56. Rewelacje Rity...

916 47 6
                                    

Tereny Hogwartu coraz bardziej przyciągały wzrok swoimi zielonymi trawnikami, pogoda była wspaniała, ale nikt się z tego nie cieszył. Piątoklasiści i siódmoklasiści zaczęli przygotowywać się do zaliczeń sumów i owutemów. Także Harry, który z egzaminów był zwolniony nie miał czasu na odpoczynek.


Przyjaciele z jego rocznika ciągle biegali do biblioteki po nowe książki, większość miała tego wszystkiego dość i po trosze zazdrościli Harry’emu, który w tym czasie przygotowywał testy dla młodszych klas, żeby sprawdzić czego się od niego nauczyli przez ten rok. Chętnie sam by się zamienił i razem z nimi uczył się do owutemów, ale w zamian za to podtrzymywał na duchu piątoklasistów przed nadchodzącymi sumami.

- Nie macie się czego obawiać na sumach – powiedział Harry podczas jednej z lekcji. – Zrobiliście naprawdę duże postępy.

- Ale przecież na egzaminie nie będzie takiej luźnej atmosfery, jak na lekcji – stwierdził Douglas Abney z Hufflepuffu, a po klasie rozszedł się pomruk potakiwania.

- Wiem, ale jestem pewny, że sobie poradzicie. Pamiętajcie tylko, żeby nie ściągać. Żadnych samopoprawiających piór, czy jakichkolwiek oszustw. Będę blisko was, żeby dodać wam otuchy. Wiem jak to jest, bo zbyt dobrze pamiętam własne sumy – dodał, przypominając sobie ostatni egzamin z historii magii, na którym notabene, zemdlał.

I tak zaczęły się egzaminy. Harry, jako nauczyciel musiał pilnować poszczególne klasy. Gdy obserwował piątoklasistów na egzaminie praktycznym z obrony przed czarną magią, przekonywał się, że nie był takim złym nauczycielem i jednak ich czegoś nauczył. 

Następnego dnia, przechodząc miedzy stolikami podczas egzaminu z zaklęć, dostrzegł w ostatnim rzędzie ciemnowłosą dziewczynę. To była Romilda Vane, która dwa lata temu dała mu pudełko czekoladowych kociołków naszpikowanych eliksirem miłosnym. Gdy obok niej przechodził opuściła głowę, udając, że jest zajęta odpowiadaniem na pytania egzaminacyjne, ale jednak coś go w niej zaniepokoiło. Nie, nie obawiał się kolejnego eliksiru miłosnego, ale w jej oczach dostrzegł dziwny błysk. Nie podobało mu się to.

Kilka dni później, ostatniego dnia egzaminów, wchodząc do Wielkiej Sali na śniadanie, Harry zerknął na sufit: było ponuro szare. Od strony Hogsmeade nadciągała burza. W okna uderzały ciężkie krople deszczu, co chwila nad lasem przetaczał się grzmot, a magiczny sufit przecinał zygzak błyskawicy. Stwierdził, że on sam ma takie same samopoczucie, gdy przechodził obok poszczególnych stołów i widział jak twarze wszystkich obracały się ku niemu. Niektórzy ukrywali się za gazetami, chichocząc cicho. Nie poprawiło mu to nastroju. Cieszył się tylko z jednego: po dzisiejszych egzaminach będzie mógł wreszcie odpocząć.

Przy stole Gryfonów było już kilka osób, wśród których siedział także Ron, jedząc jajka na bekonie. Przeglądał z wielkim zainteresowaniem najnowszego „Proroka Codziennego”.

- Umarł ktoś, kogo znamy? – spytał Harry, stając nad Ronem, który zaskoczony podskoczył gwałtownie, rozlewając sok z dyni na gazetę.

- Na Merlina, Harry! Nie strasz mnie!

Ron złożył gazetę, kładąc ją na swojej torbie, a Harry usiadł obok niego, przyciągając do siebie talerz z tostami. Przygryzając grzankę chwycił leżącego „Proroka”. W tej samej chwili podbiegła do niego Hermiona i wyrwała mu gazetę z ręki.

- Harry, nie! – krzyknęła.

- Hermiono! Chciałem go właśnie poczytać – stwierdził oburzony.

- Właśnie dowiedziałam się... co w nim jest. Nie będziesz zadowolony.

- Ja właśnie to czytałem – mruknął Ron.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz