnęłam głową.- Masz tu hajsy i sobie też coś kup.

- Uprzedzam, że przyjdę dopiero za dwie godziny.

- Dobra nieważne, kup mi żarcie! - Pokiwałam głową z dezaprobatą i wyszłam z domu.

Poszłam z Rexem do parku. Było nawet sporo ludzi, dzieci biegające ze swoimi pupilami, matki rozmawiające o życiu, spacerujące rodziny  czy zakochane pary. Dawno nie widziałam parku tak pełnego. W miasteczku gdzie chodzę do szkoły praktycznie nikt nie chodzi do parku, jeżeli już w nim ktoś jest to są to menele lub nastolatkowie spożywający alkohol. Smutne trochę.

- Nie wolno. - Warknęłam do psa, który zaczął wariować widząc wiewiórkę. - Kurczę! Rex ogarnij się! - Uspokoił się dopiero kiedy podniosłam głos, to zawsze działało. To zasługa mojego ojca, który kiedyś go sprał. Było to rok temu w moje urodziny, przyjechał, bo ciocia mu truła dupę. Nawet nie udawał miłego czy zainteresowanego, po prostu dał prezent, prawie skatował mi psa i pojechał. Od tamtej pory Rex boi się krzyku i mojego i każdego innego, który przypomina mu mojego ojca. Półtorej godziny później byłam w lokalu gdzie sprzedawali fast foody. Zamówiłam kuzynowi kebaba, a raczej śmieć-baba jak ja to mam w zwyczaju nazywać, a sobie sałatkę z kurczakiem. Nie byłam głodna, a zamawianie tłustego żarcia jakoś nie intrygowało moich kubków smakowych.

- Hej. - Przywitała się ta Darcy, co szukała olbrzyma na imprezie. - Jest tu gdzieś Theo?

- Nie, siedzi w domu.- Odpowiedziałam miło.

- Możesz mu powiedzieć żeby do mnie zadzwonił? - Kiwnęłam głową. - Dzięki laska! - Przytuliła mnie co mega mnie zdziwiło i wyszła z lokalu. To było serio dziwaczne. Piętnaście minut po tym zajściu odebrałam moje zamówienie i wróciłam z Rexem do domu. Szatynowi się aż uszy trzęsły jak zobaczył, że przyniosłam mu żarcie.

___________ 
Ósmy rozdział na ósmy dzień marca czyli na dzień kobiet. Życzę Wam wszystkim wszystkiego najlepszego 💓

I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz