Rozdział 114.

113 21 0
                                    

          Czuła się zestresowana, kiedy Kai nad sobą nie panował. Kiedy mówił o swoich pojebanych planach i był im tak oddany jak niczemu innemu, miała wrażenie, że czas który z nim spędziła, wcale się nie liczył. Tak naprawdę go nie znała.

Każdy miał swoje dziwactwa i przyzwyczajenia. Jednak Mika zdecydowała się zrezygnować z tych swoich, kiedy poszła do U.A. Wiedziała, że od głowy yakuzy nie mogła oczekiwać tego samego. Miał swoje własne plany do spełnienia i nie obchodziły go niemoralne konsekwencje.

Ustalili to przecież wcześniej. Mieli szanować swoje wybory życiowe. W przeciwnym razie, należało zakończyć tę znajomość.

Mika westchnęła nad swoim talerzem. Kai oddelegował zajęcie się Eri Chrono, pozwalając teraz sobie na spokojną rozmowę z nastolatką. Chciał jej dać w twarz, nie mógł temu zaprzeczyć. Byłoby jeszcze lepiej kiedy pozwoliłaby mu uderzyć swoją głową o ścianę, ale kiedy bezwstydnie to zaproponował, odmówiła.

Dręczyło go to, że dziewczyna siliła się na współczucie Eri. Nie potrzebował jej aprobaty w swoich decyzjach, ale niemile widziane było przeciwieństwo tego. Mika nie miała prawa ani nie była w pozycji do prawienia mu kazań.

- Mogę wiedzieć jaką relacje miałeś z ojcem? - zapytała w międzyczasie, kiedy przykładał sobie pałeczki z ryżem do ust. To pytanie momentalnie sprawiło, że stracił apetyt.

Rzucił sztućce z powrotem do miski, nie przejmując się faktem, że z niej wypadły i wylądowały na blacie.

- Słucham? - zapytał mimo wszystko uprzejmie.

- Chcę wiedzieć czemu tak nienawidzisz Eri.

- Nie nienawidzę jej. - zaprzeczył od razu. - Nie da się ukryć, że jest kłopotliwym, nieusłuchany dzieciakiem. Jest przeklęta. Zabiła swojego ojca. Jest chora jak ci wszyscy ludzie- Brzydzi mnie fakt, że nawet ty dajesz się jej omotać jak-

- Oh, Kai. - Mika gładko wywróciła oczami. - Powtarzasz się i dobrze o tym wiesz. Jeśli chcesz mnie przekonać do swoich racji, to musisz powiedzieć mi coś innego. - nie oświeciła go. Dobrze przecież wiedział, co należało zrobić by zrozumiała jego pobudki.

Ale czemu miałby pozwolić sobie na takie słabości? Czemu miał otwierać się przed Miką, jakby była dla niego ważniejsza niż staruszek? To nie miało żadnego sensu i zdawał sobie z tego sprawę. Jedynie jego widzimisię przemawiało do braku rozsądku i pchało go do rozmowy.

- Nie pozwalaj sobie myśleć, że masz prawo zadawać mi pytania. - odparł. - Jesteś tak samo zepsuta jak reszta. - jego głos był szorstki. - Chora, zapatrzona w nierealną przyszłość. Chcesz być bohaterką, zniszczyć to społeczeństwo do cna. Omamiłaś mnie, nie zauważyłem nawet kiedy. - zrozumiał nagle, a to sprawiło, że patrzenie teraz na Mikę obrzydzało go jak nigdy wcześniej.

Dziewczyna zgrymasiła twarz na moment, myśląc zawzięcie jak wybrnąć z tej sytuacji. Wiedziała, że Kai był socjopatycznym idiotą, na tyle zadufanym w sobie, że nic, co działo się wokół, nie było jego winą. Brakowało mu odpowiedzialności, zupełnie jak jej. Ale Mika chociaż zdawało sobie z tego sprawę.

- Kai, słuchaj. - westchnęła ciężko. - Szanuję twoje racje i poglądy. Nie ośmieliłabym się wleźć w twoje życie z brudnymi butami i starać się na siłę zmusić cię do porzucenia planów. - odparła spokojnie. - To, że się z czymś nie zgadzam, nijak ma się do naszej relacji. Wiesz też doskonale, że gdybyś chciał mnie do czegoś przekonać, to wytłumaczyłbyś mi swoje pobudki. Ale nie kwapisz się do tego. I w porządku. Nie będę zmuszać cię do mówienia. - odetchnęła, zadowolona że Kai pozwalał jej kontynuować. Złość z jego oczu jednak nie uciekała. - Szanuje cię, mimo twoich wad. - przyznała ponownie, a Kai uniósł brew, ale nie był zdziwiony, że Mika nie uważała go za doskonałego. Zbyt się przed nią otworzył. - Gdyby mój ojciec nas sobie przedstawił, jestem pewna, że dziś stałabym u twojego boku. Wspierała każdą decyzję... - przyznała z dozą smutku w głosie albo niejasnej nostalgii. - Ale tak się nie stało. - spojrzała na niego. - I uważam, że z racji śledztwa, w którym biorę udział... To odpowiednia pora, żeby przestać się kontaktować. Lepiej będzie jeśli będę podziwiać cię z daleka, jak kiedyś. - przełknęła gorzko ślinę, a Kai zagryzł zęby, co widziała teraz doskonale, kiedy nie miał na sobie maski.

Opuściła wzrok na jej stygnący posiłek. Było jej źle, bo czas spędzony z Kai'em sprawiał, że nie czuła zmartwień na swoim karku. Myśl, że miałaby wrócić, chociaż na chwile, do rzeczywistości bez niego, była przytłaczająca. Nie miała nawet pojęcia kiedy tak się przywiązała.

- Być może podświadomie patrzę na Eri tak samo jak ojciec patrzył na mnie. - powiedział nagle.

Nigdy nie chciał się nad tym zastanawiać, bo myślenie o dawnej rodzinie nie było jego priorytetem. Wszystko co miał zawdzięczał dziadkowi i tylko to się dla niego liczyło. Fakt, że źle szła mu opieka nad Eri, sprawiał że miał wrażenie bycia bezwartościowym. Chciał sprawić by staruszek czuł dumę myśląc o nim jak o swoim synu.

- Powtarzał mi to samo co ja teraz mówię Eri. - dodał z głośnym westchnieniem, nie mając w sobie tyle samozaparcia by spojrzeć w twarz Mice, która uniosła swój wzrok na niego. - Ale tak jak powiedziałem, nie ma to dla mnie większego znaczenia, jeśli ma doprowadzić do celu.

- Nie przeszkadza ci to, że jesteś taki jak on? - pytanie zmusiło go do zaciśnięcia pięści.

- Myślisz, że mając kilka cech naszych rodziców, to czyni nas nimi? - zwrócił się do niej z nieoczekiwaną lekkością w głosie.

- Myślę, że dla niektórych tak jest. - przyznała pusto, ale mina Kai'a prosiła by kontynuowała. - Gdybyś porównał mnie do ojca, nie czułabym złości czy niezadowolenia. Wzięłam sobie od niego te cechy, które wydawały mi się potrzebne. Jestem tym kim jestem dzięki moim własnym decyzją, nie jemu. Jestem lepszą wersją moje ojca. - przyznała, uśmiechając się lekko. - Czy świadomie zdecydowałeś się by tak traktować Eri?

Nie zaskoczyła go tym pytaniem. Wiedział, że do tego dążyła. Nie umiał chyba jednak odpowiedzieć nawet samemu sobie. Nie spędzał wiele czasu na rozmyślaniach, zwłaszcza na temat biologicznej rodziny. Liczyła się dla niego tylko przyszłość.

- Chcę przez to powiedzieć, że nie powinieneś robić niczego wbrew sobie, nawet jeśli miałoby to doprowadzić cię do celu. Niektóre rzeczy nie są tego warte. - Kai westchnął na jej słowa i ten spokojny ton.

Mika pozwoliła mu uciec od rzeczywistości. Tyle stresu jaki mu dotychczas towarzyszył, gdzieś umykał kiedy mógł spędzić z nią czas. Nie miał pojęcia jak to robiła, ale naprawdę czuł się przy niej spokojniejszy. Odwdzięczała mu się za każdą dobrą radę, którą jej dał.

Dobro wraca, co? - zaśmiał się w sobie.

- Spędź czas z Eri, księżniczko. Potem cię odwiozę. - zadecydował, wstając od stołu, kończąc tę rozmowę. - A potem... - spojrzał na nią i słowa ugrzęzły mu w gardle.

Patrzyła się na niego szczenięcym ślepiami jakby oczekiwała, że teraz ją sobie zatrzyma. Że nie pozwoli jej odejść i, co ważniejsze, przekona by została. 

𝐝ł𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐢 𝐨𝐜𝐳𝐲 (BNHA/MHA x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz