Równo o dwunastej Jess była pod moim domem. Zdziwiło mnie to, bo miałyśmy się spotkać koło stadionu. Wyjaśniła mi, że tym razem pójdziemy w inną stronę i jak mam ochotę to możemy iść do moich dziadków, do których miałam nie całe dziesięć kilometrów. Zdziwiło ją też to, że ze mną był Logan i to jeszcze bez mojego kuzyna. Wcześniej powiedziałam mu, że jak się wygada przy niej o tym co robię, to wróci do swojego domu szybciej niż myśli. Obiecał, że tego nie zrobi, bo "to nie jej sprawa" i chce sam mnie jakoś przekonać. Tak o to, dzięki temu, że Jess przywiozła jakieś żarcie i pełno butelek wody wyszliśmy z domu.
- To gdzie idziemy? - Zapytał Logan.
- Umownie do moich dziadków, a potem może dalej. Zależy ile nam to czasu zajmie. -Odpowiedziałam.
- No z tobą to nam zajmie pół dnia w jedną stronę. - Wystawiłam jej język.
- Bo ty nic nie rozumiesz. - Mruknęłam.
- Tak, tak ty podziwiasz krajobrazy leśne, bo to piękno natury jest. - Przewróciłam oczami. - I widzisz, wszystko rozumiem. - Chłopak patrzył na nas jak na kosmitów.
- Jesteśmy aż takie piękne, że się tak patrzysz?
- Ty zwłaszcza. - Powiedział i wystawił mi język, a Jess zaczęła się śmiać.
*****
- No szybciej no! Wleczesz się! - Krzyczała na mnie Jess. - Wiem, że masz wielką dupę, ale wysiliłabyś się chociaż. - Wystawiłam jej środkowy palec.
- A spierdalaj! - Logan przez cały ten czas miał z nas niezłą polewkę. Jak się nie biłyśmy to jedna drugą wpychała w krzaki inne takie. On nie raz mnie ratował przed upadkiem twarzą w pokrzywy, za co byłam mu bardzo wdzięczna, bo nie chciałam mieć spuchniętej twarzy, bo i tak byłam nieco pucata na twarzy.
- Wskakuj mi na plecy. - Kucnął.
- Po co? - Zapytałam.
- Bo mam dość jej marudzenia. - Zaśmiałam się. - No i serio się wleczesz.
- No cicho no. - Wskoczyłam mu na barana. - Wio koniku! - Uderzył mnie w głowę. - Debil. - Tym razem Jessica się zaczęła brechtać.
- To jak to się stało, że się polubiliście? - Zagadała.
- Wystarczyła szczera rozmowa. - Powiedział.
- Oboje nie chcieliśmy, żeby mój kuzyn się wkurwiał na każdym kroku to się dogadaliśmy. - Dopowiedziałam.
- Okej, a czemu jesteście sami, bez tej Darcy i Theo?
- Miał coś ważnego do załatwienia to pojechał, Darcy też musiała wracać. - Mruknęłam.
- A ty czemu zostałeś?
- Pokłóciłem się ze starymi. - Mruknął, a ona kiwnęła głową.
Pół godziny później byliśmy już na wiosce gdzie mieszkali moi dziadkowie. Kilak osób, z którymi zadawałam się za dzieciaka mijało nas z wielkim zdziwieniem. No bo halo! Becky w towarzystwie chłopaka! I to jeszcze on ją niesie na barana! Coś nie tak jest!
- Możesz mnie już postawić na ziemię. - Mruknęłam, a on zrobił to o co poprosiłam.
- A możesz mi powiedzieć czemu tamci się tak na nas gapią?
- No bo przecież widok mnie z jakimś chłopakiem to jest wydarzenie stulecia. - Mruknęłam.
- Serio? - Kiwnęłam głową. - A co w tym dziwnego?
- Właśnie to. - Mruknęłam. - Ale dopiero wielkie zdziwienie będzie u moich dziadków. Jeszcze jak Ana iBaldwin są to normalnie święto lasu będzie. - Zaczął się śmiać. - Sam zobaczysz.
Kilkanaście minut później byliśmy pod domem moich dziadków. Rambo - pies, który wychował się razem z Rex'em wybiegł nam na przywitanie.
- Hej piesku. - Pogłaskałam go. - Oho, święto lasu. - Popatrzyłam na samochody, które były przed posesją. - Cześć Wam! - Weszłam na podwórko, a za mną podążała reszta.
- O Becky, nie dzwoniłaś, że będziesz. - Powiedziała moja babcia.
- Sama nie wiedziałam, że przyjdę. - Zaśmiałam się. - Jak tam?
- Dzień dobry. - Powiedzieli oboje.
- O dzień dobry! - Powiedziała zaskoczona babcia. - Jess, dawno Cię nie widziałam. - Wymieniły się szczerymi uśmiechami. - A ty młodzieńcu to?
- Logan. - Wystawił rękę do kobiety.
- Stephanie. - Uśmiechnęła się. - Jesteś chłopakiem Jess? - Zaprzeczył. - Becky? - Chciałam zacząć się śmiać, ale wyprzedził mnie potwierdzając to, o co zapytała.
Boże, to mnie wkopał.
______________
Przestraszyłam się groźby od Dark-Horse22
Papapa<3

CZYTASZ
I'M FINE
Teen FictionBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...