Rozdział 64.

171 21 5
                                    

          Głowa bolała ją bardziej niż noga przez całe życie. Uporczwy dzwonek do drzwi rozbrzmiewający w jej uszach co chwilę wcale nie pomagał. Musiała uchylić powieki, co zrobiła z ogromnym trudem. Nie była gotowa na taki poranek i takiego kaca.

Wstała ociężale, wyswobadzając jakoś swoją nogę z silnego uścisku Shizuo. Chłopak mruknął i przewrócił się na drugi bok, wtulając w Junko. Jak w trzech zmieścili się na kanapie było zagadką. Być może udało się to dlatego, że Mika połowę nocy przespała na ziemi, gdzie tylko jej noga wisiała w górze, pomiędzy ciałami jej kolegów.

Haru spał na wysokim taborecie, policzkiem przyklejony był do blatu stołu i obśliniał go resztkami alkoholu i zapewne wymiocin. Mikę odrzucił ten widok i gdyby nie kolejna salwa pukania i dzwonek do drzwi, pewnie poszłaby do łazienki pozbyć się zawartości żołądka.

Uchyliła drzwi, mrużąc powieki, kiedy poranne słońce zaatakowało jej przyzwyczajone do półmroku źrenice. Zaklęła siarczyście pod nosem, zasłaniając twarz ramieniem, chcąc jakoś odgrodzić się od tego uporczywego światła. Nawet nie wiedziała komu otworzyła drzwi, ale miała nadzieję, że był to kurier.

- Mika? - oprzytomniała, słysząc chrapliwy głos jej wychowawcy. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się w szoku, czego starszy nie mógł zobaczyć, bo ramię wciąż zasłaniało jej wzrok. Spanikowana nastolatka wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami, a zimno metalu otrzeźwiło jej skacowany umysł.

- Shota?! - krzyknęła zaskoczona, uśmiechając się do mężczyzny zdenerwowana. - Co-co tu robisz? - przełknęła ślinę.

Zanim czarnowłosy odpowiedział, z mieszkania obok wyszła starsza pani. Trzasnęła drzwiami i zakluczając je, spojrzała zdegustowanym wzorkiem na Mikę. Dziewczynie zrobiło się nader głupio, bo już niejednokrotnie pomagała kobiecie we wniesieniu zakupów czy karmieniu kota, a teraz...

- No wierzyć się nie chce! - wyrzuciła, przechodząc obok nich. - Taka grzeczna dziewczyna... - mruknęła, kręcąc głową. - A jednak się okazuje, że diabeł wcielony! Imprezy, krzyki po nocach... No Jezus Maria, kto cię wychował, dziewczę? - wypluła z siebie. - Spójrz na siebie. - rzuciła w jej kierunku dłonią. - Roznegliżowana taka. A to kto? Kolejny jakiś fagas, którego tu sprawdzasz? Pfi! - pokręciła głową w zwątpieniu. - Panie, pan lepiej niech się stąd zmywa zanim policję wezwę. Ta dziewucha jest nieletnia! Żeby to mi było ostatni raz, bo ja nie będę niczyich jęków po nocach słuchać. - mamrotała pod nosem, ruszając wzdłuż schodów.

Mika odprowadziła ją wzrokiem z lekko uchylonymi ustami. Miała ostatnio pecha i to cholernie wielkiego. Najbliższe dni miały to tylko potwierdzić.

- Stara, głupia jędza. - westchnęła cicho. - To ten chuj piętro niżej sprowadza fagasów, nie ja. - prychnęła oburzona, bardziej opierając się o drzwi. Miała ochotę walnąć się o nie głowa.

- Doprawdy? - odezwał się Aizawa, rzucając ręką w stronę jej osoby. Mika skrzyżowała z nim spojrzenia, a fakt że spojrzał się na jej piersi speszył go na tyle, że od razu uciekł wzrokiem.

Okumura zmarszczyła brwi, niepewna o czym mówi starszy. Zjechała spojrzeniem wzdłuż swojej sylwetki, momentalnie czerwieniejąc na twarzy. Zasłoniła dłonią usta niemal uderzając się w twarz.

- Ah... - sapnęła, przymykając oczy. - A- a było się po prostu zabić, ja pierdolę. - wydukała pod nosem, starając się jakoś przetrawić tę sprawę, że wybiegła z domu w samej bieliźnie, odkrywając każdą bliznę, źle zagojoną ranę i z dwa tuziny malinek i pogryzień.

- Możesz się czymś okryć? - zapytał szatyn, nie ośmielając się spoglądać już w stronę dziewczyny. Teraz to miało sens, czemu jego wzrok był taki niespokojny kiedy tylko wyszła. Mika, pod wpływem stresu, nawet nie zwróciła na to uwagi.

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz