Rozdział 146.

58 17 0
                                    

          Nie było jej na żadnych lekcjach. Zwiała jak tchórz przed swoimi przyjaciółmi, nie chcąc tłumaczyć się z wcześniejszego spotkania. Nawet Aizawa nie zrugał jej kiedy gdzieś w trakcie dnia dotarło do niego, że dziewczyny nie ma w kampusie. Też musiał uważać, że jej nieobecność była dobrym pomysłem.

Mika wiedziała, że to kwestia czasu, kilku dni, zanim bohaterowie zdobędą potrzebne im informacje i pozwolenia. Nie brała już udziału w tym śledztwie, akcji tym bardziej. W ciągu dwóch tygodni miała zostać wezwana na przesłuchanie przez komisję, ale póki ta sprawa nie dyszała jej na karku, wolała ją zignorować. To był jeden, odległy póki co, problem do uporania się z nim. Teraz miała na głowie sprawę Kai'a.

Ojciec nauczył ją by zawsze była przezorna, by planowała i była krok przed wszystkimi. I tym razem też postanowiła trzymać się jego nauk.

Brakowało jej jednak jednego ogniwa. I mimo że wiedziała jak bardzo niezadowolony byłby z niej Katsuki, musiała to zrobić. Teraz, póki miała chwilę dla siebie i nikt, włącznie z Aizawą, nie patrzył jej na ręce. Wiedziała, że nie będzie mogła cieszyć się wolnością długo.

Jej wizyta nie całkiem była niezapowiedziana, w końcu państwo Nona zapraszali ją do siebie "kiedy tylko by zechciała", jak określili to w jednym z maili. Więc dziewczyna nie czuła się niepewnie, stojąc przed ich rezydencją.

Była większa niż dom yakuzy. Bardziej oświetlona, więc na przekór nie wydawała się nigdy mieć żadnej złowrogiej aury. Zwłaszcza teraz, w trakcie dnia.

Mika wolałby zawrócić. Nie czuła strachu, ale coś wewnętrznie odrzucało ją od tego miejsca. Ślina zbierała się jej na języku, a jelita skręcały w supeł.

- Oh? Mika, czy to ty? - usłyszała od strony domofonu. Dioda naprzeciw niej zapaliła się, a pani Nona z paniką w głosie zaczęła przepraszać ją za zwłokę w otwarciu bramy. Mika, mimo że niebezpiecznie zakręciło się jej w głowie, zaśmiała się promiennie, uspokajając kobietę.

Zrobiłaby dla Kai'a więcej niż powinna. Doskonale wiedziała, że w grę nie wychodziła jedynie duma i sprawiedliwość, którą wpoił jej ojciec. Nie chodziło o wartości yakuzy. Chodziło tylko o to czego pragnęła ona.

Droga do domu była długa, ciągnęła się przez park i mimo klimatycznego spokoju, który powinna zapewnić, nastolatka czuła się jakby szła na skazanie. Jej kroki automatycznie zwolniły, ale kiedy między drzewami dostrzegła rezydencje i panią Nonę czekającą na nią na schodach, przyspieszyła.

- Oj, kochanie, jak dobrze cię widzieć. - brunetka wyciągnęła do niej ramiona, zachęcając do uścisku. Mika nie oponowała. Chciałaby tego nie potrzebować, ale widząc twarz kobiety, jej samej zachciało się płakać.

Podbiegła do niej, uśmiechając się wymuszenie i przytuliła. Kobieta przeprosiła ją już wcześniej niezliczoną ilość razy, jednak teraz i tak nie zrobiła wyjątku.

Weszły do środka, pani Nona zaparzyła herbatę i by zamaskować niezręczność nieprzerwanie spowiadała się jej z ostatnich kilku dni. Mika słuchała jej tylko jednym uchem, do wiadomości przyswajając tylko nieobecność męża kobiety, który swoją drogą rzadko bywał w domu.

Wiele się nie zmieniło, przeszło Mice przez myśl.

Hikado nigdy nie miał dobrych relacji z rodzicami, ojcem szczególnie. Może dlatego wyrósł na małego zwyrola. Ona sama też miała realne problemy wychowawcze, spowodowane trudną relacją rodziną. Niesamowite jak niewiele trzeba było by zepsuć człowieka od podstaw. Albo może wiele? W końcu to kwestia wielu lat zaniedbywania, mentalnych i fizycznych tortur, żeby złote dzieci jak Hikado przestawały już tak błyszczeć.

Mika odwróciła dyskretnie wzrok w stronę schodów, których z salonowego przedsionku nie było widać dokładnie. Zaschło jej w gardle na myśl o chłopaku, ale śmiało zwróciła głowę w stronę kobiety. Być może jej wzrok był zbyt twardy, bo ta cofnęła imbryk, którym nalewała herbaty do filiżanek.

Filiżanki były piękne. Nie miały jednak złotych wykończeń i to odróżniało je od tych, które posiadał Kai. Dziewczynie wszystko przypominało teraz o mężczyźnie. Miała tego powoli dosyć.

- Hikado jest w pokoju? - spytała, mimo cisnącej się jej na język wrogości, uprzejmie. Kobieta przełknęła ślinę, oblizując w stresie wargi. Nie odpowiedziała jej. - Proszę mi wybaczyć. - zaśmiała się Mika, starając się rozluźnić napiętą atmosferę. - Nie zamierzałam wprawiać pani w dyskomfort. - przyznała szczerze, opuszczając wzrok na swoje ręce. Piekła ją skóra w stresie. Działo się tak odkąd odkryła swoje nowe zdolności.

- Mika, ja- - jej głos się załamał, nic dziwnego. - Jest mi za niego wstyd. Wstydzę się, że wychowałam takiego potwora-

Mika wstała gwałtownie, ucinając panią Nonę. Jej głos ugrzązł w gardle, podobnie jak słowa, które chciała wypluć z siebie dziewczyna.

- Brak pani wsparcia nie pomoże mu wyjść na prostą. - powiedziała twardo. Złość, którą czuła była skierowana w kobietę. Myśl, że Hikado od wyjścia ze szpitala siedział zamknięty w pokoju, niemile widziany nawet w swoim domu, że musiał mierzyć się z nieobecnością ojca i zdenerwowaniem matki...

Mika mu współczuła. Bolało ją coś w środku kiedy tylko uświadamiała sobie, że przyczyniła się do takiej rzeczywistości.

Czasem miała dość tego jak ogromne było jej serce. Nie była to podręcznikowa zła cecha. Problem polegał na tym, że Mika współczuła i żałowała osób takich jak Hikado. Odrzuconych przez wszystkich. Nawet swoim własnym kosztem.

Niemal wybiegła z salonu, kierując się w stronę schodów. Drogę do pokoju Hikado znała i trafiłaby tam z zamkniętymi oczami. Jednak teraz im bliżej drzwi była, tym dłuższy wydawał się korytarz, jej kroki zwalniały aż w końcu stanęła w miejscu.

Serce, które dotychczas biło jak szalone ze złości, teraz zdawało się krzyczeć ze strachu. Wiedziała, że nie z powodu Hikado. Nie teraz, kiedy chłopak nie stanowił dla niej żadnego realnego zagrożenia.

Bała się swojej decyzji. Bała się, bo w końcu chciała zaryzykować dla Kai'a wszystkim, tak samo jak zrobiła dla Hikado. Bo myślała, że wszystko co między nimi się działo, było na poważnie. Nie przewidziała, że kiedykolwiek się rozstaną. Sądziła, że ta głupia młodzieńcza miłostka była sensem jej życia.

Odetchnęła ciężko.

Nie chciała popełniać znowu tych samych błędów. Ciągle zastanawiała się czy Kai był wart jej czasu i energii. Nie wiedziała jak miała rozstrzygnąć tę walkę w swojej głowie.

Ojciec powtarzał jej jak niezadowolony był z pomysłu nastolatki na posiadanie chłopaka. Mika myślała, że był nadopiekuńczy z zasady, ale po czasie zaczęło się jej wydawać, że zwyczajnie miał przeczucie co do Hikado.

Kishin nigdy nie miał nic przeciwko Dabiemu ani chłopakom z Areny. Nikt, kogo wpuścił do ich domu nigdy nie zagrażał Mice ani Nanie. Poza nim samym oczywiście, ale żart wcale nie zabrzmiał tak śmiesznie w jej głowie, kiedy już o tym pomyślała.

Problemem był zawsze Hikado. Nie podejście Miki. Była o tym przekonana. I wolała być o tym przekonana, podchodząc do drzwi chłopaka. Po drugiej stronie słyszała tylko ciszę. 

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz