100. Azkaban- nigdy więcej

831 36 0
                                    

Ostry, zimny wiatr hulał nad małą wysepką. Fale Morza Północnego uderzały o ściany twierdzy, rozpryskując krople na wszystko dookoła, a czarne chmury kotłowały się na niebie.

Kamienna ścieżka prowadziła od brzegu, przy którym zacumowała mała łódka, aż do budynku z czarnego kamienia, w którym zionęła czarna dziura – jedyne wejście do środka, a gruba opuszczona krata zamiast drzwi, odgradzała mieszkańców od wolności. Wysoko w murze umieszczone były niewielkie zakratowane okienka.

Harry musiał przyznać prawdę Robardsowi, kiedy krata uniosła się, a on wraz z Paulem Laughterem wszedł do ciemnego korytarza. Zawładnęło nim uczucie rozpaczy i strachu, które było oznaką dementorów, którzy przebywali w tym miejscu wiele lat. Mimo, że opuścili Azkaban już dawno, czuł utrzymującą się ich obecność tak wyraźnie, jakby stali tuż przed nim. Miał wrażenie, że za chwilę z ciemności wyłoni się jeden z nich, gdy wiatr zaświszczał chrapliwie nad jego głową.

Wzdrygnął się i odetchnął głęboko, wspominając słowa Ginny z dzisiejszego poranka: „To tylko kilka godzin. Będę czekać na ciebie w domu." Ta szczęśliwa myśl pozwoliła mu otrząsnąć się i robić dalej krok za krokiem.

Teraz więźniów strzegły najmocniejsze zaklęcia i czary uniemożliwiające ucieczkę, a kilku aurorów, specjalnie oddelegowanych do tego miejsca pilnowało, by nikt się nie wymknął.

Wilgotne, nagie ściany korytarza, którym szli Harry i Paul, doprowadziły ich do kolejnego zakratowanego wejścia. Za drzwiami był jasny pokój oświetlony kilkoma pochodniami, na środku którego stało biurko. Siedzący przy nim mężczyzna poderwał się z krzesła i wyszedł im na spotkanie.

- Panowie Laughter i P-potter... – zachłysnął się, gdy spojrzał na Harry'ego, wyciągając rękę. – Miło mi poznać. Jestem Ben Cooper i oprowadzę panów po tym miejscu. Zapraszam. Pewnie chcą panowie sprawdzić więźniów. Wszystko jest oczywiście pod kontrolą...

Paul przytaknął, po czym strażnik wyprowadził ich z powrotem na korytarz. Poprowadził ich przejściem, które zdawało się mieć długość połowy budynku. Nie było tu okien, a jedyne światło pochodziło z kilku pochodni, palących się w równych odstępach wzdłuż ścian. Po obu stronach było mnóstwo cel i Harry dostrzegał, że większość osadzonych więźniów siedzi pod ścianą i gapi się bezmyślnie w przestrzeń.

- Jakich zaklęć używacie do ich okiełznania? – zapytał Paul, który zaglądał przez kraty.

- Wykorzystaliśmy zaklęcia otępiające i oszałamiające – odparł prowadzący ich auror.

Przechodząc obok następnych pomieszczeń, Harry widział spojrzenia pełne wściekłości i słyszał urągliwe krzyki:

- Potter, jesteś już martwy!

- Jeszcze cię dopadniemy!

- Twoja żona kwiczała jak zarzynane prosię, gdy Bella i Lucjusz rzucali na nią Cruciatusa.

A potem ostry śmiech. Nagle coś huknęło i w następnej chwili śmierciożerca, który krzyknął ostatni, leżał nieprzytomny pod ścianą.

Harry udawał, że tego nie słyszał, zaciskając pięści, ale i tak wszystkie dźwięki niosły się za nimi. Cooper spojrzał zmieszany na Harry'ego.

- To są ci, którzy trafili tu pół roku temu. Ale proszę się nimi nie przejmować. Mamiące zaklęcia zaczynają działać i wątpię, żeby wiedzieli, że pan tu jest.

- Nie jestem tego pewny – mruknął Harry, pamiętając ich złowrogie spojrzenia, a śmiech tamtego cały czas brzmiał mu w głowie.

Skręcili w boczny korytarz, a potem zeszli spiralną klatką schodową, która zdawała się kręcić w nieskończoność. W końcu znaleźli się na najniższym poziomie więzienia. Doszli do metalowych drzwi na końcu korytarza, przy których stało dwóch strażników. Cooper, kiwnął głową ku jednemu i drugiemu.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz