105. Różne formy wyjaśnień i przeprosin

938 41 11
                                    

Była późna noc, gdy stanęli na ganku własnego domu. Weszli do środka, a Harry szybko zamknął i zaryglował drzwi, po czym odwrócił się z zamiarem objęcia Ginny. Ta jednak zwinnie uniknęła jego wyciągniętych rąk.

- Zrobię herbaty – mruknęła i poszła do kuchni. – A ty rozpal w kominku – zawołała przez ramię.

Harry spojrzał na nią, marszcząc brwi. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się w progu, opierając się o framugę i krzyżując ramiona na piersi.

- Czy coś się stało? – zapytał.

- Co? – Odwróciła się do niego zaskoczona. – Nie wiem o czym mówisz. Po prostu chcę się napić herbaty.

- Nie mówię o herbacie – mruknął. Podszedł do stołu i usiadł na najbliższym krześle. – Kiedy wróciłem po ciebie, Molly nie kryła zdenerwowania, a ty byłaś blada i trzymałaś coś w ręku. Co to było?

- Ach, to... – szepnęła.

Westchnęła. Coraz trudniej było cokolwiek przed nim ukryć. Postawiła na stole kubki z herbatą i usiadła naprzeciwko niego.

- Powiesz mi? – poprosił. Położył rękę na jej dłoni i lekko uścisnął. – Mieliśmy nie ukrywać nic przed sobą.

Nie odpowiedziała od razu. Wypiła łyk napoju i w końcu się odezwała, spoglądając na niego.

- Dostałam wiadomość od Gwenog Jones.

Wyciągnęła z kieszeni spodni zwinięty pergamin i podała mu go. Harry przeczytał uważnie list, po czym spojrzał na nią uważnie.

- Czy jesteś całkowicie pewna, że to od niej?

Ginny przewróciła oczami.

- Czy ty zawsze musisz dochodzić do najgorszych wniosków? – zapytała, wstając. Podeszła do zlewu, by pozmywać. – Właśnie dlatego nie chciałam ci o tym mówić, bo wiedziałam, jak na to zareagujesz.

- A jeśli to jakiś podstęp?

Rozległ się brzęk upuszczanych kubków stłumiony przez płynącą wodę.

- Na Merlina, Harry! – warknęła. – Dałbyś już z tym spokój! To nie jest żaden podstęp! Po prostu Gwenog zarządza dodatkowy trening.

- Trening? Skąd możesz wiedzieć? Zapominasz do czego śmierciożercy są zdolni? Czyżbyś zapomniała...

Dał się słyszeć suchy trzask i szczątki kubka rozsypały się, raniąc dłonie Ginny. Przeklęła pod nosem.

- Ginny! – krzyknął, poderwał się z krzesła i doskoczył do niej. – Zostaw to.

Złość w jego głosie mieszała się z przerażeniem.

- To nic... – szepnęła, zaciskając zęby. Krew skapywała wielkimi kroplami, mieszając się z wodą. Wskazała głową na szafkę po przeciwnej stronie. – W tamtej szafce jest dyptam. Możesz mi go podać?

Wyciągnął różdżkę i przywołał niewielką brązową buteleczkę. Ginny w tym czasie obmyła ręce w zimnej wodzie, po czym wylała po kropli na każdą z dłoni. Buchnął zielonkawy dym, krwawienie ustało, a na wnętrzu dłoni nie było śladu po skaleczeniu.

- I po wszystkim – mruknęła z uśmiechem i spojrzała na niego.

Harry stał nieruchomo, wpatrując się w rozbite skorupy na dnie zlewu.

- Przepraszam – szepnął.

- Za co? To nie jest... – zaczęła, ale on pokręcił głową, przerywając jej:

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz