Z samego rano wyjechaliśmy, w sumie cieszyłem się, że ją zobaczę, ale byłem pewny, że się wkurzy, albo w ogóle nie będzie wychodzić z pokoju. Albo co gorsza zrobi mi na złość i spotka się z tym blondasem. Ojciec cały czas wypytywał o co się pokłóciliśmy, nie chciałem mu mówić, że ją prawie zdradziłem, tak wiem, zrobiłem to, ale odrobinę muszę się pocieszyć. On cały czas nadawał, że jeśli dogada się z jej ojcem to cała jego firma pójdzie do przodu, a on będzie miał więcej czasu dla rodziny. Nie uwierzyłem mu, jego praca to jego rodzina, a ja z mamą jesteśmy tylko dodatkiem.
- Lepiej się z nią pogódź. - Powiedział. - To nam pomoże.- Nie komentowałem niczego, chciałem po prostu przeżyć ten dzień w spokoju. Miałem nadzieję, że ojciec nie wyskoczy z czymś co mogłoby wkurzyć Becky. - Pogadaj z nią jak facet, kopnij w dupę i się ogarnie.
- Nie będę traktował jej jak szmatę. - Mruknąłem.
Po kilku godzinach jazdy byliśmy już w miasteczku, gdzie Becky chodziła do szkoły. Ojciec zajechał do supermarketu, przed nim stała grupka osób, a chwilę później dołączyła do nich Becky. Była wkurzona, bardzo wkurzona. Podeszła do tych kilku osób, przywitała się i szybko weszła do sklepu, za nią poszedł Dylan. Nie będę ukrywał, że miałem ochotę za nią pójść i wjebać temu typowi. Byłem zazdrosny i to cholernie zazdrosny.
Pov. Becky
Rano obudziłam się przed dziewiątą. Szybko rozczesałam włosy ubrałam się i zeszłam na dół. Ojciec był w kuchni i robił śniadanie. Ja tylko wyciągnęłam jogurt z lodówki i szybko go pochłonęłam.
- Wychodzę. - Mruknęłam.
- Gdzie idziesz? - Zapytał.
- A od kiedy Cię to interesuje? - Uniosłam brew i oparłam się o ścianę.
- Nie zaczynaj okej? Pytam się, to mi odpowiedz.
- Nie wiem, przejdę się do miasteczka, poszukam psa.
- Dzwoniłem do hycla aby poszukali go, jak go znajdą to przywiozą. Po za tym jak zgłodnieje to przyjdzie. Nie ma problemu.
- Może dla Ciebie. - Westchnął.
- Masz swoją kartę? - Kiwnęłam głową. - Przelałem Ci kasę, jakieś trzy tysiące, jedź sobie i kup jakiś telefon.
- Wystarczyło sześćset, nie muszę mieć jakiegoś mega wypasionego telefonu. To tylko przedmiot.
- Kupisz jaki będziesz chciała, to są twoje pieniądze, nie zabiorę Ci ich. - Wzruszyłam ramionami. - I możesz zrobić zakupy. Zadzwoń do mnie i po Ciebie przyjadę.
- Dobra. - Mruknęłam. - I tak ktoś inny to zrobi lub zrobi to ktoś inny.
- Obiecuje.
- Jakoś Ci nie wierzę, ale nie chce przedłużać tej rozmowy, więc żegnam. - Wyszłam z domu.
Po dwudziestu siedmiu minutach byłam koło stadionu. Minęłam kilka znajomych twarzy, których oczywiście nie lubiłam, przeszłam obojętnie nie zwracając uwagi na komentarze typu " ej księżniczko, gdzie twój książę". Nie będę ściemniać, korciło mnie żeby podejść i im przypierdolić, ale nie potrzebowałam kłopotów. Miałam w końcu odpocząć. Do autobusu miałam jeszcze dobre pół godziny, poszłam do marketu chciałam kupić sobie energetyka czy jakieś inne picie i coś słodkiego. Musiałam się jakoś rozluźnić. Przed sklepem spotkałam paczkę Dylana, on też tam był. Przypomniało mi się jak chciał się ze mną umówić, śmiać mi się chciało, byliśmy tylko przyjaciółmi, nawet nie. Przywitałam się i jak najprędzej weszłam do sklepu.
Wzięłam dwa batoniki, energetyka i sok pomarańczowy i udałam się w stronę kasy. Byłam wielce zdziwiona widząc ojca Logana. Starałam się jakoś schować, ale mężczyzna mnie zauważył.
- Witaj, Becky?
- Tak, dzień dobry. - Mruknęłam.
- Mam do Ciebie prośbę. - Uniosłam brew. - Pogadaj z Loganem, pogadaj mam na myśli pogódź się.
- Nie mam zamiaru. - Powiedziałam po krótki zawieszeniu. - Nie chce mieć z nim nic wspólnego.
- Powiedz mi chociaż co się stało.
- Pański syn niech się wypowie, a teraz przepraszam, ale muszę iść, śpieszę się. - Zapłaciłam za swoje zakupy i wyszłam pośpiesznie ze sklepu.
- Becky, czekaj. - Powiedział Dylan. - Gdzie lecisz?
- Jadę kupić telefon.
- O właśnie, bo ostatnio się dodzwonić nie mogłem. Co zrobiłaś.
- Wyrzuciłam go przez okno, tym samym wybijając szybę. Wpadł do basenu. - Zaczął się śmiać. - Pojadę z Tobą, doradzę Ci. - Kiwnęłam głową i niedaleko nas zauważyłam Logana, który patrzył na nas z ponurą i jednocześnie wściekłą miną. Posłałam mu wrogie spojrzenie, ku mojej niechęci zaczął iść w moją stronę.
- Beck,pogadajmy.
- Autobus będzie za dziesięć minut, idziemy? - Blondyn uniósł brew, ale nie odzywając się ani słowem udał się za mną.
- Beck! - Ponownie go zignorowałam.
__________
Po długich męczarniach w końcu udało mi się coś napisać.
Miłego weekendu!
CZYTASZ
I'M FINE
Teen FictionBecky od pięciu lat była zdana tylko i wyłącznie na siebie, nie miała przyjaciół, na których mogłaby polegać i zwierzać się ze swoich problemów. O pomoc ojca nawet nie liczyła, od zawsze miał ją głęboko w duszy, nawet gdy jeszcze z nią mieszkał. Dz...