67. Na peronie

972 42 0
                                    

Ginny obserwowała całe zajście z góry. Gdy Harry wyszedł za śmierciożercą, serce podskoczyło jej do gardła. Jednak to, że szedł za, a nie przed nim trochę ją uspokoiło. Już wiedziała. Harry użył jakiegoś zaklęcia, żeby podporządkować sobie tego człowieka, a teraz go pilnował. Patrzyła, jak śmierciożerca znika za bramą, a potem jak Harry wita się z Ronem. Westchnęła. Sama chciałaby się z nim przywitać. Zobaczyła, że Harry chwilę rozmawia z Ronem i Hermioną, a potem odchodzi od nich. Zaraz będzie tutaj. I rzeczywiście. Nie minęła chwila, gdy usłyszała tuż obok siebie pyknięcie zwiastujące aportację i zobaczyła Harry'ego. Zdjęła z siebie pelerynę-niewidkę i podała mu ją.

- Gotowa na spotkanie z rodziną? – spytał, podchodząc do niej.

- Z-z rodziną? – wyjąkała. Nie wierzyła własnym uszom. Tak o tym marzyła.

- Oczywiście. A myślisz, że po co wysłałem tego człowieka do diabła? Chciałem dać ci możliwość spotkania się z rodzicami przed jutrzejszym wyjazdem do Hogwartu.

- Dziękuję. – Rzuciła mu się na szyję, obsypując go pocałunkami. – Od momentu, gdy się tu pojawiliśmy, tak o tym marzyłam.

- Wiem, kochanie. Wiem.

Słońce chowało się za wzgórzem, gdy stanęli na drodze prowadzącej do Nory. Przeszli przez bramę i weszli na podwórko. W kurniku cicho gdakały kury, gnomy biegały wśród trawy w ogrodzie, ale oni wytężali słuch, próbując usłyszeć co dzieje się w domu. Jednak w środku panowała cisza. Harry chwycił jedną ręką dłoń Ginny, a drugą zastukał w drzwi.

Z wewnątrz usłyszeli czyjś zduszony okrzyk, a potem czyjeś kroki. Drzwi otworzyły się. W progu stała Hermiona.

- Nareszcie jesteście. Już myślałam, że coś wam się stało.

- Jak widać wszystko z nami w porządku – powiedział Harry, wpuszczając Ginny do środka.

Hermiona zamknęła za nimi drzwi, a Harry rozejrzał się po kuchni. Nie było śladu po dzisiejszych wydarzeniach.

- Gdzie są wszyscy? – spytała Ginny, spoglądając na Hermionę.

- Tata jeszcze w pracy, my z Ronem siedzimy w salonie i czekamy na was, a mama... – urwała, gdy spojrzała na schody.

Na górze stała Molly Weasley i patrzyła na przybyłych. Zeszła powoli na dół, nie odrywając od nich wzroku.

- Ginny... Harry... To naprawdę wy? – spytała drżącym głosem.

Opadła na najbliższe krzesło, trzymając się za serce. W oczach miała łzy.

- Tak, mamo. – Ginny podeszła do matki, ukucnęła przy niej i chwyciła ją za dłonie. Harry stanął za nią i oparł ręce na jej ramionach. – Chciałam się z wami zobaczyć przed jutrzejszym wyjazdem i przy okazji zabrać moje rzeczy.

- Dzięki Bogu, żyjecie – powiedziała Molly, ocierając łzy. Odetchnęła uspokajająco. Wstała i chwyciła Ginny i Harry'ego w objęcia. – Tyle dziwnych i strasznych rzeczy o was piszą...

- Mamo, mówiłem ci, że to brednie – powiedział Ron, który wyszedł z salonu.

Ginny wyplątała się z objęć matki i podbiegła do brata.

- Ron!

- Witaj siostrzyczko – powiedział i przytulił ją do siebie.

- A gdzie jest... – pani Weasley rozejrzała się po kuchni, zajrzała do salonu, a potem wyjrzała przez okno.

- Jeśli mówisz o tym śmierciożercy, który nas pilnował, to już się tu nie pojawi – przerwał jej Ron.

- O czym ty mówisz? Jaki śmierciożerca? – Molly spojrzała zaskoczona na swojego syna.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz