Następnego dnia obudziłam się przed jedenastą. Zamiast Logana był koło mnie Rex, który rozłożył się się na całe łóżko. Podniosłam się do pionu i starałam się usłyszeć jakiś szmer, aby zobaczyć czy chłopak jest w domku. Niestety panowała cisza. Sięgnęłam po swój telefon, który był rozładowany, z wielkim westchnięciem wstałam z łózka i poszłam do drugiego pokoju po czystą bieliznę i ciuchy. Podłączyłam telefon i poszłam do łazienki.
Pół godziny później wyszłam z kabiny. Wytarłam mokre ciało i zrobiłam turban na głowie. Ubrałam się w jasne szorty z szelkami i czerwono czarną koszule, którą związałam na brzuchu. Ściągnęłam ręcznik z głowy i rozczesałam swoje długie włosy.
Wyszłam z łazienki, Logana nadal nie było. Poszłam po swój telefon, miałam dwadzieścia sześć nieodebranych połączeń od ojca. Wywołało to mój śmiech i też lekkie podenerwowanie. Wiedziałam, że nie ujdzie mi na to na sucho, ale jakoś mi to zwisało. Cieszyłam się chwilą i tym, że jestem z osobą, która naprawdę mnie słucha i chce ze mną pogadać, pośmiać się i tak dalej. Cieszę się, że nasze relacje poszły w tę stronę i będę musiała podziękować Theo za to, że mnie do siebie zabrał.
-Beck?! - Do domku wszedł chłopak. - Wyspałaś się?
- Tak, gdzie byłeś?
- Po śniadanie. - Uśmiechnął się. - Stałem ponad godzinę w kolejce. - Westchnął. - Jak tego nie zjesz skopie Ci dupe. - Zaczęłam się śmiać.
- Jak ja nie zjem, to zjesz ty lub Rex. - Pies od razu podniósł łeb do góry. - Śpij piesku.
- Zjesz. - Mruknął - Jak lubisz czekoladę to zjesz.
- Dawaj. - Zaczął się śmiać.
*****
Po zjedzonym śniadaniu ustaliliśmy, że pójdziemy na miasto, a później na plaże. Oczywiście pierw była dyskusja na temat tego, czy brać szybciej rzeczy na plaże czy nie. Jak ustaliliśmy, że mam ubrać strój kąpielowy, to znów musiał czekać na mnie jakieś piętnaście minut, bo nie mogłam znaleźć spodenek. Na sportowy stanik założyłam szary top, a na nogach cały czas miałam adidasy.
- Chcesz iść na plaże w adidasach? - Zapytał mierząc mnie z góry na dół.
- Tak, chodź już. - Wzięłam go za rękę. - Rex, bądź grzeczny!
- Kupie Ci torebkę. - Mruknął.
- A po jakiego kasztana? - Zapytałam.
- Nie możesz wszystkiego w staniku nosić.
- Dlaczego nie?
- A co? Do wody wejdziesz z telefonem, kluczami i innymi rzeczami? - Kiwnęłam głową. - No właśnie, chodź.
- Sama mogę kupić sobie torebkę. - Powiedziałam.
- Ja chce. - Westchnęłam.
- Mówiłam Ci, że jesteś idiotą? - Wzruszył ramionami. - To teraz Ci mówię: jesteś idiotą.
- Dzięki. - Cmoknął mnie w rękę. - Też Cię kocham. - Przewróciłam oczami, a chwilę później podeszło do nas dwóch kumpli chłopaka. - Siema.
- Siema, a wy co? Nie na plaże? Gorąco jest.
- Na razie nie. - Mruknęłam.
- A gdzie dziewczyny i Leon? - Przyjrzałam się im nico dłużej niż poprzedniego dnia. Ten co poprzedniego dnia był wieczorem na plaży miał jasnobrązowe włosy postawione na żel, wyraźnie odznaczające się kości policzkowe i ogromne wargi. Był podobnej postury jak Logan. Nie miał koszulki, a na nogach miał czerwone szorty. Co do drugiego chłopaka, był niższy od Logana o jakieś dziesięć centymetrów, włosy miał czarne jak smoła, szczękę miał nieco wysuniętą do przodu, ale i tak był bardzo przystojny. Oczy miał ciemne, prawie czarne i muszę przyznać, że cudowny uśmiech.
- Dobra, to widzimy się o trzeciej na obiedzie. - Odeszli.
- Co? - Zapytałam patrząc na roześmianego chłopaka.
- Wyłączyłaś się. - Powiedział. - Pytałem czy idziemy z nimi na obiad, mruknęłaś "mhm". - Westchnęłam.
- Chodźmy po tą torebkę, na plaże. Zobaczymy jaka jest szansa, żeby mnie coś pożarło. - Chłopak zaczął się śmiać. - Serio, jestem ciekawa. - Wybuchł jeszcze większym śmiechem.
- Jesteś niemożliwa. - Pokręcił głową.
_____________
Elko ziomyy
Jak tam ostatnie dni długiego weekendu?

CZYTASZ
I'M FINE
Roman pour AdolescentsBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...