162. Dowód życia

817 35 9
                                    

Harry zatrzymał się w progu pokoju izolatki, w którym umieszczono ich syna i patrzył na Ginny głaszczącą przeźroczystą bańkę otaczającą nowonarodzone dziecko. Jej rozpuszczone włosy opadały falami na plecy, otulone w długą koszulę nocną i szlafrok. Słyszał jej szept, by uspokoić malca.

Dawno nie widział jej tak zdeterminowanej. Choć poród był zaledwie wczoraj i ona powinna była jeszcze leżeć, stała od samego rana przy tym magicznym pojemniku i obserwowała jak mały oddycha, zaciska swoje malutkie rączki w piąstki i płacze, bo chciałby przytulić się do mamy.

Jemu samemu pękało serce, gdy widział, jak kładzie ręce, jakby chciała naprawdę dotknąć i pogłaskać malca. Co ona musiała czuć? Nie mogąc dotknąć żadnego z malców?

Wczoraj po południu, w Biurze Aurorów rozległ się alarm o użyciu zaklęć niewybaczalnych na Pokątnej. Już miał tam wyruszyć, gdy dotarła do niego krótka informacja od Hanny o wszystkim, co stało się z Ginny i Jamesem. To w nią były wymierzone zaklęcia. Tylko dlaczego? Czy to wszystko miało coś wspólnego z wcześniejszym listem z pogróżkami?

Gdy tylko wybrzmiało ostatnie słowo wypowiedziane przez Hannę, poczuł się rozdarty i przerażony. Tak naprawdę nie czuł takiego strachu nawet wtedy, gdy przed laty stawał przed Voldemortem. Oczywiście, jak każdy, bał się śmierci, ale teraz to wszystko było wymierzone w jego rodzinę, o której marzył od lat, którą stworzył razem z Ginny, a której nie miał wtedy. I co zawinił ten mały chłopiec, że go skrzywdzili, odbierając go rodzicom?

Wiedział, że Ginny będzie go potrzebować, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że James potrzebuje go jeszcze bardziej. To ostatecznie Mark zdecydował za niego i kazał mu iść do Munga. Co prawda nie obyło się bez kłótni, ale zrozumiał, że i tak nie pomoże jednemu malcowi, ale za to może pomóc w przyjściu na świat drugiemu i wesprzeć Ginny.

Gdy znalazł się wreszcie w Mungu po raz pierwszy od lat widział jak Ginny płacze.

Wziął głęboki wdech i wszedł do środka. Poczuł silne zaklęcia alarmujące i zabezpieczające. Uzdrowiciele nikogo nie dopuszczali do tej sali, oprócz nich. Nawet Molly, choć próbowała od rana na różne sposoby dostać się do środka, została odrzucona przez blokujące zaklęcie na przeciwległą ścianę, po której się osunęła. Magomedycy od razu przybyli jej na ratunek, oznajmiając: „To dla bezpieczeństwa noworodka".

Podszedł do Ginny i od tyłu objął ją ramionami. Westchnęła głęboko i oparła się o jego pierś.

- Jestem okropną matką – szepnęła.

Harry przycisnął mocniej jej ramiona.

- Nigdy tak nie mów! – zaoponował. – Jesteś wspaniałą matką. Tylko ty potrafiłaś zapanować nad magią Jamesa... Zawsze wiesz, co robić...

- Ale nie byłam w stanie go uratować, a przez to on... – pogładziła dłonią po pojemniku – cierpi.

- Ginny, nie jesteś winna wszystkiemu. Starałaś się jak mogłaś, by ochronić Jamesa. To tamci są winni. Gdy użyli zaklęć niewybaczalnych zasłużyli na Azkaban.

Odwróciła lekko głowę i spojrzała na niego.

- Wiesz już coś?

- Wciąż szukają śladów na Pokątnej.

- Niczego nie znajdą. – Jej głos, choć cichy, był pewny. – Byli zbyt dobrze przygotowani i zatarli wszystko.

- Wiem, mówiłem Markowi.

Gdy wczoraj po porodzie, Ginny wreszcie zasnęła zmęczona całym dniem, sam poszedł na Pokątną. Chciał dopilnować wszystkiego. Niestety nikt nie był w stanie mu pomóc. Wiele osób przepytywanych przez niego i aurorów twierdziło, że nic nie widzieli. Tylko Jake opowiedział jak Ginny wyszła na Pokątną bez jego ochrony, choć jej to proponował. Harry uśmiechnął się półgębkiem. Dobrze wiedział, że ona nigdy nie chciała ochrony. Nawet jego.

Harry i Ginny - Czy ich miłość pokona wszystkie problemy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz