57. Bal

1K 44 13
                                    

Następnego dnia atmosfera w zamku rosła z godziny na godzinę. Zbliżał się długo oczekiwany bal. McGonagall ustaliła, że będzie to bal nie tylko dla uczniów z siódmej klasy, ale także dla tych, którzy skończyli siedemnaście lat. Wielu szóstoklasistów i piątoklasistów nie mogło opanować radości, gdy o tym usłyszeli.


Harry zaraz po śniadaniu zniknął na kilka godzin w gabinecie dyrektora. Jako nauczyciel obrony przed czarną magią musiał ustalić pewne szczegóły z McGonagall na ten wieczór i na ostatnie dni pozostające do zakończenia roku. Nie chciał powtórki z wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Nie podobała mu się zresztą ta cisza. Śmierciożercy zaszyli się gdzieś i nikt nie wiedział gdzie. A co, jeśli znowu zaatakują? Był pewny, że Malfoy mu nie odpuści i będzie go dręczył. Jako przyszły auror miał bezpośredni kontakt z Biurem Aurorów i z Kingsleyem i wiedział, że dom Malfoyów jest kontrolowany co drugi dzień, ale musiał być pewny, że tutaj wszystko jest pod kontrolą. McGonagall nie chciała zbytnio się zgodzić. Uważała, że aktualne zabezpieczenia powinny wystarczyć i nie potrzeba zatrudniać gwardii aurorów. Ostatecznie stanęło na tym, że aurorzy będą patrolować błonia i wejścia do szkoły.

Harry wrócił do pokoju wspólnego dopiero późnym popołudniem, gdzie zastał Rona grającego z Seamusem w szachy czarodziejów, a Dean stał nad nimi i obserwował ich grę.

- Gdzie się podziały dziewczyny? – spytał, gdy podszedł do nich.

- Poszły naszykować się do balu.

- Już? Przecież są jeszcze dwie godziny.

- Pewnie chcą zrobić się na bóstwa – mruknął Seamus.

- A ty, gdzie byłeś?

- U McGonagall. Nie chcę o tym mówić, jasne? – mruknął. – Idę do dormitorium.

Przeszedł obok nich i zniknął na schodach. Najchętniej spędziłby ten wieczór tylko z Ginny...

W dormitorium dziewczyn panował istny rozgardiasz. Sukienki wisiały na szafie, dziewczyny biegały z sypialni do łazienki i z powrotem.

- Jill, pomóż – jęknęła Ginny, siadając przed lustrem i wplatając palce we włosy. – Nie wiem jak się uczesać.

- Pomyślmy – Jill podeszła do niej i zaczęła układać jej włosy. – Harry nie widział cię jeszcze w upiętych włosach, prawda? Może zrobimy kok?

Ściągnęła jej włosy w kucyk i związała na ręce, tworząc węzeł.

- Dobrze. Decyzję pozostawiam tobie. A ty? Idziesz z kimś? – spytała Ginny, odwracając się do niej.

- Tylko się nie śmiej. Dzisiaj po śniadaniu Colin mnie zaprosił, więc się zgodziłam.

- To wspaniale! – krzyknęła Ginny, podrywając się z krzesła i przytulając koleżankę.

- Teraz tylko Luna nie będzie miała partnera. Ale jej to chyba nie będzie przeszkadzać – stwierdziła Jill.

Obie zaczęły się śmiać.

- Nie, to okropne – powiedziała Ginny, a z jej twarzy zniknął uśmiech. – Luna jest wspaniałą dziewczyną.

- Tylko mogłaby nie robić z siebie pośmiewiska.

- Nie – Ginny pokręciła głową. – To jest po prostu urocze. Ona jest po prostu sobą. Tylko, że nikt tego nie zauważa.

Nagle drzwi dormitorium otworzyły się z hukiem i wbiegła Hermiona.

- Co tu się dzieje? Wy jeszcze nie gotowe? Bal się zaczyna!

- Już, już – mruknęła Ginny, podchodząc do szafy i zdejmując z wieszaka swoją sukienkę. – Zaraz wracam – dodała, znikając za drzwiami łazienki.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz