Rozdział 12.

298 27 3
                                    

          Wszystkich skierowano na zewnątrz, upewniając się, że nikt poza Deku i Aizawą nie został ciężko ranny. Uczniowie mieli widok na wyprowadzanych więźniów. Mika ukryła się za Kacchanem, licząc że nikt z nich nie pozna jej w tłumie uczniów. Jednak się pomyliła.

- Mika-chan! Mika, ty gówniaro! Choć tutaj, żebym mógł cię zajebać, mała szmato! - nastolatka podrapała się w głowę, czując jak wzrok wszystkich pada na jej osobę.

- Zna pani tego przestępcę? - zapytał funkcjonariusz policji, stojący obok uczniów. Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.

- Chodź tutaj, gówniaro! Daj się zerżnąć jak twoja matka! Pieprzona dziwka! - krzyczał, wyrywając się z szeregu.

- Przepraszam, musi być niespełna rozumu .- wyjaśniła, nie wzbudzając tonem głosu żadnych podejrzeń.

- No dobrze... - powiedział nieco niepewny.

- Chcesz wiedzieć co robi twój spierdolony braciszek?! - krzyknął, tym zwracając uwagę dziewczyny. - Jak mnie wyciągniesz z paki to się dowiesz. - zaśmiał się jej w twarz, myśląc że wygrał.

Nie uciekłam.

Nastolatka zdenerwowała się, czując potrzebę kopnięcia kamienia leżącego obok jej stopy. Darowała sobie jednak, decydując się na zachowanie spokoju. Tylko Aizawa był świadkiem w tej spawie. Póki był nieprzytomny, miała czas na wymyślenie jakiegoś planu odnośnie swojej osoby. Bez niego groziło jej pewnie odsiedzenie długiego wyroku. Jeśli chociaż kilka osób z całej złapanej dzisiaj zgrai zgada się przeciwko niej, to mogła wylądować na długie lata w więzieniu. Dla bohaterów i policji nie liczyło się to, że nikt nie pytał jej o zgodę kiedy robiła te wszystkie okropne rzeczy. Nikt nie przyszedł jej też z pomocą na czas. Sama musiała sobie poradzić w najgorszych chwilach życia.

Więc wystarczyło dopilnować, żeby pan Aizawa się nie obudził. To był cały plan, jedyny o jakim mogła teraz pomyśleć, bo wydawał się najpewniejszy i najrozsądniejszy.

- Panie detektywie. - odezwała się Asui. - Co z panem Aizawą? - Mika spuściła wzrok, słysząc jej zmartwiony głos.

Kiedy detektyw wykonał telefon, wszyscy zebrali się w kółku wokół niego, zmartwieni nadchodzącymi wiadomościami. I faktycznie nie były zbyt optymistyczne. Recovery girl nie mogła poradzić sobie z takimi ranami. Aizawa miał zbyt mało energii. Dodatkowo była szansa, że jego dar w przyszłości nie będzie już tak efektywny.

Mika przygryzła policzek od środka, wyciągając z kieszeni telefon. Wybrała ten sam numer, który wcześniej pokazała Shigarakiemi i napisała krótkiego SMSa, licząc na szybki odzew.

          Zgodnie z zaleceniami policji, wrócili do szkoły. Zachodzące słońce przyjemnie grzało, a świeże powietrze pozwoliło odetchnąć. Kiedy adrenalina opuściła ich ciała, zrozumieli w jak wielkim niebezpieczeństwie przyszło im się znaleźć tego dnia.

- Kacchan. - zaczęła Mika, podchodząc do chłopaka niczym zbity pies.

- Czego? - warknął zły, jawnie jednak hamując swoje emocje.

- Jesteś zły na mnie i Deku, że pomogliśmy All Mightowi, kiedy ty nie byłeś w stanie? - zdecydowała się wyjawić swoje przypuszczenia. Chłopak zastygł w miejscu, słysząc jej słowa. Zanim jego zdziwienie zmieniło się w złość, postanowiła kontynuować. - Bo wiesz... To nie był akt heroizmu a desperacji. Deku zrobił to, bo spanikował. I nawet gdyby ręka Shigarakiego mu nie zagrażała, znowu by się cały połamał i byłby bezużyteczny więc-

- Dobra! - przerwał jej w końcu, zaciskając pięści. Denki, Sero i Kirishima czekali na nich na końcu korytarza, starając się jednak nie podsłuchiwać. - Zrozumiałem. - powiedział łagodniej, wymijając dziewczynę i chłopaków, po czym zniknął za zakrętem. Nastolatkowie posłali Mice niepewne spojrzenie, na które odpowiedziała uśmiechem, po chwili do nich dołączając.

Zanim dotarła do klasy, jej telefon zawibrował, co oznaczało dostarczoną wiadomość. Zatrzymała się na korytarzu, upewniając się że to ta, na którą czekała. Kiedy to zrobiła, odetchnęła z jawną ulga.

- Co się stało Mika-chan? - zapytał Kirishima, a Denki obok niego zaczął zaglądać jej w telefon. Ukryła go w swoich piersiach, blokując ekran.

- Nic ważnego. - uśmiechnęła się szeroko do przyjaciół. Miała nadzieję, że podjętej decyzji nie pożałuje w najbliższym czasie.

          Tuż przed kończącą się godziną odwiedzin mężczyzna wszedł do szpitala. Niepełne informacje jakie dostał od Miki sprawiły, że sam musiał dowiedzieć się gdzie leży Aizawa.

W lekarskim kitlu, ukrywając się przed wzrokiem kamer, odnalazł pokój, w którym ulokowany był mężczyzna. Na samo jego przyjście poruszył się niespokojnie, jakby wyczuwając, że wcale nie jest szpitalnym lekarzem.

- Jak się pan czuję, panie Aizawa? - zagadnął, biorąc do ręki jego kartę pacjenta. Zastanawiał się czemu ten mężczyzna był taki wyjątkowy, że Mika zdecydowała się poprosić go o przysługę wyleczenia go. Zwłaszcza, że zgodnie z dokumentem jakie trzymał w dłoni na pewno uszedłby z życiem.

Zawahał się, czytając ostatnie zdanie. Wysoce możliwa utrata wzroku w lewym oku i nieodwracalne pogorszenie widzenia w prawym. Czyżby to było powodem złamania obietnicy Miki? Niepewne obrażenia prawie obcego jej mężczyzny? Kadota zaczynał się zastanawiać czy nie ryzykuje zbyt wiele przychodząc tutaj, do pacjenta, który był zawodowo nauczycielem w szkole dla bohaterów i który miał za sobą przeszłość w tym zawodzie. Co więcej - ile ryzykowała Mika?

- Proszę nie odpowiadać. - powiedział od razu, słysząc jak szatyn stara się coś wykrzesać. - Za chwilę się panem zajmę. - powiedział z przyjacielskim uśmiechem, którego i tak nie mógł teraz zobaczyć.

Położył mu dłoń na klatce piersiowej, skupiając swoją energię na wyleczeniu najgorszych ran, przede wszystkim oczu. Kosztowało go to sporo esencji życiowej, więc skarcił się w myślach za głupi pomysł przychodzenia tutaj po zachodzie słońca.

Jego indywidualność polegała na możliwości leczenia, a nawet regeneracji utraconych kończyn pacjentów. Energię na to pozyskiwał ze światła słonecznego w większości przypadków. Mógł ją jednak kraść też innym organizmom, także ludziom.

- Ha... - Aizawa westchnął z ulgą, czując jak ból opuszcza jego ciało. Niepewny co się stało, od razu zaczął ściągać sobie opatrunki  z oczu.

- Proszę zaczekać. - zatrzymał go lekarz, stojący nad nim. - Byłbym wdzięczny gdyby nie próbował pan z taką zaciekłością zobaczyć mojej twarzy. Jak pewnie się pan domyślił, nie jestem tu zatrudniony. - tłumaczył spokojnie, nie zdejmując ręki z nadgarstka mężczyzny.

- Czemu mnie uleczyłeś? - zapytał, nadal nie pozbywając się chrypki, więc zabrzmiało to złowrogo.

- Przyjaciółka mnie poprosiła. - uśmiechnął się. - Dużo ryzykowała kontaktując się ze mną. Więc musi być pan dla niej ważny. Proszę o nią zadbać i upewnić się, że zostanie wspaniałą bohaterką. Nadaje się do tego bardziej niż ktokolwiek inny. - westchnął z nostalgią, kończąc swoją wypowiedź.

Zabrał dłoń z Aizawy, czekając chwilę by upewnić się czy ten nie zamierza zdjąć opatrunku. Nie zrobił jednak tego. Uprzejmie zaczekał aż Kadota wyjdzie z jego pokoju, mrucząc jeszcze ciche "dziękuję", zanim drzwi się zatrzasnęły.

- Nie mi. - zaprzeczył od razu przybysz. - Tylko dziewczynie. - dodał, z trzaśnięciem drzwiami.

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz