Rozdział 99.

104 18 2
                                    

          Dabi zniknął z klubu zanim ktokolwiek namierzył jego obecność. O ile bardzo chciał się dziś upić musiał znaleźć inną melinę. Narażanie Miki nie wchodziło w grę. Znając życie na pewno wstawiłaby się za nim w trakcie hipotetycznej konfrontacji. Chociaż i pijany poradziłby sobie bez jej pomocy. Spaliłby cały ten klub? Zapewne, ale by sobie poradził.

Wyszedł na świeże powietrze, biorąc głęboki oddech. Noc zaczynała być powoli chłodna i pasowało mu to jak nigdy.

Ostatnie tygodnie przeżył z lekkością. Pozwalał sobie myśleć, że Mika bezpiecznie uczyła się w szkole i dbała o reputację. Nie potrafił opanować złości kiedy Shigaraki przekazał mu informacje o spotkaniu z yakuzą. Nie oszczędził mu szczegół, o które właściwie sam go błagał. Idiota nie rozumiał jak ważne to dla niego było. Sam nie miał nikogo po drugiej stronie, na kim zależałoby mu tak mocno, że za wszelką cenę chciał go od siebie odepchnąć. Dla dobra tej osoby.

Wszystko skończyło się koszmarnie. Dabi przeczuwał, że prędzej czy później do tego dojdzie. Jak nie ze względu na niego, to Hawksa. Z chwilą kiedy zobaczył się z tym bohaterem w twarzą w twarz, domyślił się do czego to później doprowadzi.

Tak jak na mężczyźnie wcale mu nie zależało, tak nienawidził Komisji za każdy najmniejszy grzeszek jaki popełnili w jego kierunku. Denerwowało go słuchanie kłamstw blondyna i obcowanie z jego szalenie szerokim uśmiechem. Był taki sztuczny we wszystkim co robił. Nie chciał, żeby się w to wplątywał, tak jak nie chciał, żeby Mika zbliżała się do Ligi coraz bardziej. Oboje, kurwa, nie zasługiwali na takie życie.

Odetchnął ciężko, opierając się o lustrzaną ścianę windy. Aż ciężko było uwierzyć, że w tak starym budynku była jakakolwiek. Wolał spać tutaj niż w gorszych warunkach z Ligą. Bycie łącznikiem między nimi a bohaterem było mu jak przywilej, jeśli mógł mieć wysłane mieszkanie z nie zgniłym łóżkiem.

Wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Zapaliło się tylko jedno światło, które i tak zdążyło szybko zgasnąć. To była akurat jego wina, bo notorycznie zapominał wymienić żarówki. Ostatnio nawet je kupił, ale w dalszym ciągu leżały nierozpakowane na blacie w kuchni.

- Kurwa no... - zaklął pod nosem, w złości zdejmując buty. Miał już dość problemów na dziś.

- Co ty taki wkurzony znowu? - w jego uszach zaświszczał świergot Hawksa. Zdeterminowany by go dziś zignorować, ominął cień chłopaka i poszedł do kuchni. Musiał w końcu wymienić te żarówki. - Myślałem, że idziesz się napić...

- Co ty tu jeszcze robisz? - westchnął, pozbywając się irytacji. - Nie masz patrolu czy jakiś innych bohaterskich zadań?

- Jutro zaczynam od rana. - wytłumaczył cicho.

Bywało, że głos Dabiego przeszywał go niczym miecz. Na dobrą sprawę Hawks nie wiedział kiedy powinien się zamknąć, bo złoczyńca nigdy nie chciał go słuchać. No, ale mówić w końcu coś musiał. Zaprzyjaźniać się i zdobywać zaufanie. Takie było jego zadanie.

Tyle czasu zdążył już spędzić z czarnowłosym, że zaczynał zauważać pewne schematy. Dabi przynajmniej raz w tygodniu musiał upić się w trupa, żeby pozbyć się swojej zgorzkniałości względem świata. Bez alkoholu nie był w stanie długo pociągnąć.

- Ale na moje pytanie nie odpowiedziałeś. - słusznie zauważył mężczyzna, przysuwając sobie taboret pod lampę. - Co tu jeszcze robisz, ptaszku?

Keigo milczał chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Na dobrą sprawę sam nie wiedział. Nie uśmiechało mu się chyba po prostu wracać tą późną nocą do domu, skoro sam został w mieszkaniu. Sądził, że skoro Dabi wyszedł do klubu, nie wróci do rana. Z jakiegoś powodu jednak się pomylił. Albo to wczesny powrót złoczyńcy był odstępstwem od normy.

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz