62.

3.1K 150 10
                                    

Z restauracji wyszliśmy jakieś dwadzieścia po szóstej. Optymalna droga na obrzeże miasta  zajmowała półgodziny, a widząc wielki ruch na drodze musiałam zacząć działać. 

- I jak Ci się podobało? - Zapytał brunet. 

- Było miło. - Poprawiłam włosy. 

- Tylko miło? - Uniósł brew. 

- Bardzo miło. - Zaśmiałam się. - Przejedziemy się gdzieś? 

- A masz jakieś propozycje? - Kiwnęłam głową. 

- To łap kluczyki i prowadź. 

- Chcesz abym nas zabiła? Nie ma mowy, twój wóz, ty prowadzisz. - Zaśmiał się i wziął ode mnie kluczyki. 

- To gdzie jedziemy? 

- Na obrzeża. - Uniósł brew. - Jedź nie pytaj. 

- No dobrze szefowo.

Przez całą drogę chłopak wypytywał po co chce tam jechać. Na szczęście było tak coś w stylu urwiska, z którego było widać oddalone miasteczko, w którym odbywał się koncert charytatywny. Powiedziałam mu, że chce zobaczyć to stamtąd.

- Lubisz komplikować sobie życie co? - Zapytał. - Możemy przecież pojechać tam, a nie chodzić na jakieś urwiska.

- Owszem lubię. - Mruknęłam. - Nie marudź jak baba w ciąży. - Wystawił mi język.

Po upływie dziesięciu minut byliśmy na miejscu, podeszlismy do urwiska i patrzyliśmy w dal.

- Ufasz mi? - Zapytałam.

- A co? Chcesz zobaczyć czy umiem latać? - Zaśmiałam się.

- Nie, ale kucnij chwilę. - Zrobił to o co go prosiłam, związałam mu na oczach chustke  po czym upewniłam się czy nic nie widzi i wzięłam go za rękę.

- Co ty kombinujesz? - Zapytał.

- Musisz mi zaufać. - Kiedy doszliśmy w odpowiednie miejsce wszyscy już byli. - Możesz już zdjąć. - Powiedziałam szybko podchodząc do swojego kuzyna.

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - Brunet stał jak wryty i ze zdziwioną miną patrzył na każdego. Na końcu zatrzymał się na grupie, w której stałam również ja.

- Nie mogłaś powiedzieć? - Zapytał ze śmiechem. - Wieczne komplikacje.

- Oj zamknij się. - Przytulił się do mnie, a ja dałam mu bluzę.

******

Zabawa trwała w najlepsze, każdy tańczył, rozmawiał albo pił alkohol. Tańczyłam z Theo, który był dość rozkojarzony, pytałam go kilka razy o co chodzi, ale powiedział tylko, że to ze zmęczenia. Może i szukam dziury w całym, ale dam sobie rękę odciąć, że chodziło mu o Darcy. Ona unika go od momentu tego co zrobili, a widać po Theo, że zaczął coś do niej czuć, coś więcej niż przyjaźń.

- Pójdę do toalety. - Powiedział chłopak.

Podeszłam do swojego chłopaka, który prowadził żywą dyskusje z chłopakami. Usiadłam koło niego i chciałam wziąć wódkę.

- Ja Ci poleje. - Powiedział Flinn.

- Jej już starczy. - Powiedział mój chłopak. - Za dużo już wypiłaś. - Przewróciłam oczami.

- Oj marudzisz. - Powiedziałam. - To drinka mi zrób.

Kilka minut później zostałam sama z Loganem, oparłam głowę o jego ramię i przyglądałam się innym.

- Chodź na zewnątrz, gorąco tu.

- To idź, ja zaraz przyjdę. - Podeszłam do Darcy, która od razu zaciągnęła mnie do damskiej toalety.- Co się stało?

- Zrób coś ze swoim kuzynem. - Powiedziała. - Łazi za mną cały czas i nie dociera do niego, że nie chce z nim gadać.

- Zakochał się. - Przewróciła oczami. - Rozumiem, że nie chcesz psuć waszej przyjaźni, ale..

- Właśnie, przyjaźni. Znamy się od sześciu lat i od zawsze było mówione, że między mną, a nim czy Loganem nie będzie nic innego.- Złapała się za głowę. - Muszę sie stąd urwać.

- Poszłabym z tobą, ale..

- Spokojnie, wezmę jedną butelkę i pójdę do domu. Nie mam daleko. - Westchnęła. - Leć do niego.

Pożegnałam się z nią i wyszłam na dwór. Przed wejściem na salę go nie było. Obeszłam to z prawej strony i też nigdzie go nie widziałam. 

- Widziałeś gdzieś Logana? - Zapytałam Johna. 

- Tak, ale raczej nie chcesz tam iść. 

- Czemu? Gdzie on jest? - Podszedł do nas Flinn. 

- Co się dzieje.

- Gdzie on jest? 

- Za tą szopą. - Od razu tam poszłam. 

To co tam zobaczyłam odbiło się na mnie gorzej niż mogłabym kiedykolwiek pomyśleć. Logan był o krok od wyruchania Olivii. Kilka razy otwierałam usta i zamykałam. 

- Beck... Kurwa.- Ktoś mnie złapał za ramię. - Chodź.- Zabrał mnie stamtąd. 

- Idę do Darcy. - Powiedziałam biegnąć od razu do damskiej toalety. Niestety jej tam nie było, wzięłam telefon i zadzwoniłam do niej. 

Darcy: Co jest? 

Becky: Gdzie jesteś? 

Darcy: Na sali jestem. Biorę wódkę i zmywam się stąd, a co jest? 

Becky: Weź dwie butelki, idę z Tobą, będę przed salą. 

- Becky.. - Popatrzyłam na Flinna obojętnym wzrokiem. 

- Spadam stąd. - Mruknęłam. - Życz ostatni raz Loganowi najlepszego i przekaż, żeby się do mnie nie zbliżał. - Podeszła do nas Darcy. 

- Co się stało? - Chłopak otwierał już usta, ale go wyprzedziłam. 

- Idziemy stąd, chodź. 

________________

JUTRO ROZDZIAŁU PRAWDOPODOBNIE NIE BĘDZIE!

I'M FINEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz