Rozdział 92.

119 19 2
                                    

          Nogi podrygiwały jej w niepokoju, a palce stukały o betonową podłogę. Siedziała na ziemi, opierając się o zimną ścianę i czekając aż Aizawa wyprowadzi z gabinetu Deku i Kacchana.

All Might poprosił ją o pomoc w zatrzymaniu nauczyciela tego wieczoru. Bohater pragnął aby dwójka skłóconych przyjaciół w końcu się pogodziła. Zdawał sobie sprawę, że było to teraz coś czego potrzebowali. Choć Mika niezbyt się z nim zgadzała, uważając, że powinni pogadać, wyjaśnić rzeczy na spokojnie, przystała na jego starcze błagania. Sam nie byłby już w stanie zatrzymać Erasera. Udał się więc po pomoc do kogoś kto zdawał się najbliżej tematu.

Ale Mika nie chciała mieć kłopotów. Naprawdę ich nie chciała.

Wstała pospiesznie słysząc jak drzwi od gabinetu Nezu się otwierają. Aizawa wyprowadził dwójkę chłopaków, zirytowanym wzrokiem patrząc na ich plecy. Ominęli dziewczynę i zaczęli schodzić po schodach. Brak wyjaśnień uderzył w nią mocno.

- Aizawa... - mruknęła nieśmiało, pokonując stopnie za plecami starszego. - A co z moją karą? - przełknęła ślinę kiedy starszy zatrzymał się wpół kroku. Deku i Bakugo zniknęli na niższym piętrze, zostawiając ich samym.

- Chcesz dostać karę? - zapytał mężczyzna, odwracając się do niej zza ramienia. Na jego rozciętej wardze był prowizoryczny biały szew.

- Uderzyłam cię, przepraszam. - spuściła głowę. - Sprawiam tyle problemów. - westchnęła ciężko, siadając na stopniu, na którym stała.

Aizawa obrócił się do niej i z wolna przykucnął przed dziewczyną. Bojowe nastawienie ostatnich dni powoli z niej schodziło. Ciągle była poddenerwowana, bo nie potrafiła wydusić swoich zmartwień na wierzch, zakopując je w sobie.

Wiedział, że zdobycie licencji bohaterskiej kłóciło się z jej naturą. Nie w taki sposób została wychowana i zakorzenionych w dziewczynie zwyczajów i przekonań nie dało wyplenić się od tak. Nawet jeśli sama się o to starała.

- Wykonywałaś polecenie All Mighta. - oznajmił. - Choć powinnaś posłuchać się mnie, bo jestem twoim wychowawca, tym razem ci daruję.

Mika uniosła na niego spojrzenie. W jej oczach rozbudziło się zdziwienie, szybko przykryte trudno ukrywaną radością. Cisnął się jej na usta uśmiech, którego nie chciała pokazać starszemu.

- Ale żeby to był ostatni raz. - ostrzegł ją jeszcze, wstając z klęczek.

Mika też powoli się podniosła, utrzymując między nimi niewielką odległość. Kiedy mężczyzna był od niej odwrócony plecami naprawdę ciężko było jej zachować obojętną mimikę.

Aizawa był surowym wychowawcą. Trudno umykała jego karą jeśli zdarzało zrobić się jej coś nieodpowiedniego. Nie przypuszczałaby, że kiedy w końcu jawnie przekroczy granicę, ten pójdzie jej na rękę i przymknie na to oko. Czyżby w końcu zapracowała sobie na jego zaufanie? Liczyła na taki obrót spraw od dłuższego czasu, ale nie sądziła, że bohater przyjdzie do niej z własnej woli z podkulonym ogonem i zacznie przepraszać. Najwyraźniej była to jednak dobra technika na wzbudzenia poczucia winy. Mężczyzna musiał sam przejrzeć na oczy, a zauważenie własnym błędów zabolało bardziej niż ich wytknięcie.

Mika nie zamierzała nie wykorzystać swoich nowych przywilejów. Nic nie mogło być teraz tak ważne, jak okręcenie sobie Erasera wokół palca. Względem jej przyszłych planów było to wyjątkowo użyteczne.

Pożegnała się z nim na rozwidleniu dróg, swobodnym krokiem idąc teraz do akademika. Postacie Deku i Kacchana widniały jej gdzieś przed oczami, ale nie zamierzała ich doganiać. Chciała wymknąć się z U.A. póki trwało jeszcze zamieszanie spowodowane przez nastolatków.

          Wysłała trzynastą wiadomość z rzędu i zostawiła cztery na poczcie głosowej, czekając w zniecierpliwieniu u wylotu ciemnej uliczki. Latarnie na tej ulicy nie świeciły, dodając temu miejscu więcej niepewności.

Kai odebrał telefon za piątym razem. Był zdenerwowany, ale zgodził się na chwilę do niej wyjść. W gruncie rzeczy już po usłyszeniu jej głosu złość wydawała się go nieco opuścić. Irytowały go nagabywania nastolatki, ale odetchnięcie świeżym powietrzem mogło mu teraz pomóc.

- Czego się tutaj znowu kręcisz? - zapytał od razu po wyłonieniu się z cienia.

- Czemu masz taki piekielny humor? - Mika wydęła wargę, wyciągając z kieszeni swoją licencję. - Patrz. Zdałam. - uśmiechnęła się do niego, ale starszy ewidentnie nie podzielał jej entuzjazmu.

- Mika. - westchnął, wsadzając sobie ręce do kieszeni kurtki. - Czy ty nie masz nikogo innego komu mogłabyś zająć czas? - zabrzmiał zdecydowanie zbyt poważnie, na co mina dziewczyny od razu zrzedła.

- Ja... - zaczęła, zawzięcie myśląc. - Każdy kto byłby ze mnie teraz zadowolony jest zajęty własnym życiem. - mruknęła gorzko. - Wiem, że nie jesteś kimś do kogo powinnam... - westchnęła. - Sory, nie mam żadnej argumentacji poza tym, że czułam, że jest to coś co chcę zrobić. - wywróciła oczami do nieba, zdając sobie sprawę jak to brzmi. - No wiem, wiem. Jestem popaprana. - usiadła na ziemi, opierając się plecami o ceglaną ścianę. Odrzucenie było ciężką emocją do przełknięcia.

Kai nie spuszczał z niej wzroku, bijąc się z własnymi myślami. Czuł poirytowanie i nie był w stanie powiedzieć co konkretnie jest tego powodem. Już zanim Mika dzwoniła i zjawiła się koło jego domu był poddenerwowany. Miał spotkać się z członkami Ligi Złoczyńców i musiał uporać się ze skoordynowaniem swoich ludzi. Nastolatka tylko dokładała mu problemów, zawracają mu głowę swoją osobą.

Nie obchodziła go jej licencja. Miał gdzieś jej życie i co z nim robiła. Dopóki mogła być użyteczna względem jego planów nie chciał się jej jednak pozbywać.

Wywrócił oczami, kucając przy niej.

- Jestem z ciebie dumny, brawo. - powiedział sarkastycznie, sam bijąc się po głowie za to jak okropnie to zabrzmiało. Ale widząc delikatny uśmiech na twarzy nastolatki zrozumiał, że tyle starczyło. - A teraz wstań z ziemi. Nie będę cię za sobą ciągnął.

- Chyba powinnam wracać. - mruknęła cicho, faktycznie wstając. - W ogóle nie powinnam wychodzić...

- Nie. - bąknął, ruszając w kierunku wejścia do bazy. - Przydasz mi się na coś. - Mika uniosła brwi, zdziwiona słowami mężczyzny. Choć zabrzmiał zwyczajnie, nadal ciężko było jej uwierzyć, że prosił ją o pomoc.

Pobiegła za nim, doganiając w ciemnej uliczce. Obyła się bez pytań, dając mu prowadzić się do drzwi. Z ekstrakcji i stresu trzęsły się jej ręce. Ściskając w dłoni licencję bohaterką, wchodząc do bazy yakuzy, czuła jakby naprawdę robiła coś niewłaściwego.

Obróciła się za siebie, patrząc na koniec skrytej w cieniu ulicy. Jedna z lamp migała co jakiś czas, dając jej jeszcze sekundy na zastanowienie się. Zanim zdobyła się na jedną myśl, drzwi zatrzasnęły się jej przed nosem. 

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz