Rozdział 159.

44 13 0
                                    

          Śnił mu się koszmar. Realniejszy niż jakikolwiek, który kiedykolwiek miał. Wydawało mu się jakby wszystko nadal przewijało mu się przed oczami. Nie wiedział czy to strach czy stres czy połączenie tych dwóch. Wiedział natomiast, że uczucia, które czuł kiedy Shigaraki pozbawiał go ramion z uśmiechem na ustach były prawdziwe. Czy to we śnie czy na jawie.

Podniósł się z łóżka, przecierając oczy. Czuł się brudny, nie pamiętał kiedy ostatnio brał prysznic. W ogóle mało pamiętał. Przez realność tego snu pogubił się w czasie.

Położył stopy na podłodze, niemal od razu unosząc je z powrotem na łóżko, kiedy poczuł pod nimi jakiś miękki materiał. W panice rozejrzał się po pomieszczeniu, a powoli przyzwyczajające się do ciemności oczy, szybko się zamknęły.

Kai potrząsnął głową, mając nadzieję że nadal śnił. Z jednego koszmaru wybudził się w drugi. Był pewien, że wystarczyło ponowne otwarcie oczu, żeby znaleźć się w swoim domu.

Mylił się jednak, bo otoczenie nie uległo zmianie kiedy otworzył oczy.

Zachciało mu się wymiotować. Zrobiło się słabo, a pokój pociemniał jeszcze bardziej.

W tym wszystkim usłyszał przyspieszane kroki, które w tej ciszy z łatwością do niego dotarły. Po chwili drzwi do pokoju się otworzyły, a lamka na komodzie zaświeciła się ciepłym światłem.

- Ah, kurwa. - jęknął zirytowany, unosząc rękę, blokując łunę światła. - Co do cholery? - wypluł, patrząc na Mikę. Dziewczyna miała na sobie podobny dres jak w poniedziałek i przez chwilę pomyślał, że ma jakieś déjà vu, znów budząc się na kacu w klubie.

- Jak się czujesz? - spytała przejęta, podchodząc do niego w trzech krokach.

- Dobrze. - odparł, marszcząc brwi, kiedy dłoń Miki wylądowała na jego czole. - Chyba. Gdzie jestem?

- U Asury. - odpowiedziała szybko. - Czekaj, nie wstawaj. - zatrzymała go, zanim zdążył się podnieść. - Jesteś pewien, że nic ci nie jest? Musiałam użyć na tobie indywidualności, ale nie wiem czy dobrze cię poskładałam. - wytłumaczyła, klękając przy mężczyźnie.

Kai nagle nabrał świadomości. Jego źrenice rozszerzyły się w szoku, kiedy Mika niepewnie ujmowała jego dłoń we własne.

- Kurwa. - wysapał na wdechu. Wyszarpnął jej rękę i zakrył nią swoje usta, czując jak robi mu się niedobrze.

- Kai, spokojnie. Nic się nie dzieje, jesteś bezpieczny. - wydukała szybko, patrząc na niego z przejęciem. Spodziewała się paniki, ale mimo to wątpiła, że będzie w stanie sobie z nią poradzić. Przy Kai'u czuła się taka bezradna.

Mężczyzna charknął pod nosem, zginając się w pół. Zajęło mu chwilę zanim uspokoił tętno i pozbył się nawiedzających go wspomnienia. Uśmiech Shigrakiego i jego słowa odtwarzały się w jego umyśle na pętli.

- Nie dotykaj mnie. - syknął, czując ciepło dłoni Miki na swojej nodze. Młodsza szybko się wycofała, ugodowo odsuwając się nawet o krok od jego sylwetki.

- Powinieneś wziąć prysznic. - odezwała się twardo, jakby nagle zła ze względu na ton starszego. - Te drzwi to łazienka. Ręczniki są świeże. Jesteś dużym chłopcem, na pewno sobie poradzisz. - odparła spokojnie, wycofując się w stronę szafy, naprzeciwko łóżka.

Kai uniósł na nią głowę, przez chwile zapominając o tym jak koszmarnie czuł się sam ze sobą.

- Mika. - powiedział, dopiero po fakcie łapiąc się na tym jak żałośnie zabrzmiał.

Dziewczyna obróciła się w jego stronę, z małym stosem ubrań, które najpewniej były przeznaczone dla niego. Przez jej twarz przeleciało przejęcie, ale mimo to jej głos nadal zdawał się pozbawiony emocji.

- Ubrania dla ciebie. - odpowiedziała, kładąc je na łóżku. - Poczujesz się lepiej kiedy się wykąpiesz. - obiecała mu, ponownie klękając na jedno kolano przed mężczyzną. - Potem coś zjesz i odpoczniesz. Wszyscy się o ciebie martwili. - dodała, uśmiechając się czule. Jej ręka z wahaniem spoczęła na kolanie Kai'a. Tym razem mężczyzna w dyskomforcie przełknął ślinę, ale nie uniósł na nią głosu.

- Nie rozumiem- co się-

- Kai. - przerwała mu, wyciągając rękę do jego podbródka, nakierowując zagubiony wzrok szatyna na swoją twarz. - Wykąpiesz się, zejdziesz na dół i wszystko ci wyjaśnię, tak? Tak? - powtórzyła się, ponaglając starszego do odpowiedzi.

- Tak. - mruknął szybko. - Ale Mika- - zawołał ją, kiedy wstawała z klęczek. Uniósł za nią głowę, mierząc z nią spojrzenia, bo sam nie wiedział czego od niej chciał.

Najpierw koszmar z Shigarakim. Teraz we wspomnieniach przychodziły kolejne obrazy, które ciężko było mu zlepić w jedną całość.

Czy on... przegrał?

          Mika zostawiła go w pokoju, pozwalając rozgościć się w obcym mu domu. Łazienka, z której mógł skorzystać była dobrze wykończona, utrzymana w zielonych i brązowych kolorach. Tętniła życiem z wszystkimi kwiatami, które się w niej znajdowały i łapaczami światła przyklejonymi na przestronnych oknach.

Takie same pamiętał z domu dziecka.

Sądził, że spędził pod prysznicem dłużej niż potrzebował, niż było to wymagane i w dobrym guście, jeśli był tutaj gościem. Jednak usilnie starał się poukładać chronologicznie wydarzenia minionych dni. Od czasu wieczoru w klubie czuł się nieswojo. A teraz to uczucie powróciło do niego ze zdwojoną siłą.

Nie wiedział co się stało. Niczego nie rozumiał. Mimo, że strumień wody magicznie przypomniał mu o walce z bohaterami i jego pojmaniu, pojmaniu Ośmiu Wskazań... upadku yakuzy - to nie wiedział.

W jego głowie nic nie łączyło się w boskim objawieniu jak znalazł się w domu Asury. Musiał zemdleć po tym jak Shigaraki pozbawił go ramion, a wtedy- No właśnie, co wtedy? Zjawiła się Mika i tajemniczo go uratowała? Do cholery. Zamiast wdzięczności, jeśli faktycznie tak się stało, czuł tylko złość względem dziewczyny. Nic, tylko wtrącała się w sprawy, które jej nie dotyczyły.

Z automatu pomyślał o Dabim. O jego przeszywających tęczówkach, które wzbudzały śmiech pod wpływem pijackiego upojenia. Tego wieczoru nadal nie pamiętał do końca. Najpewniej lepiej dla niego, że jego mózg tak usilnie to wypierał.

Wyszedł spod prysznica i z wahaniem wytarł się przygotowanymi dla niego ręcznikami. Świadomość, że były świeże nie sprawiła, że przestał martwić się ich pochodzeniem. Tak samo jak z ubraniami, które dała mu Mika. Czuł gęsią skórkę kiedy naciągał na siebie pomarańczową bluzkę, o dobre dwa rozmiary za dużą z nadrukiem w innym języku, którego nie rozumiał. Przez to poirytowanie takie same emocje wzbudziły w nim czarne dresy. 

Wolałby być w domu. Za wszelką cenę chciałby wrócić do domu, a myśl, że pewnie nie było to możliwe, dobijała go do podłogi. Dodatkowo ta świadomość, że musiał być teraz wdzięczny, że był jej coś winy. Nie mógł znieść tego uczucia niemocy i frustracji.

Z westchnieniem irytacji wyszedł z łazienki i z pokoju. Na korytarzu z łatwością dało się usłyszeć głosy dobiegające z dołu i zobaczyć łunę światła, która odbijała się w kwiatach powieszonych na ścianie wzdłuż schodów. W domu pełno było bibelotów - zbieraczy kurzu. Kai czuł się tu jak intruz.

Ruszył na dolne piętro, niechętnie stąpając po wykładzinie. Myśl o tym jak brudna była nie opuszczała jego głowy aż do ostatniego stopnia. Dopiero wtedy odważył się unieść głowę na wszystkich. Szczególnie tych, których nie spodziewał się tu zobaczyć.

Stanął na ostatnim schodku, podpierając się ręką o ścianę. Ze zdziwienia odebrało mu mowę i nawet wesołe powitania jego osoby nie sprawiły, że odważył się odezwać.

Spojrzał na Mikę, która w fartuchu w kwiaty przewracała coś na patelni. Obejrzała się za nim i pokazała mu znak pokoju, w znudzeniu wracając do gotowania. Nonszalancka jak Dabi, przeszło mu przez myśl, kiedy Nemoto skracał dzielącą ich odległość. Gdyby nie znał upodobań swojego szefa na pewno byłby skłonny ucałować mu teraz ręce.  

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz