145. Niepożądany we własnej rodzinie

854 38 9
                                    

Od wypadku Ginny minął tydzień. Uzdrowiciele wykorzystywali różne zaklęcia i eliksiry, by utrzymać ją i dziecko przy życiu, jednak jej stan nie ulegał poprawie i wciąż była nieprzytomna. Harry, który przychodził do niej codziennie, słyszał od Octopusa tylko jedno: „Robimy co w naszej mocy".

Przez ten czas nie interesowało go nic, co dzieje się poza murami szpitala i jego własnego domu. Mark wysyłał do niego wiadomości o postępach w śledztwie, ale on, gdy tylko rozwijał pergamin natychmiast odrzucał go od siebie i wychodził z kuchni, bądź pokoju. Dostał też urzędowo wyglądający list z pieczątką Hogwartu. Nawet go nie otworzył. Odrzucił na bok i zajął się Jamesem, który kręcił się w kojcu. Wolał pobawić się z synem, który potrzebował choć jednego z rodziców.

Z każdym minionym dniem wyglądał coraz gorzej. Wiecznie rozczochrane czarne włosy zmatowiały i oklapły smętnie wokół jego twarzy, a z zielonych oczu bił smutek i zmęczenie, zdradzając, że nie spał od wielu dni, i czekał na jakikolwiek znak, że będzie dobrze, że Ginny się budzi.

Za każdym razem, gdy wychodził od niej, całował ją i powtarzał:

- Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś potrzebna Jamesowi, nienarodzonemu maleństwu i mnie... Dlatego proszę, nie zostawiaj nas...

Co drugi dzień przychodził do Munga z Jamesem. Miał nadzieję, że jeśli mały będzie blisko niej, to może Ginny usłyszy jego płacz, gaworzenie, albo choć poczuje jego dotyk i się wreszcie obudzi.

Tego dnia, jak zwykle, siedział zgarbiony przy łóżku Ginny z głową ukrytą w ramionach, trzymając ją za rękę, co chwila zerkając do stojącego w kącie sali kojca. James spał od godziny i w każdej chwili mógł się obudzić, dopominając się uwagi.

Nie obrócił głowy, kiedy drzwi za nim się otworzyły.

- Żadnych gości. Tylko rodzina – wychrypiał przez ściśnięte gardło.

Przybysz nie zważał na jego prośbę. Niewerbalnym zaklęciem wyczarował sobie drugie krzesło i usiadł obok niego. Pomyślał, że to Molly, która poszła odwiedzić Hermionę. Jednak to nie ona się odezwała, tylko właśnie Hermiona.

- Coś się zmieniło?

Harry odkaszlnął i pokręcił głową.

- Jeśli niedługo się nie obudzi – powiedział – oboje mogą tego nie przeżyć.

Hermiona objęła go ramieniem i przytuliła do siebie.

- Harry, nie mów tak. Jeszcze jest nadzieja.

- To tylko zdanie Octopusa, które wypowiedział dziś rano.

- Ale ty mu nie wierzysz?

- Nie. Mam, jak mówisz, nadzieję, że Ginny nas nie zostawi.

Hermiona westchnęła i wstała. Podeszła do kojca i zajrzała do leżącego chłopca. Harry ułożył z powrotem rękę Ginny na kocu, też wstał i spojrzał na przyjaciółkę.

- A co z tobą? – zapytał.

- Wszystko w porządku. Pozwolili mi wreszcie iść do domu, ale chciałam być przy was. Dlatego przyszłam tutaj. Molly poszła do herbaciarni, by przynieść ci coś do jedzenia.

- Nie jestem głodny, ale dzięki.

Uścisnął ją krótko i pochylił się, by pogłaskać Jamesa po główce. Hermiona przyjrzała się Harry'emu z uwagą. Gdy się wyprostował dostrzegła podkrążone i zaczerwienione oczy.

- Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła. – Powinieneś się przespać.

- Od tygodnia nie mogę zasnąć na dłużej niż krótką drzemkę – odparł. – Dopóki Ginny się nie obudzi, ktoś musi zajmować się Jamesem... Sama niedługo się przekonasz jak to jest...

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz