63. Ślub

1.4K 50 6
                                    

Harry obudził się w dzień ślubu z dziwnym uczuciem. Przez jakiś czas leżał w łóżku, rozmyślając o nadchodzącym dniu i wsłuchując się w miarowe oddechy współmieszkańców pokoju.

- Dziś jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu – mruknął do siebie.

Wstał i podszedł do okna. Był cudowny poranek. Niebo miało barwę czystego błękitu, a słońce powoli wznosiło się nad wzgórzem.

Zszedł do kuchni. Pani Weasley kręciła się po niej, przygotowując śniadanie.

- Harry? Co tak wcześnie? – spytała, gdy tylko go zobaczyła. – Denerwujesz się? Nie możesz spać?

- Nie – odparł, podchodząc do drzwi. – Za dziesięć minut mają pojawić się aurorzy i muszę ich tu przyprowadzić.

- A no tak – westchnęła. – Zapomniałam. Wiesz, to niedorzeczne, że zmuszają cię do pracy w taki dzień.

- To jest niestety konieczne.

- Taak... Może masz rację. – Zerknęła na zegar z magicznymi wskazówkami. Wszystkie pokazywały „dom", choć wskazówka Ginny wahała się między „domem", a „śmiertelnym zagrożeniem". – Jak wrócicie, będzie śniadanie.

- W porządku.

Wyszedł na zewnątrz i odetchnął porannym powietrzem. Z kurnika usłyszał ciche gdakanie kur. Doszedł do płotu i przeszedł przez bramę. Potrząsnął głową. Przed oczami miał cały czas wskazówkę z imieniem Ginny, wskazującą „śmiertelne zagrożenie".

- Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – powiedział głośno.

Doszedł do końca drogi i znalazł się na skraju lasu. Tutaj mieli pojawić się Mike i Tim, aurorzy wyznaczeni do sprawdzenia zabezpieczeń. Usiadł na jakimś pieńku i wciągnął zapach mokrego lasu. Po ostatnim deszczu jeszcze nie wysechł, choć słońce mocno przygrzewało, nawet o tej porze. Wyciągnął różdżkę. Zaczął bawić się kamykami, leżącymi opodal, mrucząc cicho: „Wingardium leviosa".

Chwilę później usłyszał tuż obok dwa pyknięcia. Wstał z wyciągniętą w tę stronę różdżką. Na drodze stali dwaj mężczyźni, w szarych pelerynach podróżnych. Jeden miał długie, ciemne włosy, spięte z tyłu w kucyk, szpiczastą bródkę, a w zębach trzymał fajkę, a drugi jasne włosy i kilkudniowy zarost. Harry dobrze ich znał, i choć wiedział, że gdyby to byli podszyci pod nich śmierciożercy, nie byłoby czasu na żadne powitania, musieli się nawzajem sprawdzić.

- Przedstawcie się – powiedział ostrym tonem Harry.

- Ty też – mruknął blondyn.

Harry kiwnął głową. Wszyscy trzej wiedzieli, co mają zrobić. Jednocześnie machnęli swoimi różdżkami, mrucząc zaklęcie i z każdej różdżki wyskoczyły trzy patronusy: jeleń Harry'ego, wilk Mike'a i orzeł Tima. Wszystkie trzy patronusy okrążyły swoich panów i jeleń z wilkiem wbiegły w las. Orzeł poleciał za nimi. Chwilę później znikły.

- Witaj, Harry. Jak przygotowania? – spytał mężczyzna z kucykiem, podając mu rękę.

- W porządku, Mike. – Harry odwzajemnił uścisk.

Przywitał się z drugim aurorem i wszyscy trzej ruszyli w stronę Nory.

- Lekka nerwówka, co? – dodał Tim, klepiąc Harry'ego po plecach.

- Nie – odparł. – Wiadomo już coś?

- Cisza – mruknął Mike, rozglądając się wokoło. – Twój dom też jest zabezpieczony. Byłem tam wczoraj.

- Dzięki.

- Ale radziłbym ci sprawdzić, jak już tam będziecie i użyć zaklęcia ujawniającego ludzką obecność. To zawsze pomaga.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz