Rozdział 71.

175 26 4
                                    

          Stała po środku salonu, wstrzymując oddech. Nie wiedziała jak zacząć. Przenikliwe spojrzenie mężczyzny sprawiało, że nie była w stanie ruszyć nawet małym palcem. Mruganie wydawało się niekomfortowe.

Chisaki usiadł na miękkiej kanapie, stawiając na stoliku kawowym imbryk z herbatą i filiżanki. Cierpliwie czekał na rozwój sytuacji, niemal karmiąc się strachem i dyskomfortem Miki.

- Czy to nie mundurek U.A.? - odezwał się, mrużąc oczy. Mika, faktycznie, ubrała go. Może nie należało to do najwybitniejszych jej pomysłów, ale była pewna, że chce dziś w dalszym ciągu zdążyć na lekcje. Po powrocie nie było możliwości, żeby dała radę się przebrać.

Przełknęła ślinę, kiwając subtelnie głową.

- Może usiądziesz, huh? - zaproponował straszy, wskazując dłonią na fotel naprzeciwko niego. Mika nie zastanawiała się ani sekundy. To byłby brak szacunku gdyby odmówiła.

Nastała chwila ciszy. Zbyt długa jeśli myśleć o cierpliwości Kai'a. Mężczyzna nie należał do takich ludzi, był wyjątkowo narwany. Tak przynajmniej zapamiętała go Mika.

- Um... - zaczęła, wzrokiem uciekając do lejącego się naparu. Chciało się jej wymiotować na samą myśl, że miałaby coś wypić. - Może mnie nie pamiętasz. - zaczęła powoli, swobodnie układając dłonie na udach. Nie chciała niepotrzebnie się nimi bawić. - Ale- - zamilkła, czując niesmak na wspomnienia walk na Arenie. Mimo że mogła już swobodnie o niej mówić jej serce nadal waliło jak szalone kiedy miała to zrobić. Uśmiechnęła się firmowo i uniosła głowę. - Raczej nie byłam kimś kogo miałbyś chęć oglądać. Nie dorastałam ci do pięt. - Kai zmarszczył brwi. - Arena. - rozjaśniła sytuacje Mika. - Miałam, na pewno nie przyjemność, brać udział w walkach. - dodała z krzywym uśmiechem. - Za to wyjątkowo przyjemnie było mi oglądać twoje... występy.

Kai milczał chwilę, skanując dziewczynę wzrokiem. Nastolatka poczuła się już swobodniej, sięgając po ozdobną filiżankę i upijając z niej łyka naparu. Nie mogła spodziewać się niczego innego. Była pyszna.

Brunet starał się przypomnieć sobie tego dzieciaka, który teraz przed nim siedział. Nic mu jednak nie świtało. Ale nie powinno być to nic dziwnego. Nienawidził Areny. Brudne podziemie pełne krwi, kurzu, szczurzych odchodów i ogólnego syfu. Nienawidził się tam pokazywać, ale uważał że było to niezbędne do wykreowania jego reputacji.

- Jesteś uczennicą U.A. - stwierdził fakt, który nie dawał mu spokoju.

- Jestem. - przytaknęła mu. - Areny już nie ma. Wypadałoby coś w końcu zrobić ze swoim życiem. - wzruszyła ramionami. - Ale moja wizyta nie ma nic wspólnego z naszą przeszłością. - Kai ponaglił ją spojrzeniem. - Przyszłam prosić o przysługę.

- Mnie? Yakuzę? Tak po prostu?

- Yakuza jak rodzina, prawda? - kontynuowała niezrażona. - Mój ojciec kiedyś należał do yakuzy. A skoro to taki rodzinny biznes to coś mi się za to należy. - Kai parsknął śmiechem pod maską.

- Należał. To kluczowe słowo.

- Widzę, że wiele się zmieniło odkąd został pan głową yakuzy. - mruknęła pod nosem. - Niepotrzebnie wspominałam o ojcu. Jedyne co mi się należy z jego strony to możliwość strzelenia temu idiocie w jaja.

- Jak nazywał się ojciec?

- Nazywa. To kluczowe słowo. Bo nadal żyje. - Kai spojrzał na nią przenikliwie. Lekko uniósł brwi.

- Wiele osób odeszło z yakuzy kiedy przejąłem nad nią władzę. Ale wydaje mi się, że nikt z tych ludzi nie pożył długo.

- Okumura. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Z uwielbieniem patrzył jak zmieniasz swoich przeciwników w papkę na Arenie. Ale najwyraźniej tylko tym mu imponowałeś, bo kiedy tylko zacząłeś się za bardzo rządzić, usunął się w cień.

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz